16.

3.2K 317 107
                                    

Gdyby ktoś zapytał Lloyda, na czym polegają spotkania rady szkoły, musiałby szczerze przyznać, że nie ma bladego pojęcia. Dla niego cały ich sens sprowadzał się do patrzenia, jak Morro przechodzi ciężkie załamanie nerwowe na przemian z kurwicą średnio raz na kwadrans i grzebaniu słomką w kubku po horrendalnie drogiej kawie ze Starbucksa, którą to otrzymał w ramach łapówki za samo przyjście. Szybko okazało się, że przekupstwo faktycznie nie popłaca, bo napój skończył się już po dwudziestu minutach, a spotkanie ciągnęło się co najmniej trzy razy dłużej i nic nie zapowiadało, by zmierzało ku końcowi. W dodatku pracownik kawiarni źle zapisał jego imię.

Lloyd został wybrany zastępcą przewodniczącego szkoły wyłącznie dlatego, że tak zażyczył sobie jego przyjaciel, a gdy on czegoś sobie zażyczył - musiał to dostać. Według oficjalnej wersji młody Garmadon był świetnym uczniem (prawda), powszechnie lubianym (dużo mniejsza prawda), szalenie zaangażowanym w życie szkoły (jawne i bezczelne kłamstwo). W tej mniej oficjalnej: Morro nie miał najmniejszego zamiaru dopuścić w pobliże swojego królewskiego stanowiska kogokolwiek, kto mógłby w przyszłości próbować go wygryźć, lub, nie daj Boże!, mieć własne zdanie i jeszcze głośno je wyrażać. Sam Lloyd zgodził się być jego prawą ręką wyłącznie dla świętego spokoju, kilku dodatkowych punktów na świadectwie i by móc w przyszłości powiedzieć na rozmowie kwalifikacyjnej „Nie, nie mam doświadczenia, ALE w liceum pomogłem wywalczyć nowe krzesła do sali muzycznej!". Podświadomie czuł również, że ratuje tym życie komuś, kto mógłby zdobyć to stanowisko w uczciwy sposób i od razu bardzo gorzko tego pożałować.

Morro był bystry, cwany i umiał urobić praktycznie każdego, zręcznie manipulował zasadami tak, jak jemu było akurat wygodniej i jeśli coś sobie postanowił, zawsze cel osiągał. Jeśli brać pod uwagę sprawy organizacyjne, można było z pełną szczerością powiedzieć, że za jego „panowania" uczniowie faktycznie mieli coś do powiedzenia, nauczyciele zaś cenili go za świetne stopnie i odwalanie kawału dobrej roboty często wykraczając poza obowiązki przewodniczącego. Problem polegał na tym, że przy wszystkich swoich niewątpliwych zaletach, Morro był koszmarnym szefem i każdy, kto miał okazje pracować z nim raz nigdy więcej nie popełniał już tego błędu.

Morro łatwo tracił nad sobą panowanie jeśli choćby najmniejszy szczegół odbiegał od jego perfekcyjnej wizji.

Morro nienawidził, gdy czegoś mu odmawiano, nawet jeśli robiono to z dobrych pobudek lub zwyczajnie dlatego, że dana rzecz była fizycznie niemożliwa.

Morro wściekał się, gdy gdy ktoś nie angażował się w projekt w takim samym stopniu, co on sam, co najczęściej oznaczało trzy nieprzespane doby z rzędu i hektolitry energetyków.

Za jego ostatniej „kadencji" skład rady zmieniał się trzykrotnie, bo nikt nie był w stanie wytrzymać życia w ciągłym terrorze dłużej, niż kilka miesięcy. Lloyd, choć czuł się paskudnie życząc przyjacielowi źle, w głębi ducha miał nadzieję, że w przyszłości nikt nie powierzy mu żadnego kierowniczego stanowiska. No chyba, że w celu wykurzenia całej załogi.

Gdy Morro po raz kolejny zajął się opierdzielaniem wszystkich (najpewniej za to, że swoim istnieniem zaburzają mu równowagę wszechświata), Lloyd sięgnął do kieszeni po nieco wygniecioną pocztówkę. Trzymał ją w niej od rana, z przerwami na intensywne wpatrywanie się w nią podczas przerw, co odebrało jej wszystkie punkty w skali estetyki. Zgrabne, kobiece pismo wciąż było jednak czytelne, a obrazek z nocną panoramą Lizbony robił wrażanie. Gdy był mały wykleił podobnymi pocztówkami całą ścianę pokoju. Nie miał pojęcia, co stało się z nimi później, gdy przeprowadził się do stryja, nie chciał zabierać ich ze sobą, by dalej każdego dnia przypominały mu, że jego matka uwielbia bywać absolutnie wszędzie, tylko nie z nim. Miał jednak cichą nadzieję, że ojciec nie wyrzucił ich w ramach remontu.

(Ninjago) Jak zniszczyć sobie życie na tysiąc różnych sposobów [ZAKOŃCZONE]Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ