2.

6.1K 480 240
                                    

Pokój, który ostatecznie wskazał mu Kai, okazał się małym, ale bardzo jasnym i poręcznie umeblowanym pomieszczeniem. Co prawa widok z okna obejmował wyłącznie parking i sąsiednie bloki, ale Lloyd zapewnił go, że pozwala to zaoszczędzić na prądzie (latarnie uliczne gwarantowały wystarczające oświetlenie po zmroku), a zaciągnięcie rolet przywołuje egipskie ciemności, ostatecznie więc można było zaliczyć to na plus. Na cały wystrój wnętrza składało się biurko, szeroki regał, szafa i łóżko, na którym leżał już starannie ułożony stosik z pościelą („Pralka działa świetnie, po prostu mój facet jest skończoną pierdołą"). Ostatni przedmiot w pomieszczeniu, jak się natychmiast okazało, nie do końca wchodzi w jego skład.

- Fikus jest mój - zaznaczył Lloyd, z czułością dotykając zielonych liści. - Jeśli ci to nie przeszkadza, wolałbym, żeby został tutaj. Nie lubi się z Kai'em.

Jay spojrzał na niego z niedowierzaniem, sądząc, że się przesłyszał.

- Fikus nie lubi Kai'a? - powtórzył dla pewności.

- Owszem. Z wzajemnością. - Chłopak skinął głową, a widząc niedowierzanie na twarzy nowego współlokatorem uśmiechnął się nieco złowróżbnie. - Jeśli dziwi cię emocjonalna więź z rośliną, poczekaj tylko, aż poznasz Zane'a.

- Jest was tu jeszcze więcej? - wyrwało się Jay'owi, nim zdążył ugryźć się w język. Wizja dzielenia przestrzeni z jeszcze jedną osobą kompletnie go przytłoczyła.

- Zależy kogo zapytasz. Kai, gdyby mógł, dopisałby Zane'a do grona najemców, zaznaczając, że czynsz płacony jest w naturze. Dasz sobie tu ze wszystkim radę? Powinienem wrócić się uczyć...

- Jasne, idź. Ogarnę się tu.

Biorąc pod uwagę ilość bagaży, proces „ogarniania się" nie powinien zająć dłużej niż wysypanie zawartości torby do jednej z szuflad komody, nowa sytuacja i obce miejsce sprawiały jednak, że Jay czuł się wyjątkowo niekomfortowo, co zawsze budziło w nim swego rodzaju pedantyczne zapędy. Każdą wyciągniętą z pakunków rzecz sprawdzał więc po pięć razy, składał w idealną kostkę lub rozwieszał starannie na wieszaku i przygładzał dla pewności jeszcze kilka razy, za wszelką cenę starając się odwlec moment, w którym niezbyt długa lista zajęć skończy się i zostanie sam na sam, bez żadnego zajęcia, ze swoimi myślami.

A tych ostatnich było naprawdę sporo, z dominującym przeczuciem, że oto właśnie odkrył, czemu czynsz jest tak śmiesznie niski, a Nya tak bardzo wpychała mu w rękę kartkę z adresem. Klął też na czym świat stoi, że przed wpłaceniem zaliczki nie pojawił się by choćby obejrzeć lokum, czasu miał jednak dokładnie tyle, ile zajmuje podróż z jego rodzinnej wsi, więc zdecydowanie nie powinien narzekać. Jakoś przetrzyma kilka tygodni, póki nie znajdzie czegoś lepszego, ostatecznie nikt chyba jeszcze nie umarł od brudu i bałaganu. Choć niejasna majaczyło mu w głowie przekonanie, że mógłby naprawdę paść tu trupem i przeleżeć dobry tydzień, zanim ktoś wyłapałby nowy rodzaj smrodu w mieszkaniu. Trzy tygodnie, jeśli śmierć dopadłaby go w kuchni, do której Lloyd nie wchodził - Cole i Kai sprawiali wrażenie osób, którzy zauważą zalegające na podłodze truchło dopiero, gdy się o nie potkną.

W końcu, ponieważ nie da się w nieskończoność rozkładać kilku bluzek i trzech par spodni, a do poziomu składania bielizny wolał się nie zniżać, nadeszła chwila, gdy Jay siedząc na łóżku mógł tylko wpatrywać się w ścianę. Całkiem ładną ścianę. Kolory takie żywe, jakby się przypatrzeć pociągnięciom pędzla, można by wyłapać nutkę artyzmu, jakiś impresjonizm, albo kubizm, nie pamiętał dokładnie... Dzięki Bogu nim doszedł do kontemplacji sufitu, telefon w jego kieszeni zawibrował zbawiennie i uradowany chłopak po raz pierwszy w życiu odebrał połączenie przed drugim sygnałem.

(Ninjago) Jak zniszczyć sobie życie na tysiąc różnych sposobów [ZAKOŃCZONE]Kde žijí příběhy. Začni objevovat