29.

2.7K 234 79
                                    

W języku francuskim funkcjonuje pojęcie „L'appel du vide", określające nagły napływ autodestrukcyjnych myśli. Cichutki głosik w głowie podpowiadający, by odbić kierownicą nieco mocniej w lewo i zjechać na sąsiedni pas, prosto pod koła ciężarówki. Przemożna chęć postawienie tego jednego, dodatkowego kroku, jaki dzieli nas od przepaści między ósmym piętrem wieżowca a parterem, i ciekawość jakie emocje towarzyszą spotkaniu z płytą chodnikową. Zryw dziwnego instynktu, któremu w rzeczywistości człowiek wcale nie chce i nie zamierza ulec. „Zew pustki" jest jak wyzwanie rzucane nam przez nasz własny mózg by pokazać, że czasem nie powinniśmy ślepo wierzyć własnym odruchom.

Kai uwielbiał to uczucie. Uwielbiał wyzwania.

Zawsze był dzieckiem niezwykle ciekawym świata. Nie takim, które zadaje milion pytań na minutę i na każde oczekuje szczegółowej odpowiedzi, lecz takim, które z rozmysłem wsadza rękę w ogień, by przekonać się, czy naprawdę jest gorący. Dwukrotnie - bo przecież za pierwszym razem mógł się z oceną pomylić. Rodzice żartowali czasem, że wcale nie świętuję jego urodzin, lecz fakt, że jakimś cudem zdołali utrzymać go przy życiu przez kolejny rok. A przyznać trzeba, że Kai ani trochę nie ułatwiał im zadania, spuszczony z oka na pięć sekund siał zniszczenia większe, niż niejedna klęska żywiołowa. Upadek z drabiny? Zaliczony. Przekoziołkowanie po schodach? Można odhaczyć. Podtopienie w jeziorze? Podkreślone na czerwono, z trzema wykrzyknikami. Wszystko to w ciągu pierwszych siedmiu lat życia. Skłonności do autodestrukcji były tak głęboko zakorzenione w jego naturze, że po jakimś czasie przestały kogokolwiek zaskakiwać, zwłaszcza że, nie licząc częstszych niż u przeciętnego człowieka wizyt w szpitalu, nie dawały już tak opłakanych skutków. Kai może i nie należał do szczególnie rozważnych, nie był jednak głupi i nigdy nie popełniał danego błędu dwa razy, przez co pula dostępnych katastrof w końcu się wyczerpała.

Może właśnie to sprawiło, że gdy tylko pojawiła się okazja, natychmiast gotów był z niej skorzystać. Może był już znużony ciągłą nudą i rozpaczliwie potrzebował jakiegokolwiek bodźca. Adrenalina pulsowała mu w żyłach, a Wito... Oh, Wito był jak ogień w środku śnieżycy, gdy jesteś zbyt otępiały by pamiętać, że nie należy wsadzać przemarzniętych palców między płomienie. Był wyzwaniem, o którym z góry wiadomo, że straty przerosną zyski i lepiej trzymać się od niego z daleka. Był jak „zew pustki", któremu Kai nigdy nie umiał się oprzeć.

Poznali się na jakiejś domówce, na krótko po szesnastych urodzinach Kai'a. Nie pamiętał jakiej okazji ani kto organizował imprezę, prawdę mówiąc nie był pewny, czy w ogóle znał gospodarza. Nie żeby miało to dla niego jakiekolwiek znaczenie. Dziewięćdziesiąt procent jego znajomych była dużo starsza i traktowała go jak rodzaj klubowej maskotki. Nie przeszkadzało mu to tak długo, póki w zamian dostawał możliwość bezkarnego picia, klęcia i wślizgiwania się do klubów bez dowodu.

Dochodziła godzina trzecia nad ranem i większość gości albo wymiotowała w łazience, albo walała się po mieszkaniu w stanie wątpliwej przytomności. Ewentualnie oba naraz. Kai sam miał za sobą kilka kolejek, za mało, by zaliczyć zgona, ale wystarczająco, by uważać całą sytuację za szalenie zabawną. Ostatecznie jednak znudziło go siedzenie w dusznej od papierosów kuchni i wymknął się na balkon. Nocne powietrze było chłodne i działało trzeźwiąco, co w sumie nie bardzo mu się spodobało, zwłaszcza gdy dodatkowo w kieszenie zaczął wibrować mu telefon. Najpewniej któryś z rodziców znowu próbował się do niego dodzwonić. Nie zamierzał odbierać. Naprawdę sądzili, że grzecznie przesiedzi całe wakacje w domu, wracając o godzinie dwudziestej pierwszej? Miał chyba prawo do własnego życia? Był dorosły, do cholery, mógł robić co chciał!

Poirytowany nawet nie zauważył, kiedy ktoś do niego dołączył. Dopiero po chwili zorientował się, że ciemność na chwilę rozświetlił błysk zapalniczki.

(Ninjago) Jak zniszczyć sobie życie na tysiąc różnych sposobów [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now