12.

3.6K 307 177
                                    

Jay padł na łóżko gdy tylko zamknęły się za nim drzwi i natychmiast wcisnął twarz w poduszkę, naciągając jej brzegi na uszy. Był wyczerpany, zarówno fizycznie jak i psychicznie, a leżenie w samotności może i działało na pierwszy problem, zdecydowanie pogarszało jednak drugi. Od dobrej godziny nie marzył o niczym innym, jak tylko o odrobinie samotności, kiedy jednak w końcu dostał po temu szansę, bardzo boleśnie przekonał się, że wciąż coś jest nie tak. Przypominało to moment, kiedy kładziesz się spać, wyczerpany do tego stopnia, że ledwo widzisz na oczy, ale nie możesz zasnąć, bo stale drażni cię jakiś drobny szczegół. Za gorąca poduszka, zmięte prześcieradło, kołdra ułożona w złą stronę, szum wody w rurach - wszystkie te drobne rzeczy, na które zwykle nie zwraca się uwagi. Jay miał wrażenie, że właśnie znalazł się w ich epicentrum, jakby coś, jakaś niewidoczna, niezidentyfikowana siła uparła się drażnić jednocześnie wszystkie jego zmysły. W rozmowie z psychologiem powiedział kiedyś, że czuje się, jakby bolał go sam mózg - nie było żadnego sposoby, by to powstrzymać, więc mógł tylko czekać bezczynnie, aż wszystko samo uspokoi się i minie.

A co jeśli nie minie nigdy? Nie, przecież zawsze przechodzi, przestań tak myśleć, nakręcasz się, Jay. Ale co jeśli tym razem naprawdę zwariował? Nie powinien był wyjeżdżać z domu, to miejsce jest koszmarem. Wszyscy mają go za świra, widzieli, że mu odwala, na pewno wyczuli, że coś z nim nie tak. Dlaczego nie może być po prostu normalny? Dlaczego nie możesz po prostu spróbować być normalny, Jay? Za mało się starasz, w ogóle się nie starasz, gdybyś spróbował trochę bardziej...

Wsunął palce we włosy, kuląc się w pozycji embrionalnej.

Dlaczego nie zabrał z domu swoich tabletek? Cholera, Jay, miałeś jedną rzecz do zrobienia! Jak mogłeś aż tak zawalić? Jak mogłeś myśleć, że dasz sobie radę sam? Nie potrafisz nawet poradzić sobie z samym sobą, nie potrafisz uciszyć własnych myśli, nie potrafisz sprawić, żeby wszyscy się zamknęli, Jezu, niech się wszyscy zamkną, do cholery, niech wreszcie będzie cicho, już dość...!

Dlaczego jesteś tak bezużyteczny, Jay?

Na dźwięk telefonu poderwał się tak gwałtownie, że omal nie zleciał na podłogę. Z trudem odszukał komórkę, zaplątaną w pościel, i poczuł ulgę widząc na wyświetlaczu imię siostry. Nie był do końca pewny, czyjego telefonu tak się obawiał, Lilo decydowanie była jednak tą osobą, której najbardziej teraz potrzebował.

- T-tak? - Dopiero kiedy głośno pociągnął nosem uświadomił sobie, że twarz ma mokrą, oczy załzawione, a głos drży mu do tego stopnia, że nie pozostawia żadnych wątpliwości co do stanu, w jakim się znajdował.

Lilo z całą pewnością to wyczuła.

- Ej, Jay, wszystko dobrze? - zapytała i Jay mimo bałaganu w głowie zdołał odnotować, że to chyba jedyna na świecie osoba, w której ustach to pytanie nie działało mu na nerwy. Byś może dlatego, że nie brzmiała na zmartwioną (jak rodzice), przestraszoną (jak nauczyciele), lub zniesmaczoną (jak dzieciaki w szkole), lecz na zdeterminowaną, by w razie potrzeby w sekundę pojawić się obok i zniszczyć cokolwiek lub kogokolwiek, kto ośmielił się doprowadzić jej brata do takiego stanu. To było... coś nowego. Miłego. Budzącego zaufanie i w jakiś sposób sprawiającego, że czuł się nieco normalniejszy.

- Tak - skłamał mimo wszystko, co jakaś jego część wciąż upierała się, że nie może nadużywać tej odrobiny zrozumienia. - Przez chwilę było kiepsko, ale już... już się ogarnąłem.

- Na pewno? Mogę zadzwonić później. Albo jutro. Martwiłam się, bo nie odbierałeś przez cały dzień.

- Mieliśmy... - powstrzymał się przed użyciem słów pokroju „kataklizm", „kryzys" i „armagedon" - większą akcję porządkową. Coś ważnego?

(Ninjago) Jak zniszczyć sobie życie na tysiąc różnych sposobów [ZAKOŃCZONE]Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin