11.

3.6K 314 145
                                    

Morro mieszkał z rodzicami na prywatnym, strzeżonym osiedlu, jednym z tych, na którego dostanie się, zwłaszcza motorem, kosztowało więcej nerwów, niż było warte. Lloyd zdołał jednak przecierpieć mało przychylne spojrzenie strażnika i cierpliwie odczekał, aż ten zadzwoni gdzie trzeba i potwierdzi, że tak, ten potencjalny dawca organów jest oczekiwanym gościem i można wpuścić go na teren osiedla. Cóż, przynajmniej nie bał się zostawić motor pod blokiem, dobre i tyle.

Kiedy wspiął się na drugie piętro, drzwi jednego z apartamentów były już otwarte, a oparty o ich framugę chłopak miał minę, jakby musiał czekać na niego zdecydowanie za długo.

- No proszę, patrzcie, kto sobie w końcu przypomniał, że istnieję – prychnął, krzyżując ramiona na piersiach. Wnioskując po czarnej koszulce z nadrukowanymi trzema szóstkami, krótkich spodenkach, w których zazwyczaj spał, oraz ciemnych włosach ułożony we fryzurę à la wkurwiony Szopen, przerwano mu właśnie leniwy wieczór przed telewizorem, względnie na konsoli.

- Widujemy się codziennie w szkole – przypomniał Lloyd, nie bardzo w nastroju na tego rodzaju przepychanki.

Morro najwyraźniej wyczuł to, by tylko burknął coś pod nosem, odsuwając się, by przepuścić przyjaciela w drzwiach.

- Niech ci będzie, Monti. Właź i dziękuj pradawnym bogom, że akurat mam wolną chatę. Przyniosę coś do picia.

Blondyn tylko skrzywił się nieznacznie, idąc w głąb mieszkania. Jeśli w grę wchodziło wymyślanie idiotycznych przezwisk, Morro był całkowicie niereformowalny i Lloyd przestał próbować wpłynąć na niego lata temu. Kwestię tego, jakim cudem uznał, że „Monti" jest idealnym zdrobnieniem od „Montgomery", na stałe dodał jednak do pytań egzystencjalnych pokroju „Czy rodzicom naprawdę nie wystarczyło skrzywdzenie mnie jednym koszmarnym imieniem?".

Pokój Morro... z całą pewnością wiele mówił o właścicielu. Szczególnie rzucający się w oczy od razu na wejściu wielki mural z podobizną Freddy'ego Kruegera. W towarzystwie plakatów filmowych klasyków pokroju „Omena", Egzorcysty" czy „Demonów", lampy, która po zapaleniu rzucała cienie przypominające dawno nieprzycinany żywopłot, kolekcji paskudnych lalek i klaunów, oraz włączanej na noc kamerki ustawionej w strategicznym punkcie pokoju odkąd na ekrany kin wkroczyło „Paranormal activity" - dawał niejaki wgląd w psychikę nastolatka i mówił o nim aż nazbyt wiele. Na przykład to, że bardzo, bardzo lubił kicz.

Zwalając się na duże łóżko, Lloyd dziękował w duchu, że pościel nie jest przynajmniej zrobiona z satyny - czarny kolor dało się jakoś przecierpieć. Odetchnął głęboko, kryjąc twarz w poduszce. Zazwyczaj zachowywał dystans jeśli chodzi o cudze mieszkania, zwłaszcza łóżko było swego rodzaju strefą komfortu, do której starał się nikomu nie wkraczać, zwłaszcza nieproszony. W tym przypadku było jednak inaczej, Morro był przyjacielem, jedynym - poza Kai'em - jakiego Lloyd w życiu miał. Przez kilka ostatnich lat stworzyli między sobą własne zasady, nauczyli się odnosić do siebie inaczej, niż do pozostałych ludzi, traktować się inaczej i na inne rzeczy pozwalać. Zupełnie jakby stworzyli od podstaw swój własny, dwuosobowy świat, który rządził się własnymi prawami.

- Trzymaj.

Lloyd niechętnie otworzył oczy, zerknął na pochylającego się nad nim chłopaka i zaraz zamknął je ponownie.

- Przyjechałem motorem – mruknął, za co zarobił szturchnięcie w policzek butelką zimnego piwa.

- To wrócisz taksówką. Przechowam ci tego blaszaka w garażu.

Przyjaciel pozostawał nieugięty i Lloyd, przeczuwając, że wszelki opór i tak na nic się nie zda, podniósł się do siadu, przyjmując butelkę. Przez chwilę obracał ją w dłoniach, rozważając wszystkie za i przeciw, ostatecznie doszedł jednak do wniosku, że w niektórych okolicznościach po prostu trzeba przedłożyć stan wątroby nad zdrowie psychiczne, i pociągnął pierwszy łyk. A zaraz potem drugi. I trzeci i kolejny, aż naraz zdał sobie sprawę, że nie ma już czego pić.

(Ninjago) Jak zniszczyć sobie życie na tysiąc różnych sposobów [ZAKOŃCZONE]Où les histoires vivent. Découvrez maintenant