8.

3.8K 370 272
                                    

- No, i teraz wystarczy dać to tutaj...

Oparty o ścianę Lloyd obdarzył go przeciągłym, wyjątkowo sceptycznym spojrzeniem.

- Instrukcja mówi coś zupełnie innego. – Zauważył i po samym już tonie dało się poznać, komu w tym starciu poglądów ufa bardziej.

- Wobec tego instrukcja bezczelnie kłamie – skwitował Kai, odrzucając kolejną śrubkę na kupkę rzeczy „dodatkowych i niepotrzebnych". Podejrzanie dużą kupkę, dodać należy. – O, zobacz! – Wyprostował się, z dumą spoglądając na swoje dzieło. – Od razu zaczęło przypominać regał!

- Uprzejmie przypomnę, że składamy szafę.

Krótkie, mordercze spojrzenie znaczące w skrócie dokładnie tyle, co „psujesz zabawę - przestań to robić".

- A co za różnica?

- Mniej półek i para drzwi, na początek.

Kai otworzył usta, szykując się do riposty, chyba jednak żadnej nie wymyślił, bo tylko wymamrotał coś pod nosem i jeszcze raz zmierzył spojrzeniem walające się po podłodze kawałki drewna.

- Drzwi, drzwi... A na co komu drzwi? – burknął, szturchając jedną z desek nogą. – Chyba żeby nimi trzaskać po nocy. A w ogóle to nie lubię szaf. Pół życia w jednej siedziałem, mam ich powyżej uszu.

- Wierzyć mi się nie chce. – Lloyd postanowił w końcu interweniować, zanim Kai'owi uda się zmontować łóżko, krzesło, albo stół z elementów zdecydowanie do tego nie przeznaczonych. Dzierżąc w dłoni instrukcję niczym najpotężniejszą broń, przykucnął naprzeciw swojego chłopaka, zabierając się za odkręcanie krzywo przymocowanych desek. – Jestem święcie przekonany, że ogłosiłeś światu swoją orientację gdy tylko nauczyłeś się mówić. Zaraz potem zakwestionowałeś istnienie Boga, uznałeś, że kodeks ruchu drogowego ty tylko zbiór luźnych sugestii i stwierdziłeś, że praca na etacie jest „dla frajerów bez wyobraźni".

Kai uśmiechnął się lekko, zamykając dłoń Lloyda w swojej, palcami drugiej ręki przesuwając po jego policzku, nakłaniając, by na niego spojrzał.

- Pewnie ciężko ci w to uwierzyć, ale nie zawsze byłem tak niesamowity jak teraz. – W jego głosie pobrzmiewała smutna nuta i chyba właśnie dlatego młodszy chłopak postanowił nie dokuczać mu bardziej.

- Faktycznie, ciężko – przyznał zamiast tego, obejmując go za szyję, całując krótko w usta. – Bo dla mnie zawsze byłeś.

Kai momentalnie zapomniał o wszelkich zmartwieniach i mrucząc z zadowoleniem wsunął palce w jasną czuprynę chłopaka, przyciągając go bliżej, pogłębiając pocałunek. Odsunęli się od siebie dopiero, gdy ktoś zapukał do drzwi. Cicho, niepewnie i jakby ze strachem, że ktoś mógłby, nie daj Boże, faktycznie otworzyć - najpewniej był to więc Jay.

- Słyszysz? – Lloyd zniżył głos do szeptu, pochylając się tak, by ich czoła zetknęły się. – Wszyscy poza tobą pukają.

- Mhm. – Kai uśmiechnął się przekornie, przenosząc się z pocałunkami na szyję partnera. – Ja też właśnie zamierzam...

Ktoś po drugiej stronie drzwi ponownie upomniał się o uwagę, przy czym tym razem zdecydowanie mniej delikatnie; futryna zatrzęsła się niebezpiecznie, a zaskoczony Kai omal nie ugryzł się w język.

- To Skylor. – Ocenił spokojnie Lloyd, podnosząc się z podłogi i otrzepując spodnie. – Naprawdę chcesz czekać, aż przyślą tu Cole'a? – zapytał, widząc, że jego nadąsany chłopak ani myśli ruszyć się ze swojego miejsca. – Te drzwi mogą tego nie przeżyć...

(Ninjago) Jak zniszczyć sobie życie na tysiąc różnych sposobów [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now