19.

3.5K 283 231
                                    

Cole nie był pewny, kiedy dokładnie jego mama zachorowała. W najwcześniejszych wspomnieniach widział ją jako pogodną, pełną energii kobietę, za którą chodził krok w krok, stale upewniając się, czy jest obok i czy aby na pewno widziała, jak wspaniale wychodzi mu jazda na trójkołowcu. Pamiętał jej ciepło, spokojny głos i sposób, w jaki marszczyła nos, gdy się uśmiechała. Jednocześnie jednak w jej oczach zawsze czaił się cień. Czasem objawiał się jako niepewność w jej gestach, zbyt długi moment wahania, nim się zaśmiała, zbyt częste chwile zamyślenia. Innym razem przez cały dzień nie mówiła ani słowa, leżąc w łóżku i wpatrując się przed siebie niewidzącym wzrokiem. Niekiedy nie reagowała na nic i na nikogo, pogrążona w całkowitej apatii. Przeważnie jednak kiedy Cole cicho wślizgiwał się do sypialni i ostrożnie kładł się obok, przygarniała go do siebie, opierając brodę na czubku jego głowy i oddychając głęboko, jakby był tratwą, która pomagała jej utrzymać się na powierzchni wody, chroniąc przed utonięciem. Chłopiec nie lubił widzieć jej w takim stanie, w jakiś sposób cieszył się jednak, że właśnie on jest jej tak bardzo potrzebny.

Bardzo szybko nauczył się żyć z jej nastrojami. Nauczył się dopasowywać, nie marudzić, nie oczekiwać zbyt wiele. Nauczył się ukrywać rozczarowanie, akceptować, że to, co dla niego ważne, często zostają odłożone na bliżej nieokreślone nigdy, nauczył się nie wymagać obietnic i przyjmować rzeczy takimi, jakie są. Nauczył się również, że słowa i zachowania dzielą się na te wymagane i te niewskazane, i że spora część jego potrzeb i oczekiwań zalicza się do tej drugiej grupy. Nie przeszkadzało mu to zbytnio. Byłoby trudno przystosować się do tego z dnia na dzień, jednak żyjąc według określonych zasad praktycznie odkąd tylko sięgał pamięcią, przyjmował je jako całkowicie naturalne.

Nie wolno biegać.

Nie wolno hałasować.

Nie wolno rozrabiać, pyskować, mieć złych stopni, Cole, czy naprawdę uważasz, że mamy za mało problemów?

Nie warto pytać „dlaczego".

Jeśli ktoś zapyta o mamę, zawsze należy trzymać się oficjalnej wersji.

Wszystkie te reguły wbito mu do głowy zaraz obok „patrz, nim przejdziesz przez ulicę" i „nie rozmawiaj z nieznajomymi" – a skoro te drugie były dobre, czemu miałby wątpić w słuszność pozostałych? Tym bardziej, że wszyscy zawsze go za to chwalili: bo taki grzeczny, taki cichy, tak słucha innych i nigdy się nie wychyla. To ostatnie nie było do końca prawdą. Cole miał naturę zawadiaki - zduszoną wszelkimi możliwymi sposobami, ale nadal istniejącą - i nie mogąc okazywać jej jawnie, ujście dla emocji znajdował w prowokowaniu niewygodnych dla innych sytuacji. Niemniej jednak nikt nigdy za rękę go nie złapał, a nauczyciele nie przyjmowali nawet do wiadomości, że cichutkie dziecko z ławki pod oknem mogłoby napuścić na siebie dwóch dryblasów ze starszej klasy.

W domu Cole przez większość czasu sam radził sobie z wszystkimi obowiązkami, jakie wynikały z jego obecności. Jako ośmiolatek utrzymywał idealny porządek w pokoju, pilnował, by zawsze mieć czyste ubrania i nie miał najmniejszego problemu z wyprawieniem się rano do szkoły, nie bardzo wiedząc, co może zastać w domu po powrocie. W lepsze dni mama pozwalała mu spędzać popołudnia przed telewizorem, czytała mu książki, czasem zabierała na spacer, jakby chciała w ten sposób wynagrodzić mu swoją nieobecność. Z biegiem czasu zdarzało się to jednak coraz rzadziej i przeważnie powrót do domu oznaczał konieczność odgrzania obiadu dla nich obojga i długie próby nakłonienia jej, by przełknęła cokolwiek. Zawsze przypominał jej również o braniu leków i osobiście przynosił z szafki odpowiednie opakowania. Nie należało to do jego obowiązków, ojciec wręcz zabraniał mu choćby zbliżać się do lekarstw, Cole potrzebował jednak czegoś, co mógłby zaliczyć jako swój wkład w poprawę zdrowia mamy, a niczego innego nie potrafił wymyślić. Czasem siedział przy niej opowiadając o swoim dniu. Czasem zasypiała, lub nie miała ochoty go widzieć - zaszywał się więc w swoim pokoju, lub snuł po domu szukając sobie jakiegokolwiek zajęcia. Ojciec nie lubił, gdy wychodził z domu po szkole, co znacząco ograniczało mu możliwości zdobycia tak znajomych, jak i hobby. Nie „uniemożliwiało", Cole był jednak samotnikiem i z wyboru (inni ludzie bywali denerwujący, zadawali dziwne pytania, a czasem wręcz podważali słuszność świętych zasad!) i z konieczności (jakoś nigdy nie umiał z nikim się dogadać).

(Ninjago) Jak zniszczyć sobie życie na tysiąc różnych sposobów [ZAKOŃCZONE]حيث تعيش القصص. اكتشف الآن