32.

3.4K 309 302
                                    

Powietrze było chłodne, gęste jak przed burzą i nogi Jay'a natychmiast pokryły się gęsią skórką, nie zwrócił na to jednak większej uwagi, opierając się o balustradę balkonu i mocniej opatulając za dużym o dobre dwa rozmiary swetrem. Dostał go na Święta dobre dwa lata temu, kiedy to jego mama przechodziła fazę uwielbienia dla wszelkiego rodzaju robótek ręcznych, i wbrew wszelkim prognozom (oraz własnym nadziejom) jakoś nie zdołał do niego „dorosnąć" . Co, rzecz jasna, wcale nie przeszkadzało mu owego cudu szydełkowania nosić. Nie przeszkadzał również jaskrawo kanarkowy kolor, nieproporcjonalnie długie rękawy i fakt, że wełna gryzła niesamowicie. Wychowano go w przekonaniu, że każde ubranie powinien nosić na grzbiecie jak długo się da, a fanaberie pokroju „bo kolory się gryzą" zarezerwowane są dla ludzi, których na nie stać. I że sam najpewniej nigdy nie zacznie zaliczać się do tej grupy, choć to akurat dopowiedział sobie sam w wieku lat nastu, gdy znienacka spłynęła na niego świadomość, że świat jest cholernie niesprawiedliwy.

Teraz zaś był dodatkowo zimny, ponury i zamazany, bo po mózg co prawda bardzo przytomnie uznał, że po ostatnich „atrakcjach" nie ma najmniejszego zamiaru przejść w fazę REM, oczy jednak uparcie domagały się odpoczynku.

Naciągnął rękawy na dłonie i przykrył nimi policzki, by choć trochę się ogrzać. Ciekawe, czy na wysypisku też zapowiadał się tak paskudny dzień? Dochodziła szósta, rodzice od dawna byli więc na nogach. Za jakąś godzinę mama obudziłaby go i zwabiła do kuchni zapachem kawy i jajecznicy, świeżych kanapek, a może nawet naleśników. Te ostatnie robiła bardzo często gdy chodził jeszcze go podstawówki - stanowiły przynętę, by w ogóle wyciągnąć go z łóżka i przekonać, że owszem, musi iść do szkoły i nie, wcale nie jest chory, a już na pewno nie na dżumę, gruźlice, ani tyfus, matko Boska, dziecko, skąd w ogóle znasz takie nazwy? Nienawidził podstawówki niemal tak samo mocno, jak później gimnazjum, ale naleśniki mamy były słodkie, puszyste i warte poświęcenia. Czy zrobiła je dzisiaj na śniadanie? Teraz, gdy jego tam nie ma? Poczuł dziwny skurcz w sercu na samą myśl o tym, a zaraz potem ukłucie strachu. Czy już wiedzą? Czy ktoś im coś powiedział? Jeśli jakakolwiek plotka zrodziła się w jego rodzinnym miasteczku, z całą pewnością została już wypaczona, przeinaczona i tak wiele razy przepuszczona przez sąsiedzki „głuchy telefon", że mogła urosnąć już do rangi prawdy objawionej.

Mocniej wtulił twarz w szorstką wełnę. Bardzo, bardzo chciałby być teraz w domu, w prawdziwym domu, tym sprzed całej tej afery, kiedy wszystko było takie proste i zrozumiałe. Dlaczego wszystko musiało się tak strasznie pochrzanić?

Dlaczego ty zawsze musisz wszystko zepsuć, Jay?

Wzdrygnął się, gdy usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi balkonowych i pospiesznie wyprostował się, przecierając rękawem oczy na wypadek, gdyby od całych tych rozmyślań zrobiły się podejrzanie wilgotne.

Jeśli Cole zauważył ten gest (lub dosłyszał towarzyszące mu mniej dyskretne siorbnięcie nosem), taktownie postanowił go nie skomentować, bez słowa przystając przy barierce, z rękami wepchniętymi w kieszenie jeansów i wzrokiem utkwionym w horyzoncie. Nie, stop, wróć. „Cole" i „taktownie" nie pasowało mu jakoś w jednym zdaniu. Podobnie jak całe to majestatyczne wpatrywanie się we wschód słońca. Cole nie umiałby przecież być taktowny nawet wówczas, gdyby zależało od tego jego życie, a piękna natury nie doceniłby choćby podetknięto mu je pod sam nos i wskazano palcem. Był na to zbyt prostacki, grubiański, niedojrzały i tak cholernie uparty, że czasami człowiek po prostu chciał zrobić mu na złość. A w ogóle... a w ogóle to wylazł na balkon na bosaka, kretyn jeden.

Jay nie był do końca pewien, skąd ten ostatni punkt wziął się na jego prywatnej liście i czemu w ogóle zauważył coś tak absurdalnego, niemniej wcale go to w tym momencie nie obchodziło. Próbował po prostu przypomnieć sobie, że jest na Cole'a zły, w dodatku ze słusznych powodów, i jakoś ten gniew w sobie utrzymać, jednak za nic nie mógł znaleźć na to dość sił.

(Ninjago) Jak zniszczyć sobie życie na tysiąc różnych sposobów [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz