10.

3.4K 342 111
                                    

Kai klęczał na podłodze, zawzięcie przerzucając reszkę elementów przeznaczonych do złożenia szwedzkich puzzli. Lloyd upewnił się, że drzwi są dokładnie zamknięte, wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze, nim w końcu odwrócił się twarzą do niego.

- To był największy szczyt chamstwa, jaki u ciebie widziałem – oznajmił, a Kai wzdrygnął się, choć bardzo próbował udawać, że kompletnie nie zrobiło to na nim wrażenia.

- Od razu widać, że znasz mnie od niedawna – odpowiedział z pozorną obojętnością. – Gdzie położyłeś instrukcję?

- Nie zmieniaj tematu.

- Nie zmieniam. Szafa - jedna i ta sama od dwóch godzin. – Wskazał rozwalone na podłodze elementy nieco zbyt zamaszyście jak na kogoś tak spokojnego, na jakiego się kreował. – Skończmy ją wreszcie, żeby Cole miał się w czym chować do usranej śmierci.

- Doskonale wiesz, że nie o to mi chodzi.

Kai z rozmachem odłożył deskę, którą akurat próbował gdzieś dopasować. Jedyną przeszkodą, by nie nazwać tego ciśnięciem nią o podłogę, był fakt, że ani na sekundę nie wypuścił jej z uścisku. Jego dłoń zadrżała, z całą pewnością poobijał sobie knykcie.

- Nie chcę o tym teraz rozmawiać, Lloyd – uciął ostro, prostując się gwałtownie, by spojrzeć partnerowi prosto w oczy. Zdecydowanie nie był to wzrok kogoś opanowanego. Nie był to też wzrok kogoś poirytowanego lub złego. Jedyne, co dało się w nim dojrzeć, to strach i desperacja. – Nie teraz. Proszę.

Lloyd zacisnął usta, rozdarty między tym, co chciałby powiedzieć, a tym, co powiedzieć powinien. Rozumiał Kai'a, rozumiał na tyle, na ile było to możliwe i szczególnie teraz starał się być wobec niego bardziej wyrozumiały. Nie mógł jednak pozbyć się wrażenie, że jego partner zwyczajnie tego nadużywa. Wiedział, że brzmi to źle, jakby odmawiał mu prawa do cierpienia, lub wyznaczał limit, powyżej którego przestawał zasługiwać na współczucie, jednocześnie jednak czuł się w obowiązku zareagować, gdy Kai zaczynał odreagowywać w sposób bardzo szkodliwy. Zarówno dla innych, jak i dla samego siebie.

- Nie będę cię zmuszał – powiedział w końcu, a Kai wyraźnie rozluźnił mięśnie. Jego spojrzenie momentalnie złagodniało i kiedy wyciągnął do niego rękę, Lloyd bez wahania przyklęknął obok niego, pozwalając zamknąć się w mocnym, wręcz desperackim uścisku. Odruchowo uniósł dłonie, chcąc odwzajemnić gest, jednak w połowie drogi zmienił zdanie, pozostając niemal całkowicie biernym. – Nie będę cię zmuszał – powtórzył, tym razem bardziej stanowczo – ale uważam, że robisz błąd.

Kai uniósł głowę z jego ramienia, prostując się nieco, by móc spojrzeć mu w oczy. Przez jedną, krótką sekundę wyglądał, jakby zamierzał odpowiedzieć, jakby próbował odszukać słowa zepchnięte tak głęboko, że niemal zapomniane, zanim jednak zdążył otworzyć usta, ciszę przerwało pukanie do drzwi.

Lloyd przymknął oczy. Zaczynał naprawdę naprawdę nienawidzić tego dźwięku.

- Kai? Jesteś tam? – Zapytała Nya, a kiedy Lloyd rzucił krótkie „proszę", niepewnie uchyliła drzwi, zaglądając do środka. – Jesteście zajęci?

- Trochę – mruknął Kai, ale zaraz ugiął się pod spojrzeniem swojego chłopaka. – No już wejdź, skoro musisz...

Wyglądał na niezwykle rozczarowanego, że dziewczyna faktycznie posłuchała, zamykając za sobą drzwi, sprawiając wrażenie, jakby nie bardzo wiedziała, czy też powinna gdzieś usiąść, czy dalej patrzeć na nich z góry.

- Chciałam z tobą porozmawiać – zapowiedziała odrobinę zbyt oficjalnie.

Lloyd spróbował wstać, ale Kai gestem zatrzymał go w miejscu.

(Ninjago) Jak zniszczyć sobie życie na tysiąc różnych sposobów [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now