21.

3.1K 328 374
                                    

Jay mocniej objął się ramionami, starając się skurczyć do możliwie najmniejszych rozmiarów, jakby faktycznie mogło ochronić go to przed gwałtownymi porywami wiatru.

- Gdybyś mi powiedział, że jedziemy nad morze, inaczej bym się ubrał - mruknął, naciągając na dłonie rękawy za dużej bluzy. Przyjął ją od Cole'a z wyraźnymi oporami, szybko stało się jednak jasne, że w starciu z zimnem jakakolwiek awersja nie ma absolutnie żadnych szans. Nie było to może wielkie zwycięstwo (ani też walka nie należała do uczciwych), ale mężczyzna i tak bym z siebie dumny.

- Wtedy nie byłoby niespodzianki - odpowiedział, próbując kołysać się na piętach, co zdecydowanie utrudniało ich zapadanie się w mokry piach. Natychmiast zatęsknił do cywilizacji. Ponieważ jednak Jay zdawał się nie tylko w żaden sposób owej tęsknoty nie przejawiać, ale wręcz wyglądał na kogoś gotowego wygłosić płomienną przemowę o pięknie natury, chwilowo wstrzymał się z wszelkimi komentarzami.

- Trzeci raz w życiu jestem nad morzem - odezwał się chłopak po chwili ciszy, przerywanej jedynie hukiem fal.

Cole niby miał gdzieś na końcu pamięci odnotowane, że faktycznie istnieją ludzie, którzy żyjąc w kraju nadmorskim nigdy nie mają okazji uświadczyć tego na własne oczy... mimo to górę wzięło głupie niedowierzanie.

- Naprawdę?

- Yhm. Raz na wycieczce szkolnej i raz na obozie. Wiesz, moich rodziców raczej nie było stać na większe wakacje.

Cole uniósł brwi.

- Skąd ty tak właściwie jesteś?

- Z mazur.

Brwi mężczyzny podjechały jeszcze wyżej.

- No to na brak wody raczej narzekać nie mogłeś - skwitował, a chłopak... zachichotał. Cole, do tej pory zatwardziały przeciwnik wydawania podobnych odgłosów przez jednostki płci męskiej, nagle doszedł do wniosku, że nie tylko mu to nie przeszkadza, ale też brzmi całkiem... uroczo. (Którego to określenia również do tej pory szczerze nie znosił)

- Zdecydowanie - przyznał, uśmiechając się, bardziej chyba do siebie niż kogokolwiek innego. - Powiedziałbym wręcz, że narzekaliśmy w drugą stronę. Ale to jednak nie to samo. Miesiącami błagałem rodziców, żeby puścili mnie na obóz żeglarski. Uzbierałem nawet połowę kasy, wyprowadzałem psy sąsiadów, kosiłem ogródki, odśnieżałem podjazdy...

- Żeglujesz? - przerwał wyliczankę, wsuwając dłonie w kieszenie jeansów i przysuwając się nieco bliżej rudzielca. Starał się zrobić to możliwie najdyskretniej, Jay jednak i tak zerknął na niego czujnie, a następnie zmierzył wzrokiem dzielącą ich przestrzeń, wyraźnie oceniając, czy granica przestrzeni osobistej nie została naruszona.

- Trochę - przytaknął w końcu, na powrót przenosząc wzrok na morze, a jego oczy rozbłysły w niemym zachwycie. A przynajmniej tak powiedziałby jakiś niepoprawny romantyk, którym Cole, jako stuprocentowy samiec, rzecz jasna nie był, w związku z czym podobne zdanie nigdy nie przyszłoby mu do głowy. Nigdy. Wcale. - Zakumplowałem się z jednym kolesiem, pomagałem mu ogarnąć łódź, a on w zamian pokazywał mi co i jak. Chciałem zostać piratem.

- Piratem.

- Nie śmiej się, sam wiem, że to głupie.

Cole tylko wzruszył ramionami, choć kąciki jego ust jakoś za nic nie chciały opaść.

- Nie śmieję się. Kiedyś przedawkowałem „Pogromców duchów" i wszędzie ciągałem ze sobą odkurzacz. Też niezbyt mądre. Ale wiesz, że zawsze mogłeś zostać po prostu marynarzem, czy coś?

(Ninjago) Jak zniszczyć sobie życie na tysiąc różnych sposobów [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now