4.

4.8K 394 233
                                    

Żałował dokładnie pięć godzin później, stojąc przed wejściem do klubu, z którego przy każdym uchyleniu drzwi wydobywało się ciężkie, gorące powietrze i huk popularnie zwany muzyką. Naprawdę, naprawdę bardzo się starał, ale nic nie mógł poradzić na skojarzenie z wrotami do Piekieł, które tylko czekają, by zatrzasnąć się za nim z hukiem. Jakby tego było mało, czuł, że odstaje od reszty już na starcie, w białej koszuli z długimi rękawami i nowych co prawda, ale wciąż mało „imprezowych" jeansach prezentował się raczej jak student, który zabłądził w drodze na egzamin, zwłaszcza w zestawieniu ze swoimi nowymi „kolegami". Cole, przy swojej posturze i sposobie bycia, mógłby założyć worek po ziemniakach, a i tak nikt nie odważyłby się powiedzieć, że coś tu jest nie tak, ostatecznie chyba nikt nie lubi trafiać do szpitala. Przyznać jednak trzeba, że w prostym, czarnym t-shircie i podobnych kolorystycznie spodniach (mrocznych jak jego dusza choć nie tak ciemnych, jak jego umysł, pomyślał złośliwie) wyglądał naprawdę... atrakcyjnie. Jak ktoś, kto w ogóle nie stara się wyglądać dobrze, ponieważ po prostu jest przystojny i ma tego pełną świadomość. Jay nie znosił tej myśli i chciałby trzymać się od niej możliwie najdalej, ale z drugiej strony miał Kai'a, co oznaczałoby spadek z deszczu pod rynnę. Szatyn budził w nim odruch natychmiastowego wybrania numeru policji i zgłoszenia, że podejrzany człowiek planuje jakieś bliżej nieokreślone, ale bardzo podejrzane rzeczy. W obcisłych, czarnych spodniach, z zarzuconym na grzbiet czymś, co kiedyś mogło być zwykłą bluzą, ale straciło rękawy w jakiejś szarpanie oraz w bezrękawniku odsłaniającym aż za dużo tatuaży, Kai jawił się jako ucieleśnienie określenia „bad boy". W dodatku założył okulary przeciwsłoneczne i tego Jay naprawdę nie mógł przeboleć. Najbardziej jednak w tym wszystkim szokował go Lloyd. Jasne, wiedział, że chłopak zapewne nie ubiera się cały czas w stare, sprane jeansy i koszulki różnych maści, za to zawsze w kolorze zielonym, w jakich snuł się po domu, oczekiwał jednak, że przynajmniej on dotrzyma mu towarzystwa w nerdowatości. Tymczasem miał przed sobą nastolatka ubranego w skórzaną kurtkę, z włosami zaczesanymi tak, by wyglądały, jakby układał je w pośpiechu (choć spędził w łazience pół godziny) i Jay przestał się dziwić, że ktoś mógłby wpuścić go do klubu.

- „Greenflame"? – Chcąc odwrócić własną uwagę od równie własnych myśli, Jay objął się ramionami, wychodząc z założenia, że jeśli będzie marudzić, nikt nie zauważy jak bardzo jest przerażony. Jakim cudem nie pomyślał, że klub oznacza nie tylko głośną muzykę, ale również tłumy ludzi? Masa ocierający się o siebie ciał, powietrze przesiąknięte potem i alkohol lejący się strumieniami nie zawsze trafiając do szklanki. Na samą myśl robiło mu się słabo ze strachu. – Kto normalny nazwał klub „Zielony płomień"?

Jego towarzysze wymienili spojrzenia.

- Lloyd lubi zielony – oznajmił Kai, chyba nieco tą uwagą dotknięty. Widocznie bardzo lubił to miejsce. – A ja lubię płomienie.

- No argument nie do przebicia... – mruknął Jay pod nosem, ale nikt go już nie słuchał. Zanim się obejrzał Cole złapał go za koszule na karku i pociągnął w stronę kolejki przy drzwiach, puszczając dopiero po głośnym, nieco histerycznym proteście.

Przed wejściem czekało sporo osób i w sercu Jay'a zabłysła nadzieja, że może nie zostaną wpuszczeni, zaraz jednak została brutalnie zamordowana, kiedy pozostała trójka ominęła tworzący się ogonek, a jemu nie pozostało nic innego jak podreptać w ślad za nimi. Chciał zaprotestować, że tak nie można, niepewnie rzucając okiem na pilnującego wejścia selekcjonera, ale Kai tylko skinął dryblasowi głową, a ten bez słowa przesunął się, wpuszczając ich do środka. Cole burknął coś, co brzmiało jak „dzięki" i pozostało bez odpowiedzi, Lloyd za to jako jedyny nawiązał z mężczyzną kontakt wzrokowy.

- Dobry wieczór, Marku – rzucił typowym dla siebie, uprzejmie obojętnym tonem, pozory niebezpiecznego nastolatka rozwiały się wokół niego w tej samej sekundzie, a dryblas, choć twarz miał ostrą i zaciętą, ledwo zauważalnie się uśmiechnął.

(Ninjago) Jak zniszczyć sobie życie na tysiąc różnych sposobów [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now