Rozdział III - „Brama Główna"

381 31 3
                                    

     Jak co dzień, Gillen wstał jeszcze przed świtem, kiedy świat wciąż pokrywał półmrok. Nie spiesząc się, zjadł śniadanie i po nim posprzątał, przetarł kurz ze wszystkich miejsc, na których zdążył się zebrać przez noc i pozamiatał i tak czystą podłogę. Spędził jednak więcej czasu niż zwykle, próbując zdecydować, co na siebie włożyć.

    Dzisiaj był ważny dzień.

   Wreszcie chłopak uznał, że nie ma się co stroić. Ubrał się tak jak zawsze —  na czarno, co kontrastowało z jego niezwykle bladą skórą. Zastanawiając się, czy włożyć płaszcz—  o tak wczesnej porze na zewnątrz wciąż mógł panować chłód, szczególnie że wieczorem padało —  otworzył okno i wystawił przez nie głowę.

    Choć słońce dopiero wstawało, już dawało się wyczuć, że będzie smażyć. Gillen zdecydował więc, że nie weźmie kurtki i założył lżejsze buty. Później pewnie pożałuje ciemnego stroju, ale nie miał zamiaru chodzić po mieście, zanim zajdzie słońce.

    Opuścił mieszkanie trochę później niż zwykle, ale nie spieszył się. I tak na miejsce dotrze sporo przed czasem. Wyszedł z kamienicy i odetchnął głęboko. Nie było niczego wspanialszego od zapachu powietrza o poranku.

    Może oprócz ciemnej, mocnej kawy. Której oczywiście Gillen zapomniał. Przeklinając własną gapowatość, zawrócił do mieszkania, wbiegając po schodach na drugie piętro. Zdyszał się przy tym nieco, ale starał się to zignorować.

    Szybko przygotował kawę i wlał ten cudowny napój do trzymającego ciepło kubka. Był to jeden z jego ulubionych wynalazków —  podłużny kubek wypełniony magią tak, by trzymał ciepło przez kilka godzin. Dzięki temu kawa nie stygła i można było cieszyć się nią przez cały dzień.

    Na zewnątrz świat powoli budził się do życia. Na ulicach nie było jeszcze ludzi, ale w niektórych mieszkaniach paliło się już światło. Gdzieś w oddali ćwierkały ptaki, które jako jedyne rozumiały zamiłowanie Gillena do porannego wstawania.

    Cel jego wędrówki nie znajdował się daleko —  chłopak mieszkał tuż przy placu Galli, za co normalnie sporo by płacił. Z jakichś powodów Ean jednak pobierał od niego mniejsze opłaty za czynsz —  Gillen nie dociekał, dlaczego. Cieszył się z tego, co miał.

    Jego jego uszu dotarł spokojny szum rzeki. Chłopak uśmiechnął się pod nosem. Tyeneara wydawała się dziś przyjaźnie nastawiona. Czasem miewała humory i szalała, zalewając swoje najbliższe okolice. W Oreall natura nigdy nie zachowywała się tak, jak powinna.

    Plac Galli był sporą przestrzenią o kształcie trójkąta, którego jeden bok stanowiła rzeka Tyeneara, drugi biblioteka —  niewątpliwie największa budowla w mieście —  a trzeci budynki administracyjnie. Jeden z nich wyraźnie odcinał się na tle pozostałych —  jego ściany połyskiwały białym światłem, niemal oślepiając. Choć był najmniejszy z gromady, budynek przyciągał najwięcej uwagi. Mimo to, ludzie woleli nie patrzeć na niego zbyt długo.

    Gillen skierował się właśnie do niego. Nie nosił oficjalnej nazwy, choć niektórzy tytułowali go Bramą Główną. Służył jako przejście —  jeśli do Oreall chciał się dostać ktoś niezapisany lub wykreślony, musiał zrobić to właśnie przez niego.

    Praca strażnika bramy nie miała zazwyczaj wiele pożytku. Do Oreall nikt nie przychodził. Gillen był w mieście od prawie pięciu miesięcy i na palcach jednej ręki mógł policzyć tych, którzy od tego czasu pojawili się w Oreall. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby to on miał powitać kogoś osobiście.

    Aż do dzisiaj. Ean powiedział, że spodziewają się nowego maga, pochodzącego gdzieś z północy. Gillen miał nadzieję wreszcie poznać jakiegoś rodaka, ale wątpił, by ktokolwiek z Teklandu przetrwał na tyle długo, by uciec.

Miasto Magii [Miasto Magii #1][ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now