Rozdział XLII - „Korytarz"

111 11 1
                                    

    Steen był pierwszym, który zauważył stojącą w oddali postać. Nagle chwycił Eana za ramię, zatrzymując go i wyrywając z jego gardła krótki, zduszony okrzyk.

    — Ktoś tam jest — powiedział, wskazując na wprost.

Wszyscy — czyli Ean, Steen, Gillen, Sander i Ajsia —  się zatrzymali. Skończyli właśnie przygotowywać prowizoryczny szpital — odwalili kawał dobrej roboty, Ean był z nich dumny — i wracali do głównych pomieszczeń, żeby zacząć przenosić chorych.

Ean zmrużył oczy i wreszcie dostrzegł to, co zauważył Steen. W oddali, w nikłym świetle dawanym przez kolumny, majaczyła postać o niewielkich rozmiarach. Z tej odległości Ean widział tylko jej niewyraźne kontury.

Czy to jej sprawka?, zastanowił się Ean. Wydawało się to prawdopodobne, ale z drugiej strony... Nigdy wcześniej czegoś takiego nie zrobiła. Zazwyczaj wysyłała głosy, nie obrazy.

— Ktoś pewnie po prostu wyszedł się przejść — powiedział Ean, starannie maskując obawy. — I zignorował mój zakaz. — Pokręcił głową i westchnął. Może faktycznie tak było i postać nie miała nic wspólnego z nią.

Ale i tak wyglądała przerażająco.    

    — Hej! — krzyknął Steen. — Wracaj do pokoi! Nie powinieneś wychodzić bez powodu!

Ruszył pierwszy, Ean nawet nie próbował go wyprzedzić, nie chciał się niepotrzebnie kłócić.

Postać nie zareagowała, zupełnie jakby nie słyszała, że się zbliżają.

Sander jako pierwszy rozpoznał, z kim mają do czynienia.

— To Evas — stwierdził z zaskoczeniem w głosie. — Hej, Evas! — zawołał i nagle ruszył biegiem w jego stronę, zanim Ean miałby w ogóle szansę go zatrzymać.

To faktycznie był Evas, Ean rozpoznał go, kiedy zbliżył się jeszcze bardziej. Chłopak stał na środku korytarza, zadzierając głowę i przyglądając się jednej z kolumn. Nie, stwierdził po chwili Ean. On się jej nie przyglądał, tylko wpatrywał się w nią tępo, jakby umysłem był w zupełnie innym miejscu. Ubranie, dłonie, a nawet część twarzy pokrywała mu krew, ale nie wyglądał na rannego.

Nie zareagował w żaden sposób, kiedy Sander do niego podbiegł.

— O cholera — mruknął gdzieś z tyłu Gillen. — To faktycznie on.

— Nie sądziłam, że przeżył — powiedziała cicho Ajsia. — Wszystko z nim w porządku?

Ean zbliżył się ostrożnie, nie odczuwając jeszcze radości z tego, że Evas przeżył walkę z Dannelem. Chłopak wciąż stał w bezruchu, nie mrugając. Tylko jego klatka piersiowa unosiła się z każdym oddechem.

Mówi do niego, pomyślał Ean. Niech to szlag. Naprawdę nie chciał, żeby inni byli tego świadkami.

— Evas? — powiedział cicho, nachylając się ku niemu. Pstryknął mu palcami przed oczami i potrząsnął delikatnie za ramię.

Evas wzdrygnął się gwałtownie i zamrugał. Spojrzał na Eana, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z jego obecności. Pewnie tak właśnie było. Ean zaniepokoił się. Jak głęboko weszła do jego umysłu?

— Wszystko w porządku? — zapytał.

Evas pokiwał głową, wciąż nieco rozkojarzony.

— Co się stało? — Miał nieco zachrypnięty głos.

— Dziwnie się zachowywałeś — powiedział Sander. — W ogóle nie reagowałeś, tylko stałeś i gapiłeś się w górę.

Eanowi nie umknęło to, jak wymienił spojrzenia z Gillenem. Czyli do nich też mówiła. Cudownie. Właśnie tego się obawiał. Miał tylko nadzieję, że nie zrobiła nic więcej.

Miasto Magii [Miasto Magii #1][ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now