Rozdział XV - „Opowieść o Henrecie"

197 23 5
                                    

Anella nie mogła przestać się trząść. Siedziała przy stole w bibliotece, owinięta płaszczem Eana i wbijała nieobecny wzrok w blat. Przed nią stał kubek parującej herbaty, ale dziewczyna nie mogła zmusić się do wzięcia go.

Jestem okropną osobą, myślała w kółko. Wszyscy mieli rację, magowie są źli. Nie zasługujemy na to, żeby żyć. Nie mogła uwierzyć w to, co zrobiła. Skrzywdziła kogoś. I to jeszcze za pomocą magii. Na takie coś nie było wytłumaczenia.

Krzyk mężczyzny wciąż dzwonił w jej uszach. A jeśli zginął? Ean powiedział, że nie znaleźli żadnego ciała, ale co, jeśli skłamał? Nie chciał, żeby poczuła się jeszcze gorzej? Sama ta myśl sprawiła, że zebrało jej się na mdłości. Jestem okropna.

Zdawała sobie sprawę z tego, że postąpiła w obronie własnej, ale i tak nie potrafiła zagłuszyć wyrzutów sumienia. Nigdy więcej nie użyję magii, obiecała sobie. Nigdy. Nie mogła ryzykować, że znowu kogoś skrzywdzi.

Steen stał kilka kroków dalej, wysłuchując raportu jakiejś kobiety, która uderzająco przypominała Mav, właścicielkę sklepu. Pewnie była jej siostrą. Wyglądała na zaaferowaną, opowiadała coś bibliotekarzowi, marszcząc brwi. Ten przysłuchiwał się jej z zaciśniętymi ustami. Cokolwiek mu mówiła, nie podobało mu się.

Anella zerknęła na siedzącego naprzeciwko niej Teklandczyka. To on, razem z Sandrem, wpuścił ją do miasta. Nie pamiętała jego imienia, przez co czuła się jeszcze gorzej. Jestem żałosna, pomyślała, spuszczając głowę. Ciekawe, co sobie o niej myślał. Pewnie miał ją za słabą, płaczliwą dziewczynkę i nawet się nie mylił.

Miała ochotę zaszyć się w mieszkaniu i nigdy z niego nie wychodzić....

Nie. Chciała wrócić do domu. Tam coś takiego nigdy by jej się nie przytrafiło.

Żałosne, pomyślała.

Siedziała w ciszy, pogrążając się coraz bardziej w nienawiści do samej siebie, kiedy Teklandczyk odezwał się niespodziewanie:

— Dlaczego masz tak na imię?

Anella spojrzała na niego zaskoczona. Był zdecydowanie zbyt blady, nawet jak na Teklandczyka, ale nie wydawał się ranny. Jedynie trochę oszołomiony. Anella nie wiedziała, czemu tu był. Popijał jakiś ciemny, przyjemnie pachnący napój. Do tej pory siedział cicho.

— Co masz na myśli? — zapytała niepewnie, nie wiedząc, o co mu chodzi.

Wzruszył ramionami.

— Jesteś z północy, nie? Nie powinnaś mieć jakiegoś imienia z „ea"? Anella to nie jest chyba eańskie imię. Po prostu się zastanawiam. Jesteś z mieszanej rodziny?

Lepiej myśleć nad takimi głupotami, niż nad tym, co dzieje się na zewnątrz, pomyślała. Potrafiła go zrozumieć, ale nie znaczyło to jeszcze, że miała ochotę na rozmowę z kimkolwiek.

— Nie, nie jestem... — mruknęła i westchnęła. Naprawdę nie chciała rozmawiać, ale Teklandczyk patrzył na nią wyczekująco, więc kontynuowała: — Nie wiem, jak jest u was — przyznała — ale u nas, w eańskich krajach, imiona są nadawane przez kapłanów Stworzycielki. A czasami nawet przez samą boginię. — Tak było w jej przypadku. Wciąż nie mogła zrozumieć, dlaczego bogini uznała ją za wyjątkową.

Rodzice opowiadali jej o tym dniu. Tydzień po tym, jak przyszła na świat, udali się do pobliskiej świątyni Stworzycielki na ceremonię Nadania. Kapłan odprawił nad nią odpowiednie rytuały i wtedy ponoć usłyszał w głowie głos samej bogini. Nakazała ona nadać Anelli imię Nealla. Jej rodzice nie posiadali się z radości. Ich córka została nazwana przez samą boginię! Nie mogli się doczekać, by poznać jej przeznaczenie.

Miasto Magii [Miasto Magii #1][ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now