Rozdział XLIII - „Lonnie"

135 12 8
                                    

— Nie podoba mi się to — powiedział Steen, kilkanaście minut później, kiedy sytuacja uspokoiła się nieco.

Większość przyjęła to, że Evas przeżył, z niemałym szokiem. Zasypali biednego chłopaka gradem pytań i uratowała go dopiero Siella, która stwierdziła, że wymagał pomocy medyka i odciągnęła go do innego pomieszczenia.

— Mnie też nie, ale tym zajmę się później. Większość jest nie tyle niezadowolona, co po prostu sfrustrowana. Chcą coś robić. — Ean po części ich rozumiał. Bezczynne siedzenie w takiej sytuacji mogło doprowadzić człowieka do szaleństwa.

— To nie daje im prawa do tak jawnej niesubordynacji.

Ean uśmiechnął się blado.

— Nie. Ale nie przejmuj się tym teraz, mój drogi. Mamy teraz ważniejsze problemy.

Garon wciąż nie wrócił i Ean zaczynał myśleć, że już się nie pojawi. Evas twierdził, że mężczyzna bardzo rwał się do walki. Jeśli postanowił zaatakować Dannela sam, z pewnością był już martwy.

Rux podeszła wcześniej do Eana i zażądała — wciąż miała czelność czegoś od niego żądać — żeby poszli go uratować, ale odmówił jej. Nie miał zamiaru ryzykować życia, kolejnych osób, by uratować jedną. Kobieta nie przyjęła tego najlepiej, widział to po jej oczach, ale powstrzymała się od wyzwisk i odeszła z dumnie uniesioną głową. Ean kazał Ajsii ją pilnować, nie chciał, żeby zrobiła coś głupiego, na przykład nie poszła sama na ratunek.

— Co zamierzasz? — zapytał Steen.

— Jeśli Dannel wciąż jest w bibliotece, możemy go otoczyć. — Z podziemi były w końcu dwa wyjścia, jedno do biblioteki i drugie do Szarej Wieży. — Biblioteka jest duża i łatwo w niej się ukryć. Możemy atakować i eliminować ludzi Dannela pojedynczo, aż wreszcie zostanie sam. I wtedy posłać na niego Evasa. — Ale nie samego. Poprzednio Evas nalegał, że sam da radę Dannelowi, drugi raz jednak Ean nie pozwoli mu na działanie w pojedynkę. — Jest też Balla. Dannel bardzo o nią dba, a przynajmniej tak się wydaje. Gdyby udało nam się ją pojmać...

— Moglibyśmy użyć jej jako zakładniczki — dokończył Steen, kiwając głową.     

— Tak. — Ean miał przeczucie, że Evasowi się to nie spodoba, ale to nie od tu dowodził. Będzie musiał się z tym jakoś pogodzić.

— Więc? Jak ich podzielisz? — Wskazał na osoby zgromadzone w pokoju.

Ean zabrał się za dzielenie. Musiał stworzyć dwie grupy — jedną, która zaatakuje Dannela od środka i drugą, która zaatakuje z zewnątrz i go tam uwięzi. Jego ludzie nie będą mieli żadnej drogi ucieczki.

Wtedy Ean pomyślał o czymś innym.

— Mam pomysł — oświadczył Steenowi. — Ale ci się nie spodoba.

Steen uniósł brwi.

— Mów.

— Możemy wysadzić bibliotekę w powietrze.

Steen zbladł.

— Nie.

Ean westchnął.

— Uwierz mi, nie podoba mi się to równie mocno, co tobie. Ale pomyśl o tym...

— Proszę cię, nie rób tego. — Steen zabrzmiał niemal błagalnie.

— Moglibyśmy zabić ich wszystkich za jednym zamachem. Nawet Dannela.

Jedna, silna, stworzona magicznie bomba zabiłaby wszystkich obecnych w bibliotece. Nic by z niej nie pozostawiła. Czy naprawdę mogli to zrobić? Ean pomyślał o wszystkich ludziach Dannela. Niektórzy z nich byli młodzi i podatni na wpływy, a przypadek Sarutta Jourassa pokazywał, że niektórzy mogli być po prostu szantażowani. Czy Ean mógł skazać ich wszystkich na śmierć?

Miasto Magii [Miasto Magii #1][ZAKOŃCZONE]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon