Przeprosiny 2

3.7K 95 39
                                    

Grell
Na początku nie miałaś wyrzutów sumienia. Niestety, potem co chwila wspominałaś tamtą kłótnię i nie mogłaś się na niczym skupić. Co chwila popełniałaś błędy, albo się gubiłaś. W końcu zrozumiałaś, że popełniłaś błąd i ruszyłaś do mieszkania Grella. Zapukałaś, a za drzwiami zobaczyłaś żniwiarza z bukietem czerwonych róż, których zapach od razu uderzył ci do nosa.

-Kochanie.-Chwycił cię za rękę i wciągnął do środka.

-Dla kogo te kwiaty?- Spytałaś, patrząc na ubranie Grella.

Idzie na randkę- ta myśl tak cię zabolała, że ledwie mogłaś powstrzymać łzy. Jednakże wszystkie elementy układanki się zgadzały: róże, zakłopotanie żniwiarza no i jego ubranie.

-Kochanie.-Grell ukląkł przed tobą.-Wcześniej byłem zakochany, a przynajmniej tak myślałem, ale myliłem się i to ogromnie. Nigdy nie przeżyłem czegoś takiego jak z tobą. Ten tydzień, w którym ciebie nie było, o matko. Wszędzie słyszałem twój głos śmiech, w każdej pierdółce, ubraniu, nawet głupim owocu widziałem coś związanego z tobą i chciałem żebyś wróciła. Wiem, że jestem skrajnie irytujący, a także dziecinny oraz pewnie nie uda mi się zmienić. Jednak chociaż spróbuję, zrobię naprawdę wszystko bylebyś dała mi szansę, a także.-Grell wyciągnął z kieszeni bordowego surduta karmazynowe pudełeczko i je otworzył.-Zgodzisz się zostać moją żoną, przyjąć mnie takiego jakim jestem?

-Tak- wydusiłaś, patrząc jak żniwiarz (ledwie powstrzymując łzy szczęścia) wkłada ci srebrny pierścionek z (jakże by inaczej) czerwonym oczkiem w kształcie listka.

Mocno przytuliłaś Grella, uświadamiając sobie, że nawet twoja własna wyobraźnia nie jest w stanie was rozdzielić.

-Już nigdy się nie rozdzielajmy- powiedziałaś cicho, mocniej go obejmując.

-Przenigdy.

William
Brakowało ci Żniwiarza, który już od tygodnia się nie pojawiał. Miałaś ogromne wyrzuty sumienia i pragnęłaś go zobaczyć, ale wiedziałaś, że było to niemożliwe. Jednakże jednego dnia gdy razem ze swoją opiekunką szyłyście do waszego zakładu wszedł William. Natychmiast rzuciłaś suknię, którą robiłaś i objęłaś mężczyznę, przylegając do niego tak mocno jak potrafiłaś.

-Tęskniłam- wyszeptałaś, czując że łzawią ci oczy.

-Ja też.

Żniwiarz odsunął cię od siebie i podszedł ucałować dłoń twojej opiekunki.

-Miło mi panią poznać.

-Mi ciebie też chłopcze.-Uśmiechnęła się ciepło staruszka.

-Wiem, że (t.i) nie jest pani córką, ale ją tak pani traktuje, więc.-William uklęknął.-Jest najwspanialszą kobietą jaką zdążyłem spotkać, odważna, urocza, szczera i piękna. Akceptuje mnie mimo moich wad, a także uświadomiła mi, że jej się nie da pozbyć. Chciałbym jednak mieć pewność, że odda swe serce i rękę mnie, a nie innemu mężczyźnie, bo umarłbym z bólu spowodowanego jej stratą. Pytam, więc panią, czy da mi pani swą podopieczną jako żonę?

-Ile jest dla ciebie warta? W końcu powinnam coś za nią otrzymać prawda?

Otworzyłaś usta, a potem spojrzałaś na Williama, którego reakcja była podobna. Żniwiarz przymknął oczy, otworzył je i powiedział.

-Pani córka jest zbyt cenna, aby ją wycenić. Nie jest też towarem. Nie chcę jej kupować, a jedynie dać jej mą miłość, dom i wszystko co mogę, aby zapewnić jej szczęście.

Preferencje/KuroshitsujiTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon