Cause pain is part of my life. {2}

5.3K 272 165
                                    

Znów wrócił do domu pijany. Kiedyś broniłam się jeszcze przed jego ciosami. Miałam dla kogo. Ale on odebrał mi wszystko. Odebrał mi jedyną istotę, dzięki której miałam jeszcze nadzieję.

•••

Elizabeth Cooper. Blondynka średniego wzrostu, urodzona w porządnej rodzinie, Amerykanka. Skończyła właśnie osiemnaście lat i myślała, że złapała Pana Boga za nogi. Zakochała się z wzajemnością w naczelnym przystojniaku Riverdale High, Archiem Andrewsie. Mieli już zaplanowaną przyszłość i kiedy skończyli szkołę i pobrali się, Betty nie mogła być szczęśliwsza. W dodatku zaczęło rozwijać się w niej nowe życie...

O Boże. Historia naprawdę jak z jakiegoś obrzydliwego, nudnego romansu. Ale szczerze powiem, że jeśli miałabym wybierać pomiędzy tamtym życiem, płytkim i nieciekawym, a tym, które wiodę teraz... Ha. Zatrzymałabym czas. Jeśliby to w czymkolwiek pomogło.

•••

-Zobacz, co zrobiłaś, suko! Nie potrafisz nawet donosić mojego dziecka! - Cios w twarz. Potem kopniak w brzuch. Byłam tak zrozpaczona, że po prostu leżałam i płakałam. Nie myślałam już nawet o bólu. O tym, że mój mąż właśnie mnie katuje. Bo od wczoraj nie miałam już dla kogo tego wytrzymywać...

Nagle coś się we mnie złamało. Wstałam, mimo ciosów. Wyprostowałam się i zaczęłam krzyczeć. Z rozpaczy nad dzieciątkiem, z rozpaczy nad sobą. Nie chciałam pomocy. Wiedziałam, że nikt nie jest w stanie mnie uratować. Spojrzałam na wściekłego, ale również lekko zaskoczonego Archiego.

-To twoja wina! - Wrzasnęłam. - To twoja wina, ty jebany skurwielu! Gdybyś mnie nie zrzucił ze schodów... - Zaczęłam go okładać pięściami i pluć mu w twarz. On był jednak ode mnie silniejszy.

Poczułam mocny cios w głowę i osunęłam się na ziemię, tracąc przytomność. Ostatnie, co usłyszałam, to:

-Jeszcze tego pożałujesz, kurwo.

•••

I pożałowałam. Gorzko i namiętnie. Obudziłam się po bliżej mi nieznanym czasie zupełnie naga i przywiązana do łóżka. Nie mogłam się ruszyć, a kiedy tylko spróbowałam, poczułam straszliwy ból w nodze. Złamał mi ją. Od tamtego czasu już nie próbowałam oporu. To nie miało sensu. Pogrążałam się w depresji coraz głębiej. Raz nawet próbowałam się zabić, ale uratowała mnie sąsiadka. Miałam tylko opuchniętą szyję od sznura. Archie nawet nie zauważył.

Czasem zastanawiałam się, jak można się tak nagle zmienić. Ze słodkiego, miłego chłopca stać się tyranem, katem i oprawcą. Jak to się stało, że poślubiłam jedną osobę, a druga jakby tylko czekała za rogiem, żeby mnie pobić. Jak to się stało, że moje życie stało się takim bagnem?

•••

Stałam na polance obok świeżo poślubionego męża i przyjmowałam gratulacje od gości. Było ich dużo, ale najbardziej zależało mi na obecności jednej osoby. Nie wiem, czy to po to, żeby upokorzyć go jeszcze bardziej, czy po to, żeby go przeprosić. Jednak się nie zjawił.

-Veronica! - Uśmiechnęłam się, widząc dziewczynę i spodziewając się ujrzeć go gdzieś zza jej ramienia.

-Nie ma go tu. - Powiedziała zimno, uśmiechając się sztucznie. - Wszystkiego najlepszego, Archie i... Betty. Ceremonia była naprawdę piękna. - Objęła mojego męża z wyraźną niechęcią i odwróciła się do mnie. - Przyszłam tu tylko po to, żeby ci powiedzieć, że już więcej go nie zobaczysz. Już ja o to zadbam. Wystarczająco go skrzywdziłaś. - Wysyczała mi do ucha i pocałowała w policzek. - No i... Prezent. - Wcisnęła mi w rękę kopertę i odeszła szybkim krokiem. Rozerwałam ją szybko i moje serce na chwilę się zatrzymało, kiedy zobaczyłam czarną plecioną bransoletkę z małą zawieszką. Nie musiałam patrzeć, co jest tam wygrawerowane, bo miałam dokładnie taką samą, tylko różową. No właśnie, miałam. Wyrzuciłam ją do rzeki na jego oczach. A teraz dostałam potwierdzenie, że już nigdy nie otrzymam przebaczenia.

•••

Byłam taka głupia. Poświęciłam dla niego wszystko. Skrzywdziłam niewybaczalnie mojego najlepszego przyjaciela. Spojrzałam na mój nadgarstek, który oprócz blizn po cięciu się posiadał jeszcze bransoletkę. Jego bransoletkę. Od dnia ślubu jej nie zdjęłam. Pamiętam, że wtedy nie mogłam się powstrzymać i rozpłakałam się, uciekając szybko do ustronnego miejsca. Już wtedy tak bardzo tego żałowałam.

•••

Wiesz, że te listy, których nigdy do Ciebie nie wyślę, stały się czymś w rodzaju mojego pamiętnika? Czuję się trochę lepiej, kiedy przerzucę część mojego bólu na papier. Czuję się lepiej, kiedy wyobrażę sobie, że to czytasz. Zawszę byłeś moim przyjacielem i teraz czuję w sobie taką pustkę, że Cię nie ma... Ale wiem, że na to zasłużyłam. Bo byłam podłą suką. Bo Cię nie słuchałam, kiedy mnie ostrzegałeś. Bo wzgardziłam Tobą i Twoim uczuciem.

Czasem zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym tego wszystkiego nie zrobiła. Gdybym nie zerwała naszej przyjaźni wtedy, tam, nad rzeką. Tam, gdzie spotkaliśmy się pierwszy raz, kiedy mieliśmy osiem lat. A ja, po dekadzie po prostu to odrzuciłam. Zabiłam naszą relację i nigdy już tego nie odbudujemy. Zawsze lubiłam Ci dokuczać, bo uważałam, że jesteś za słaby, żeby znaleźć sobie dziewczynę. I przestać się nad sobą użalać. Byłam taka okrutna...

Gdybyś mógł to przeczytać... Gdybyśmy mogli sobie to wszystko wyjaśnić i odbudować... Jednak nawet ty, najdzielniejszy z dzielnych, nie poradziłeś sobie z huraganem niszczącym wszystko, co dobre na swojej drodze. Nikt nie wygrał z niszczycielską mocą Betty Cooper.

Uśmiechnęłam się do siebie lekko, pomimo bólu pulsującego policzka. Zawsze tak o mnie mówił. Byłam jego wichurą. Sztormem. Niepowstrzymanym żywiołem. A teraz stałam się wątłą trzciną, nadłamaną i chylącą ku ziemi. Nawet lekki wietrzyk zaraz złamie usychającą roślinę. A do domu za chwilę przybędzie nie wiatr, ale cyklon. Zwany Archie Andrews.

•••

Tyle dobrych chwil. Zawsze myślałam, że te złe to tylko część życia. Że każdy takie ma. Przez pierwszy miesiąc po ślubie byłam zaślepiona i szczęśliwa tym, że zaszłam w ciążę. Archie nie ucieszył się tak bardzo, jak się spodziewałam, ale też nie był zły. Może gdyby nie zaczął pić, wszystko potoczyłoby się inaczej.

•••

Minęły właśnie dwa lata od podjęcia przeze mnie najgorszej decyzji w życiu. Po poronieniu mojego maleństwa w piątym miesiącu ciąży, postanowiłam, że już więcej nie pozwolę, żeby Archie skrzywdził mnie w ten sposób. Żeby zabił kolejną małą istotę. Brałam więc w sekrecie tabletki antykoncepcyjne. Jedyna forma oporu, którą teraz stawiam przed tym człowiekiem.

Zgwałcił mnie niejednokrotnie. Bił mnie jeszcze częściej. A ja nie potrafiłam się od niego uwolnić. Nie potrafiłam. Nie, żebym w jakikolwiek sposób jeszcze go kochała. Co to, to nie. Resztki tego uczucia wyparowały ze mnie w tę noc, kiedy straciłam dziecko. Po prostu jestem tak kurewsko słaba. Nie mam dokąd wracać, bo rodzice są jeszcze gorsi od niego. A Jego nie mam zamiaru w to wplątywać. I tak już go zraniłam. On zaczął nowe życie. Pewnie szczęśliwsze, kiedy pozbył się takiej wszy jak ja.

Broken//BugheadWhere stories live. Discover now