Your love is like a shadow on me all the time. {27}

3.2K 232 50
                                    

Nie myślałam, że po bliskich spotkaniach pierwszego stopnia z pierdolonym jeleniem, aka sarną będzie trzeba spędzić w szpitalu aż pięć dni. A przynajmniej tyle musiał być tam Jug, więc i mnie nie pozostawiono większego wyboru.

Oczywiście ja mogłam wyjść już po dwóch dobach, więc zwolniłam swoją salę i przyjeżdżałam tylko w odwiedziny. Okazało się, że wszyscy mieliśmy dużo szczęścia, bo obyło się bez trwałych urazów, szczególnie w przypadku V, która wyszła z kraksy z siniakiem na kolanie. Mnie do tej pory łupało w głowie, ale z dużo mniejszą częstotliwością niż wcześniej. Juggie za to, kiedy upewnił się, że ani mi, ani Veronice nic nie jest, martwił się najbardziej o samochód. Prawdziwy, nieodzowny mężczyzna.

Nie rozmawialiśmy do tej pory o jego "sekrecie". Nie chciałam go tym absorbować, ale obiecałam sobie, że poruszę ten temat, jak tylko wrócimy do domu.

•••

-No i jestem! Nie pozabijałyście się, kiedy mnie nie było? - Spytał chłopak z wielkim uśmiechem. Ja i V przewróciłyśmy oczami i pomogłyśmy mu zdjąć kurtkę.

-Jesteśmy już dużymi dziewczynkami, Juggie. - Powiedziałam, przesuwając palcem po jego czole i łuku brwiowym, na których widniała paskudna blizna z szwami.

-Wiem. - Uśmiechnął się słodko i zanurzył twarz w moich włosach. Poczułam przyjemne ciepło rozlewające się po całym moim ciele.

-No i pięknie. Ja najwyraźniej idę u ciebie w odstawkę. - Naburmuszyła się Veronica. - A, właśnie! Do Betty przyszedł jakiś list. Chyba z sądu. - Od razu się spięłam i oderwałam od chłopaka. Złapałam kopertę i rozerwałam ją, nawet nie patrząc na nadawcę.

-I co? - Obok mnie stanął Jug, również z zaniepokojoną miną.

-Wzywają mnie na przesłuchanie. W sprawie Archiego. - Odetchnęłam głęboko. Wiedziałam, że ta chwila kiedyś będzie musiała nadejść, ale i tak nie czułam się gotowa. Będę musiała zeznawać, jeszcze raz opowiadać o tych wszystkich okropieństwach, które zrobił mi mój mąż...

Poczułam dłonie Jugheada, przyciągające mnie do niego i oplatające w talii. Oparłam się o jego tors, wdychając te wspaniałe perfumy.

-Dasz radę, Betts. Skoro poradziłaś sobie wcześniej i doprowadziłaś do tego wszystkiego, to to przesłuchanie  będzie tylko bułką z masłem. - Wyszeptał mi do ucha, muskając je ustami. Na sam koniec przygryzł mi jego płatek.

-Ja... Ja wiem, Juggie. Po prostu boję się. Mimo tego, że minęły tylko dwa tygodnie, ja zostawiłam tą sprawę w przeszłości. Wiem, że muszę ją zakończyć, żeby mieć już na zawsze spokój, ale...

-Nie chcesz się z nim spotkać, prawda? - Pokręciłam głową, mimowolnie zauważając, że Veronica gdzieś znikła podczas naszej rozmowy. - Ale teraz go tam nie będzie. Pamiętaj, że ten typ już nic ci nie może zrobić. I nie zrobi. Po moim trupie.

-Wiem, Juggie. I przepraszam, że cię w to wciągnęłam.

-Hej hej hej. Sam się w to wciągnąłem. I nie żałuję. Damy sobie radę, Betts. Damy radę. - Odwrócił mnie do siebie i pocałował w czoło. Objęłam go, rozkoszując się samą obecnością chłopaka. Tym, że był i zawsze mogłam na niego liczyć. Był moim oparciem. Moim pocieszycielem. Powiernikiem sekretów. Był moją miłością i mężczyzną mojego życia. I tym razem byłam tego pewna.

•••

-Mamo, a jeśli to nie najlepszy pomysł? No wiesz, ja w sumie mam dopiero osiemnaście lat, a on... Czy to nie za szybko? - Przygryzłam wargę, opierając się o blat kuchenny i patrząc, jak matka rozbija jajka na ciasto.

-A na co chcesz czekać? Archibald to dla ciebie idealna partia. Da ci stabilizację i pozycję w społeczeństwie, a tylko to się liczy.

-A miłość?

-Przecież mówiłaś, że go kochasz. To co się teraz zmieniło?

-Nie podoba mi się to, że próbuje mnie sobie przyporządkować i zmienić. Albo wybierać mi znajomych...

-Nie lubi tego małego Jonesa! I wcale mu się nie dziwię! Jestem w szoku, że jeszcze nie skończył w rynsztoku, zapijając się na śmierć niczym jego ojciec!

-Przestań! Przecież Jug taki nie jest! Jesteś okropna i okrutna. A on przez całe dziesięć lat naszej przyjaźni nie okazał ci w żaden sposób swojej antypatii, którą ty tak mocno w stosunku do niego szafujesz!

-Oh, bo nie jest głupi. Jedno muszę ci przyznać. Ten Jones jest sprytny...

•••

-Myślę, że moglibyśmy uczcić mój powrót do domu i jednocześnie oderwać cię od myśli o Archiem. - Wymruczał Jughead, zjeżdżając powoli dłońmi w kierunku moich pośladków. Ja jednak szybko przytrzymałam mu ręce i spojrzałam z dezaprobatą.

-O nie nie. Mój drogi, nie pamiętasz, że coś mi obiecywałeś? Miałeś. Zdradzić. Mi. Sekret. - Wyszeptałam mu do ucha, na koniec lekko je przygryzając.

-Hmm... No cóż, Betts... Chodźmy do mnie do sypialni, tam nie będzie ryzyka, że zaraz wparuje tu V.

-Albo przynajmniej będzie ono mniejsze. - Przewróciłam oczami. - Szczególnie, kiedy zamkniesz drzwi na klucz. - Wiedziałam, że ma ochotę na seks ze mną i zmiana otoczenia była tylko przykrywką, żeby mnie zaciągnąć do jego sypialni. Co, oczywiście, perfekcyjnie mu się udało.

-Kto pościelił mi łóżko? - Chłopak uniósł brwi do góry. - Przecież kiedy wychodziłem, było całe porujnowane po...

-To ja. - Zarumieniłam się lekko, uświadamiając sobie, o czym wspominał. - Uznałam, że będzie ci milej po powrocie.

-I miałaś rację. Znasz mnie jak nikt inny, Betts. I to nie tylko dlatego, że ścielisz mi łóżko. Przy tobie czuję się taki... Wolny, swobodny, jeśli wiesz, co mam na myśli. - Podszedł do mnie i wziął mnie w ramiona. - Zraniłaś mnie tak jak nikt inny. Ale jednocześnie uszczęśliwiasz mnie najbardziej ze wszystkich ludzi na ziemi. Jesteś moją Muzą, moją inspiracją, moim powietrzem... Potrzebuję cię. Nie tylko ty byłaś złamana. Nie tylko ty potrzebowałaś pomocy. Uratowałaś mnie. Ode mnie samego. I dlatego, za to wszystko, za bycie moją przyjaciółką przez dziesięć lat... Kocham cię, Betts. No po prostu cię kocham. I... Mam coś dla ciebie. Jeśli będziesz chciała to przyjąć. - Wypuścił mnie, oniemiałą ze swoich ramion i podszedł do szafki nocnej, wyciągając stamtąd małe, prostokątne pudełeczko. - Pomyślałem sobie, że skoro ja odzyskałem swoją, to ty też powinnaś. - Powiedział miękkim głosem i otworzył wieczko. Moim oczom ukazała się...

-Jest taka sama, jak moja. - Wyszeptałam ze łzami w oczach, wpatrując się w różową bransoletkę z inskrypcją imienia chłopaka.

-Byłem u tego samego jubilera. Powiedział, że nas pamięta. Niewiele podrostków przychodziło do niego, prosić o tak osobiste pierdołki. Zrobił identyczną, co wtedy. Ch... Chcesz ją? - Zachłysnął się przy ostatnim słowie, jakby bał się mojej odpowiedzi. Spojrzałam w te niebieskie oczy i rzuciłam mu się na szyję.

-Czy chcę?! Juggie, nie mogłeś mnie uczynić szczęśliwszą! - I to była prawda. Bo w jednym dniu odzyskałam pełnoprawnie przyjaciela i zdobyłam kochanka. Albo chłopaka. Jak zwał, tak zwał. I byłam z nim szczęśliwa.

Broken//BugheadWhere stories live. Discover now