You want me one more time? {40}

3.2K 222 48
                                    

Obudziłem się niesamowicie wypoczęty. Tak jakbym spał długo i spokojnie, z kobietą, którą kocham, u boku... Otworzyłem gwałtownie oczy, czując przyjemny ciężar na klatce piersiowej. Była tam. Leżała spokojnie w promieniach słońca wpadającego przez rolety. Rękę w gipsie położyła na kołdrze, a drugą miała wplątaną w moje włosy. Z racji tego, że było dużo jaśniej, niż wcześniej, mogłem zobaczyć w pełnym świetle szkody, jakie poczynił Archie na jej pięknym ciele.

Przez jej podbródek ciągnęła się podłużna blizna, docierając aż do prawej kości policzkowej. Na szyi i kawałku ramienia wystającego spod, notabene, mojej koszulki widniały kolejne małe pamiątki po jej byłym mężu.

-To wszystko przeze mnie. - Wyszeptałem, dotykając delikatnie jej twarzy. Nie chciałem nawet zastanawiać się, jak bardzo cierpiała. I w jakim stanie jest reszta jej ciała.

Kiedy przesuwałem ręką po jej włosach, chyba zaczęła się wybudzać. Wymruczała coś w stylu: "Jeszcze pięć minut, Ronnie, Jug będzie zły, że mnie tak budzisz i znów używasz jego perfum" i przekręciła się na drugi bok, prawie spadając z łóżka, bo leżeliśmy na jednym z jego krańców. Na szczęście mam refleks szachisty i złapałem ją w porę.

-Dzięki, Jug, upadek z tak wygodnego łóżka jest ostatnią rzeczą, której mam ochotę teraz doświadczyć. - Wymruczała i wtuliła się w moje ramię, jeszcze na wpół śpiąc. Nie mogłem się powstrzymać i przyciągnąłem ją do siebie z wielkim uśmiechem. Leżeliśmy tak przez chwilę spokojnie, ale do dziewczyny chyba w końcu zaczęło docierać, gdzie jest i z kim.

Jej ciało całe zesztywniało, kiedy przypadkiem musnąłem jej rękę swoimi palcami. Chyba nie chciała na mnie spojrzeć, bo schowała twarz w poduszce i przemówiła do mnie z tej niezawodnej kryjówki.

-Co ty tu robisz?

-Aktualnie... Leżysz w moim łóżku, Betts. W sumie to ja powinienem zadawać ci to pytanie. - Nie mogłem odpuścić sobie dozy złośliwości, ale od razu przestałem, kiedy usłyszałem łzy w jej głosie. Znów płakała. Przeze mnie.

-Masz rację. Ja... Przepraszam. - Poczułem, że chce wykonać ten sam manewr, co w nocy, złapałem ją więc w talii i przyciągnąłem łagodnie do siebie.

-Dokąd się znów wybierasz? Nie omówiliśmy paru spraw. - Wymruczałem jej do ucha, nie mogąc się powstrzymać i delikatnie przygryzając jego płatek. Poczułem, że cała zadrżała.

-Tu nie ma o czym rozmawiać. Rozumiem, czemu mnie zostawiłeś. Ale nie musisz robić mi litości, przebywając ze mną. Wiem, jak wyglądam. - Zamarłem na chwilę.

-O czym ty mówisz? - Powiedziałem schrypniętym głosem.

-O tym, żebyś nie udawał! - Krzyknęła, w końcu się do mnie odwracając i patrząc na mnie ze złością. - Uciekłeś, bo się mnie brzydzisz. Nie chciałeś mnie nawet dotknąć... Robiłeś to z przymusu. I wcale ci się nie dziwię. Po prostu... Odpuść sobie tą litość i nie udawaj. - Poczułem, że mimowolnie otwieram usta. O czym ona, do cholery, mówi?!

-O czym ty, do cholery, mówisz? - Powtórzyłem prosto za swoimi myślami.

-O tym, że wyjechałeś, idioto, na miesiąc, i nawet do mnie nie napisałeś! Nie zadzwoniłeś! Nic! Nie chciałeś na mnie patrzeć?! Znienawidziłeś mnie, dlatego, że Archie... Że on... - Łzy znów napłynęły jej do oczu, a ja automatycznie starłem je z jej policzków.

-Nie nienawidzisz mnie? - Zapytałem, przerywając jej myśl. Musiałem się tego dowiedzieć.

Teraz ona spojrzała na mnie, zdziwiona.

-Czemu miałabym cię nienawidzić? Wprawdzie zostawiłeś mnie na miesiąc, kiedy cię najbardziej potrzebowałam, ale... Nie potrafię cię nienawidzić. - Wpatrywałem się w jej zielone tęczówki, doszukując się kłamstwa, ale odnalazłem tylko zranienie. Oparłem głowę o jej czoło.

-Ale przecież to przeze mnie. - Powiedziałem, ledwo hamując łzy. - To przeze mnie to wszystko cię spotkało... To dla mnie się poświęciłaś. Gdybym nie był taki głupi... To ja byłem powodem twojego cierpienia. Betts... Ja... Ja tak bardzo... Ja... - Na moich policzkach łzy wyżłobiły mokre ślady. Pochyliłem się trochę mocniej, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. - Tak bardzo cię przepraszam, Betts... To wszystko nie tak... Skrzywdziłem cię...

-Juggie. - Dziewczyna podniosła moją głowę i wbiła we mnie przeszywające spojrzenie. - To. Nigdy. Nie. Była. Twoja. Wina. Nigdy cię nie obwiniałam i nie zamierzam tego robić.

-Ale... Obiecałem cię chronić. Obiecałem, że już nic ci się nie stanie. A do czego doprowadziłem?! Do czego?! - Traciłem panowanie nad sobą. Ten miesiąc bólu i smutku wywarł na mnie mocniejsze wrażenie, niż sądziłem.

-Juggie, stop. - Pogłaskała mnie delikatnie po policzku i starła pojedyńczą łzę. - To wszystko, co się wydarzyło, jest winą jednego człowieka i nie jesteś to ty. To tylko Archie odpowiada za to, co mi... Nam... Zrobił. - Złapała się za brzuch i już wiedziałem, że ktoś jej powiedział. - Byłam w ciąży, Jug. - Powiedziała histerycznie, ciągnąc za swoje włosy. - Byłam w ciąży z naszym dzieckiem i on znów to zrobił. Znów... Nie wytrwałam, ono umarło... To przeze mnie... Ja...

-Betts. - Powiedziałem ostro, przysuwając ją do siebie. - Błagam cię, tylko się nie obwiniaj. Obwiniaj tego skurwiela, obwiniaj mnie, ale nie siebie. Bo tylko ty nie ponosisz tu żadnej winy...

-Oh, Juggie... - Westchnęła żałośnie, obejmując dłońmi moją szyję i wtulając się we mnie. - Tak za tobą tęskniłam... - Poczułem w moim sercu mocne ukucie.

-Jestem pewien, że nie tak bardzo jak ja za tobą.

-To ty uciekłeś. - Przypomniała mi, wplatając palce w moje włosy.

-Ale tylko dlatego, że myślałem, że mnie nienawidzisz.

-Jak mogłabym cię nienawidzić? Kocham cię przecież. - Teraz to nie było ukucie, tylko pierdolone pchnięcie młotem.

-Też cię kocham, Betts. - Pocałowałem jej odsłoniętą szyję, czując się szczęśliwy jak nigdy.

-Więc... Nie brzydzisz się mnie? - Zapytała nieśmiało, nie patrząc mi w oczy. - Po tym wszystkim, co robił ze mną Archie?...

-Betts. - Przerwałem jej, kładąc ją na wznak na poduszkach i powoli zdejmując jej koszulkę. Nie zaprotestowała.

Moim oczom ukazała się siatka blizn, nakładająca się na siebie gęsto. Łzy znów napłynęły mi do oczu, ale je powstrzymałem i pochyliłem się, żeby obdarować jej brzuch pocałunkiem delikatnym jak piórko.

-Zawsze będę nienawidził tych blizn, bo wiem, jaki ból oznaczają. Ale jednocześnie kocham je i akceptuję, bo są częścią ciebie. Najpiękniejszej kobiety, jaką miałem okazję kiedykolwiek spotkać. Kobiety, którą kocham całym sercem. I której nigdy nie przestanę kochać.

-Juggie... - Uśmiechnęła się do mnie słodko, a ja już postanowiłem. Nie opuszczę jej. Nigdy, ale to nigdy więcej. Nie zostawię mojego anioła, rozświetlającego mroki życia. Już z niej nie zrezygnuję. Bo wszyscy chyba od czasu do czasu zasługują na szczęście. A ona jest moim.

Broken//Bugheadحيث تعيش القصص. اكتشف الآن