Stay with me. {10}

3.6K 250 95
                                    

-Chyba mnie nie słuchałeś, Jug. - Pokręciłam w rezygnacji głową.

-Słuchałem. Ale musisz sobie uświadomić, że nie mam zamiaru z ciebie zrezygnować.

-Już raz to zrobiłeś. - Nie powiedziałam tego z wyrzutem, ale i tak zacisnął zęby.

-Wtedy się poddałem. - Wyciągnął ku mnie nadgarstek z tym zagadkowym tatuażem. - Cztery kreski. Chcesz wiedzieć, co maskują? Dotknij ich. - Jak zahipnotyzowana przejechałam po nich palcem. Wyczułam małe wypukłości, zupełnie jak... U siebie.

-Jug...

-Wtedy uznałem, że nie warto żyć. Tego dnia, kiedy mnie odrzuciłaś. - Zalała mnie fala rozpaczy, bólu i wyrzutów sumienia. - Wziąłem do ręki żyletkę i zdążyłem zrobić tylko te nacięcia. Przed kolejnymi powstrzymała mnie V. Musiałem solennie obiecać, że nigdy już czegoś takiego nie zrobię. I dotrzymałem słowa. - Nie miałam nic do powiedzenia. Tylko czułam się potwornie. Podciągnęłam nogi pod brodę i poczułam, że coś przewraca mi się w żołądku. - Betts. Betts! - Głos Juga zaczął się oddalać, ale nagle wrócił. Trzymał mnie za ramię i mocno mną potrząsał. - Betty, nie powiedziałem ci tego, żeby teraz zjadało cię poczucie winy. Po prostu chcę ci pokazać na swoim przykładzie, że zawsze można zacząć od nowa.

-Więc zrobiłeś źle. - Wychrypiałam, podrywając się z podłogi i lekko zataczając. - Przyprowadziłeś do domu powód  swojego wcześniejszego załamania! Jug, ja tym bardziej nie mogę tu zostać.

-Nie, Betts. Nigdzie nie pójdziesz. Jesteś moją przyjaciółką. Zrozum, że po prostu nie mogę cię zostawić samej sobie. Nie wybaczyłbym tego sobie. Proszę, obiecaj mi, że zostaniesz. Proszę. - Spojrzał na mnie tymi błękitnymi tęczówkami, a na bezwolnie pokiwałam głową.

-Obiecuję.

•••

-Archie, kochany, jaki planujesz kupić dom? - Ledwo przysłuchiwałam się konwersacji moich rodziców i Archa, bo pisałam pod stołem z Jugheadem.

Juggie: Poruszyli już po raz dwudziesty temat ślubu?

Ja: Taak. Że jeszcze im się to nie znudziło. Nawet mi już się burzy w żołądku od tych pierdół.

Juggie: No, to już twój wybór, żeby tak cierpieć... Sama się zgodziłaś.

Ja: Ohh, co ja bym bez ciebie zrobiła, dobra duszo, pocieszycielu...

Juggie: Zawsze do usług, kochanie.

Irytowało mnie, gdy tak do mnie mówił Archie, bo brzmiało jakoś tak sztucznie. Za to w ustach Juga albo w jego wiadomościach było idealne. Mimo, że zazwyczaj ironiczne.

•••

-Masz całą dłoń w strupach. - Znów siedzieliśmy przy stole w kuchni, a on obmywał mi ręce wodą utlenioną.

-Wiem. - Wzruszyłam lekko ramionami.

-Nie ruszaj się. - Skarcił mnie, odsuwając włosy z oczu.

-Jak ci dzisiaj poszło pisanie?

-Tragicznie. Nie napisałem ani jednej strony.

-Przeze mnie? - Zapytałam z westchnieniem. Rzucił mi spojrzenie znad moich dłoni.

-Tak. - Przyznał. - Ale nie w takim sensie, o jakim myślisz.

-Skąd wiesz, o czym myślę, Jug?

Uśmiechnął się półgębkiem.

-Bo cię znam. Co zamierzasz zrobić z Archiem? - Nagle zmienił temat. Ja zmarszczyłam brwi.

-Jak to "co zamierzam zrobić". A jakie mam opcje?

-Pierwsza z nich to pójście na policję. Pokazanie obrażeń, na pewno masz też jakieś dokumenty ze szpitala, gdzie trafiłaś po tym zepchnięciu przez Archiego. - Pokiwałam w milczeniu głową. - Wtedy w sądzie będziesz miała stanowcze dowody i może nawet go zamkną albo wydadzą zakaz zbliżania do ciebie. Druga opcja to po prostu złożenie pozwu o rozwód, ale to nie rozwiąże sprawy agresora. Trzecia opcja podoba mi się najbardziej.

-Już się boję.

-Pozwolisz mi się nim zająć. - Przewróciłam oczami.

-Powiedziałam ci przecież dokładnie, że nie mam zamiaru wplątywać cię w żadne problemy. Zostaje więc opcja nr. 1.

-Nuudna jesteś. - Jughead zrobił obrażoną minę, a ja wybuchnęłam śmiechem.

-Musisz jeszcze poćwiczyć udawanie skrzywdzonego dziecka.

-Zawsze wychodziło mi to idealnie. - Skończył owijać moje dłonie bandażami i podniósł je do góry, niczym trofeum. - Gotowe! A teraz, obiad! - Poczułam, że na samą myśl o jedzeniu robi mi się niedobrze. Odzwyczaiłam się od regularnych posiłków i ten jeden naleśnik powinien mi wystarczyć na cały dzień.

-Juggie, ja chyba spasuję. - Zmarszczył brwi.

-Wiedziałem, że te naleśniki były niedobre! Było mi powiedzieć!

-Nie! Jug, gotujesz świetnie! Po prostu nie jestem głodna. Trudno mi się od razu przestawić na normalne jedzenie. No i przydałoby mi się zgubić parę kilogramów. - Jughead spojrzał na mnie dziwnie.

-Kiedy ostatni raz patrzyłaś w lustro?

-Dzisiaj. - Odpowiedziałam natychmiast.

-Więc musiałaś zauważyć, że jesteś chorobliwie chuda.

-Nie jestem. - Zaprzeczyłam ruchem głowy, ale Jughead westchnął, złapał mnie za rękę i poprowadził do dużego lustra w hallu.

-Patrz. Patrz! - Spojrzałam w moje odbicie naprawdę uważnie pierwszy raz od wielu miesięcy. Zobaczyłam rozwalone, suche, pozbawione blasku, zmierzwione włosy. Wąską, bladoszarą twarz. Ogromne cienie pod oczami. Mętne, zielone oczy, patrzące ponuro w przestrzeń. Spojrzałam niżej. Sweter, który miałam, był sporo za duży i ukrywał moją sylwetkę, więc machinalnie go ściągnęłam i spojrzałam na mój tors w samym staniku. Stojący za mną Jughead rozszerzył oczy z przerażenia.

Na mojej cienkiej, bladej skórze bardzo dobrze odznaczał się każdy siniak, który jeszcze mi nie zszedł i każda jasna blizna. A było ich wiele. Czasem porównywałam moje ciało do konstelacji blizn. Nienawidziłam na siebie patrzeć również z tego powodu. Potem jednak zauważyłam moje żebra. Kościste ramiona. Lekko wklęsły brzuch. Byłam chuda jak szczapa i nawet tego nie zarejestrowałam! Kiedy nawet myślałam o tym, że coś robi się na mnie za duże, składałam winę na upływ czasu i pralkę. A tymczasem...

-O mój Boże, jestem obrzydliwa. - Wyszeptałam, nie mogąc oderwać od siebie wzroku.

-Wcale nie, Betts. - Jughead położył mi delikatnie ręce na ramiona.

-Jestem. W ogóle dziwi mnie to, że nie uciekłeś od razu, gdy mnie zobaczyłeś. Przecież... - Ustawiłam się bokiem, patrząc z przerażeniem na swój biust. - Przecież ja nie mam w ogóle cycków! - Złapałam się za stanik. W lustrze zobaczyłam, że Jug uśmiecha się pod nosem. - To nie jest zabawne! - Odwróciłam się do niego, zła.

-No nie wiem. Pamiętam, jak kiedyś mi mówiłaś, że posiadanie cycków to skaranie boskie. - Spojrzałam na niego złym wzrokiem.

-Bo miałam wtedy szesnaście lat, byłam głupia i lubiłam biegać, a w tym cycki rzeczywiście przeszkadzają.

-Nie przejmuj się tak. Podpasę cię trochę i wrócą wszystkie twoje atrybuty kobiecości.

-Problem jest taki, - Powiedziałam, zakładając z powrotem sweter - że ostatnio ostatnią rzeczą, na którą mam ochotę, jest jedzenie.

-Może jesteś chora?... - Pokręciłam głową.

-Nie jadłam normalnie od bardzo dawna. Po prostu się odzwyczaiłam...

-To trzeba cię znów przyzwyczaić. - Powiedział stanowczo, ciągnąc mnie za sobą do kuchni. Już nawet nie chciałam mu się opierać...

Broken//BugheadWhere stories live. Discover now