Citrus and mint. {28}

3.3K 225 44
                                    

-Jesteś szczęśliwy? - Powiedziałam, wpatrując się w mój nagi brzuch, po którym jeździł palcami.

-Tak. - Prosta odpowiedź, a ile było w niej treści.

-Mam ochotę to zakwestionować, z racji tego, kogo trzymasz w łóżku, ale niech ci będzie. - Westchnęłam lekko, wpatrując się w sufit.

-A co to ma niby znaczyć? Że jesteś istną kocicą podczas seksu? - Parsknęłam śmiechem.

-Taak. Wiesz, mimo tego, że tyle razy już to robiłam, z tobą czuję się tak... Inaczej. - Przyznałam, przekręcając się na brzuch i opierając brodę na jego ramieniu. - W sensie... To jest naprawdę przyjemne! - Cały czas nie mogłam się z tym pogodzić. Że przez tyle lat byłam pewna, że jestem albo aseksualna, albo coś jest stanowczo nie tak z moimi hormonami. A przecież wystarczyła tylko bliższa obecność tego czarnowłosego anioła, a już dostawałam gęsiej skórki na ramionach! Nie musiał mnie nawet dotykać. A ja czułam się z tym w pewien sposób dziwnie. Zawsze uwielbiałam się do niego przytulać, wciągając mimowolnie w nozdrza wspaniałą mieszankę zapachową, na którą składała się delikatna, subtelna woda kolońska, mięta i cytrusy. Zawsze pachniał tak samo. Jak ciepło, jak bezpieczeństwo, jak... Miłość. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że miłość też ma zapach.

•••

Tak inaczej.

Był taki inny. Silny, bezwzględny, okrutny, nieujarzmiony. Chyba to ją tak do niego ciągnęło. Zastanawiała się, czy pokona bestię, która się w nim kryje, czy ona ją pożre. Stawiała na tą drugą opcję. Ale na sam koniec dnia i tak pachniał miętą i cytrusami...

•••

Oparłam swoją głowę na dłoni, niezadowolona z wykonanej pracy. Miałam redagować tą książkę, a nie dopisywać nowe rzeczy! Ale byłam tak pochłonięta Jugheadem...

-Jak ci idzie? - Wymruczał, całując mnie w szyję. Skrzywiłam się. O wilku mowa.

-Źle. Nie mogę się na tym skupić.

-Hmm... - Chłopak przeleciał wzrokiem to, co zapisałam i uniósł brwi w zdziwieniu. - Mięta i cytrusy?

-To... - Szybko przymknęłam klapę laptopa. - To nic.

-Nie... Czekaj, czekaj. Czemu mięta i cytrusy? - Był tak blisko mnie, że byłam odurzona jego zapachem. Naprawdę się jeszcze zastanawiał?!

-Ja... Jakoś tak. Czasem do głowy wpadają mi głupie pomysły.

-Ale ten jest naprawdę dobry! Hmm, zapach jako wyznacznik bezpieczeństwa i... Miłości? Stałości?

-Coś w tym stylu. - Mruknęłam, nieprzekonana. - Ale bardziej... Odurzenia. Ona jest nim odurzona i nie przejmuje się, jak wiele bólu musi przez niego znosić.

-Betts, ten pomysł jest super. Zastanawiałem się wcześniej, jak pociągnąć ten wątek. Czy ona wreszcie mu wybaczy, a on się zmieni i będą razem, czy... Ale to jest o wiele lepsze. Bardziej... Psychologiczne. Ty miałaś tak samo z Archiem? - Wykrzywił nagle swoje wargi. - To Archie pachniał cytrusami i miętą? I dlatego nie chciałaś go zostawić? - Przewróciłam oczami.

-Juggie, nie. Oczywiście, że nie. Archie był... Był potworem. Czasem zastanawiałam się, czy nie ma jakiejś choroby psychicznej, bo normalny człowiek... Nie robi takich rzeczy. - Zadrżałam na samo wspomnienie strasznych chwil spędzonych z mężem. - A bohater w twojej książce... On krzywdzi mentalnie. Sprawia ból słowami. I nie czerpie z tego chorej satysfakcji. Taki jest. Ale nigdy by jej nie uderzył. To poza jego kodeksem. - Wyprostowałam się na krześle.

-Czasem wydaje mi się, że lepiej znasz moich własnych bohaterów niż ja sam. - Uśmiechnął się lekko, odgarniając mi włosy z szyi i składając tam dyskretny pocałunek. - Chyba będę cię musiał dodać jako współautorkę. - Zachichotałam.

-Jug, to, że ci to redaguję i gadamy na temat postawy psychologicznej twoich postaci, to nie znaczy jeszcze, że w jakikolwiek sposób ci pomagam. A może ci to przeszkadza, tylko nie chcesz być niemiły i...

-Powiedziałem ci przecież, że jesteś moją Muzą. - Przerwał mi szybko. - A takiego daru się nie wyrzuca ot tak. - Zamilkliśmy na chwilę.

-Kiedy skończysz ją pisać? - Spytałam cicho, przerywając ciszę.

-Dzięki twojej pomocy znacznie szybciej, niż się tego spodziewałem. Zostały mi jeszcze dwa, góra trzy rozdziały.

-Zdradzisz mi w końcu, jak to się kończy? - Wyjęczałam, mając nikłą nadzieję, że tym razem się ugnie.

-O nie nie nie. Rozmawialiśmy już o tym, skarbie. - Pokręcił rozbawiony głową. - Dowiesz się już niedługo. Obiecuję.

-To powiedz mi chociaż, jak się zakończy ten wątek! - Powiedziałam, wskazując na komputer, kiedy szedł do wyjścia z pokoju. Odwrócił się do mnie i mrugnął wesoło.

-Miętą i cytrusami, Betts. Miętą i cytrusami.

•••

-Nieee... Jak... Jak mogli umrzeć... - Leżałam na kanapie obok Jugheada, oglądając po raz szósty Titanica i rycząc jak bóbr w końcowych scenach. - Jak... Mogli...

-Betts, przecież wiedziałaś, że to się tak skończy. - Powiedział zniecierpliwiony chłopak. - Oglądamy to setny raz.

-Wcale nie. - Wytarłam nos. - Dopiero szósty. Ale... Juggie, ale to jest młody Leo DiCaprio! Przecież mi się serce kraje, kiedy tylko spojrzę w te przepiękne oczy... A tu umiera! - Skrzywiłam się, słysząc histeryczne nutki w moim głosie. - W "Romeo i Julii" też jest tak samo przystojny i też umiera! - Walnęłam ręką w oparcie kanapy. - I gdzie tu sprawiedliwość?!

-Ty pieprzona materialistko. - Dostałam w twarz z poduszki. - Tylko kasa i wygląd się dla ciebie liczą?

-A nie? - Uśmiechnęłam się szeroko. - A myślisz, że dlaczego wciąż jestem z Archiem?

•••

-Caffe latte! - Podeszłam powoli do blatu, gdzie stało moje zamówienie i posłałam lekki uśmiech obsługującej mnie dziewczynie. Zaszłam do tej kawiarni w drodze do domu i uznałam, że warto napić się dobrej kawy. Podchodząc do swojego stolika usłyszałam strzępek rozmowy.

-Nie radzę sobie! Nie radzę! Posłuchaj mnie! Nie rozdwoję się! Zatrudnij kogoś nowego! Przynajmniej na pół etatu, ty skąpiradle! - Zastrzygłam uszami, zaintrygowana. Wcześniej rozmyślałam nad tym, żeby w końcu spróbować normalnej pracy i nie żyć zupełnie na łasce Juga. A to miejsce od razu mi się spodobało.

-Przepraszam? - Podeszłam nieśmiało do lady, uśmiechając się do dość skrogo wyglądającej właścicielki lokalu. - Przez przypadek słyszałam pani rozmowę i to, że potrzebujecie kogoś do pracy. - Uśmiechnęłam się najpiękniej, jak potrafiłam.

-Noo... Tak. Moja córka nie wyrabia. Ale... Nie jesteśmy bardzo dobrze prosperującym interesem, nie mogłabym pani obiecać jakiejś wysokiej stawki albo pełnego wymiaru godzin.

-Nie szkodzi. - Powiedziałam szybko. - Jestem chętna do pracy. Oczywiście, nie na psich warunkach. Dolar za dzień roboty, tak jak w czasach niewolnictwa nie przejdzie. - Kąciki ust starszej pani drgnęły ku górze.

-Hmm, może rzeczywiście warto będzie cię przyjąć. Przynajmniej zrobi się tu trochę ciekawiej...

•••

-Dostałam pracę! Dostałam pracę, dostałam pracę, Juggie! - Zapiszczałam szczęśliwa, rzucając się chłopakowi na szyję. Ten wyglądał na zaskoczonego.

-Jaką pracę? Gdzie? Betts? - Uśmiechnęłam się tajemniczo.

-W kawiarni. - Wydęłam lekko wargi. - A wiesz, jak się nazywa? - Posłałam mu powłóczyste spojrzenie.

-Jak?

-Miętowe szaleństwo. - Spojrzałam na jego głupią minę i wybuchnęłam śmiechem.

Broken//BugheadWhere stories live. Discover now