I can't live with or without you. {16}

3.3K 247 92
                                    

Szłam chodnikiem, prawie nic nie widząc przez łzy. W końcu się poddałam, siadłam na ziemi pod latarnią i oddałam rozpaczy. Nie miałam co zrobić. Do domu na pewno nie wrócę. Zbyt dużo złych wspomnień, od których się w końcu uwolniłam. Nie zamierzam do nich wracać.

Odetchnęłam głęboko i postanowiłam znaleźć najbliższy motel. Miałam trochę pieniędzy, może wystarczy na parę nocy. Spojrzałam na swoje dłonie i odkryłam, że są całe zakrwawione. Nie obeszło mnie to jednak. Wstałam, otrzepałam się szybko i ruszyłam chwiejnym krokiem w stronę centrum. Ktoś tam na pewno da radę mi wskazać jakieś kwatery.

Po paru metrach jednak zrezygnowałam. Po co to kontynuować? Dla kogo mam się jeszcze starać? Nie zostało mi nic. Zobaczyłam aptekę na końcu ulicy i podążyłam w jej stronę. Wystarczy mi na całe opakowanie środków nasennych.

Weszłam do apteki, uśmiechając się jak najpiękniej i poprosiłam o lekarstwa. Pięć minut później znów znalazłam się na ulicy, zadowolona zakupem.

Stanęłam jednak, zastanawiając się, gdzie udać się teraz. Zdecydowałam się w końcu pójść nad rzekę. W NASZE miejsce. Łzy znów zaczęły mi napływać do oczu, ale je powstrzymałam. Nie bawmy się w użalanie nad swoim złym losem.

Szłam, powoli tracąc siły. W końcu uznałam, że torby nie są mi już potrzebne i ukryłam je w krzakach na poboczu drogi. Przeszłam obok Pop's i poczułam nieprzepartą ochotę na spożycie swojego ostatniego posiłku.

Kiedy jednak weszłam do baru i zobaczyłam przy ladzie Jugheada, wycofałam się stamtąd w popłochu. Zostałam jednak zauważona.

-Betts! Betts! - Szłam dalej, przyspieszając. - Elizabeth Cooper, do jasnej cholery! - Złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę.

-Czego ode mnie chcesz? Przecież wyraziłeś się jasno, jaki masz stosunek do mieszkania ze mną. Nie zamierzam się narzucać.

-Przestań. Przestań. Wiesz, że nie miałem tego na myśli. Byłem na ciebie zły, martwiłem się o ciebie i o to, czemu tak dziwnie się zachowywałaś rano. Jestem idiotą, Betts, największym idiotą pod słońcem. Ja... Naprawdę, nie chciałem... Wróć ze mną. Wróć. - Przez chwilę mu uwierzyłam. Chciałam pociągnąć go do siebie za kark i pocałować. Ale przypomniały mi się jego słowa: Co ty tu robisz, Betts?

Pokręciłam więc głową i chciałam mu się wyrwać, ale złapał mnie za biodra i pociągnął do siebie.

-Pu... Puszczaj mnie! - Wrzasnęm i zaczęłam ze łzami okładać jego klatkę piersiową. Nie ruszył się. Robiłam tak dopóty, dopóki nie opadłam zupełnie z sił. Wykończona, spojrzałam w górę na jego twarz i zobaczyłam w jego oczach łzy. I to, że mimo wszystko znów go zraniłam, znów wszystko zniszczyliśmy, doprowadziło mnie do tego, że wybuchnęłam płaczem, wtulając się w jego ciepłe ciało. Poczułam jego oddech na czubku mojej głowy. Po chwili wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu, który stał w pobliżu.

-Gdzie... Gdzie są twoje rzeczy? - Powiedział cicho. Pociągnęłam nosem.

-Schowałam w krzakach.

-Przy głównej drodze? - Kiwnęłam nieprzytomnie głową. - Pokażesz mi gdzie? - Powtórzyłam mój gest. Nie miałam siły. Nie miałam na nic siły.

Po zabraniu toreb chyba się zdrzemnęłam, bo ostatnie, co pamiętam, to silne ramiona Juga i biała, chłodna pościel.

•••

Siedziałam pośrodku pustki. Dosłownie. Pustka nade mną, pustka pode mną. Wszędzie wokół. Poczułam, że powoli krew odpływa mi z twarzy i kończyn. Nie wiedziałam, czemu się tak dzieje. Wyglądało na to, że cały ból, cierpienie i rozpacz kumulowały się w moim sercu razem z gorącą krwią. Czułam jego bicie w gardle.

-Tak wygląda śmierć, kochaneczko... - Wyszeptało coś, co jednocześnie zdawało się być na zewnątrz i w mojej głowie. - I to, co jest po niej...

"Jak to?! Przecież... Nie połknęłam tych tabletek! Nie połknęłam!"

-A jesteś pewna, że naprawdę spotkałaś Jugheada? A może to tylko twoja chora wyobraźnia? Bo niby czemu miałby wiedzieć, gdzie cię szukać?

"Bo mnie zna. Zna mnie jak nikt inny! Zna mnie!"

-I dlatego pojawił się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie? Oh, kochaneczko, mimo, że taka inteligentna, to jednak taka głupia... Leżysz teraz nad rzeką, z pustym pudełkiem w rękach i garścią tabletek w żołądku. I tak to będzie wyglądało, Elizabeth. I nigdy już nie powiesz Jugheadowi... Nigdy już mu nie powiesz o waszym dziecku...

-NIEEE!!!

•••

-NIEEE!!! - Obudziłam się, gwałtownie wciągając powietrze.  Tuż obok siebie dostrzegłam przerażone oczy Jugheada.

-Betts! Betts, spokojnie! - Zaczął głaskać mnie po głowie, ale ja i tak byłam za bardzo roztrzęsiona tym snem. Dziecko? Jakie dziecko? O co chodziło temu głosowi? Co miał mi tym przekazać? Zamarłam, kiedy uświadomiłam sobie, co wczoraj robiłam z Jugheadem. A tabletek antykoncepcyjnych nie brałam już od tygodnia.

-Jezu, Jug... Muszę iść do apteki. - Powiedziałam, próbując wydostać się z łóżka. Przytrzymała mnie jednak silna dłoń.

-Po kolejne tabletki nasenne? - Odwróciłam się powoli. Na jego twarzy malowały się zaczątki gniewu. - Wypadły ci z kieszeni, kiedy cię przenosiłem.

-Jug... - Westchnęłam, ale pokręciłam głową. Miałam ważniejsze rzeczy do zrobienia niż wywoływanie kolejnej kłótni. - Obiecuję ci, że to nic tego typu. Jeśli chcesz, możesz mnie tam nawet zawieźć. Muszę wziąć jedną rzecz i...

-Co jest takie pilne? - Spojrzał na mnie przenikliwie. - Co jest tak pilne, że zapomniałaś nawet się ze mną pokłócić?

-Nie... Nieważne. Posłuchaj, Jug, ja po prostu muszę. Muszę po coś pojechać. Obiecuję ci, że to nic głupiego. - Zmierzył mnie oceniającym spojrzeniem. Wahał się, czy mi zaufać.

-Wprawdzie ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę, to teraz pozwolić ci pójść do apteki, to mimo wszystko wolny kraj. Załóż kurtkę i jedziemy. - Uśmiechnęłam się słabo.

-Dziękuję, Juggie.

-Ale o sprawie tych tabletek porozmawiajmy po drodze. - Zamachał pudełeczkiem, a ja zrozumiałam, że to nie koniec nieprzyjemnych rozmów na dzisiaj.

•••

Okres spóźniał mi się już tydzień. Ze ściśniętym gardłem poszłam do apteki po test. Miałam taką wielką nadzieję, że w moim wnętrzu rozwija się życie...
Jest. Dwie kreski. Dwie kreski. Mam dziecko! Mam dziecko z Archiem!

•••

-Powiedz mi więc, na co ci były te tabletki?

-Myślałam, że już mnie przejżałeś, Jug. - Wydusiłam z siebie. Nie zamierzałam nawet kłamać.

-Chciałbym to usłyszeć od ciebie.

-Co? To, że po tym, jak mój jedyny przyjaciel wprost mi powiedział, że nie chce mnie widzieć z powodu tego, że nie powiedziałam mu, że wychodzę z domu i mając przed sobą perspektywę powrotu do miejsca, w którym przeżyłam piekło, poddałam się? O to pytasz?

-Betts...

-Nie nie, Jug. Sytuacja wygląda właśnie w ten sposób.

Zatrzymaliśmy się przed apteką. Wyskoczyłam z samochodu i zaraz byłam z powrotem. Kupiłam na wszelki wypadek trzy testy.

-Rzeczywiście, szybko to załatwiłaś. - Tylko kiwnęłam głową, wpatrując się w tapicerkę i nie mówiąc już ani słowa.

Nie wiedziałam, co bardziej by mnie ucieszyło: ciąża czy jej brak. Perspektywa małego bobasa, takiego jak Jug, sprawiała, że moje serce dosłownie topniało, ale z drugiej strony musiałabym przyznać się chłopakowi do naszej upojnej nocy. A tego bardzo nie chciałam.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce poleciałam pędem do łazienki i wykonałam wszystkie czynności opisane na instrukcji. Po paru minutach z sercem w gardle oczekiwałam na wynik.

Broken//BugheadDove le storie prendono vita. Scoprilo ora