Wind of change. {23}

3.4K 240 77
                                    

Stałam przed szafą, zrozpaczona i niezdecydowana. Znów powtarza się sytuacja sprzed tygodnia. Tym razem po paru minutach poczułam jednak ramiona Jugheada, oplatające mnie w talii.

-Już wróciłeś? - Uśmiechnęłam się lekko. Wcześniej był w mieście, załatwiając jakieś sprawy.

-Tak. I mam coś dla ciebie. - Zrobił tajemniczą minę, wręczając mi mały pakunek. Spojrzałam na niego niepewnie, nie wiedząc, czy przyjąć prezent. - Bierz, nie toleruję odmowy. - Powiedział stanowczo, a ja wywróciłam oczami i otworzyłam paczkę. Rozszerzyłam oczy ze zdumienia. Zobaczyłam czarną sukienkę, wiązaną na szyi i z wycięciem na udzie ozdobionym falbankami. Była piękna. Ale...

-Nie mogę jej przyjąć, Jug. - Pokręciłam głową. - Pewnie kosztowała fortunę.

-Betts, przecież wiem, że nie masz co włożyć. A jak zobaczyłem tą sukienkę, to od razu uznałem, że jest dla ciebie wręcz idealna. - Zagryzłam wargi, nieprzekonana. W końcu jednak kiwnęłam głową i pocałowałam Jugheada w policzek.

-Dziękuję. - Szepnęłam i poszłam się przebrać do łazienki.

•••

-Wyglądasz... Olśniewająco. - Stałam na szczycie schodów, powoli po nich schodząc. Byłam zadowolona, jakie wrażenie wywarłam na Jugu, który gapił się na mnie z otwartą buzią. Do czarnej sukienki założyłam wysokie szpilki tego samego koloru, które zlokalizowałam pomiędzy innymi ciuchami. Włosy spięłam w koka na czubku głowy, a na twarzy miałam dyskretny makijaż. Czułam się... Ładna.

-Dziękuję, Juggie. - Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę, mierząc wzrokiem czarną koszulę i ciemne spodnie, które miał na sobie. - Ty też nie wyglądasz najgorzej.

-Ohh, niedomówienie. - Uśmiechnął się chytrze. - Powinnaś powiedzieć, że wyglądam obłędnie i z chęcią zemdlałabyś w ramionach takiego przystojniaka. - Uniosłam brwi ku górze.

-A czemu by to służyło?

-Wtedy natychmiast zabrałbym się za robienie sztucznego oddychania damie w opałach. - Uśmiechnął się szelmowsko, a ja poczułam, że robi mi się gorąco.

-Chodź już, Jug, to może jakąś spotkamy po drodze. - Wykrzywiłam wargi i wyciągnęłam go z domu.

•••

-Juggg! - Kiedy tylko pojawiliśmy się na sali w ekskluzywnej restauracji, od jednego ze stolików poderwała się mała osóbka i rzuciła w naszą stronę. Była taka szybka, że nawet nie zdążyłam się jej przyjrzeć, zanim nie wtuliła się w Jugheada. Poczułam ukucie zazdrości. Jedyne co mogłam o niej powiedzieć w tej chwili to to, że przewyższałam ją o głowę, a jej włosy miały różowy odcień. Dopiero po minucie dziewczyna odsunęła się od bruneta z gigantycznym uśmiechem na ładnej twarzy w kształcie serca. - Jej, Jug! Jak my się dawno nie widzieliśmy! Już pół roku, co nie? - Uderzyła go żartobliwie w ramię.

-TT, ja też za tobą tęskniłem. - Chłopak pochylił się i pocałował ją w policzek. Lekko odchrząknęłam. - Oh! Właśnie, miałem ci kogoś przedstawić! Betts, to jest Toni Topaz, dziewczyna Cheryl i kuzynka Sweet Pea. TT, to jest...

-Ohh, czyli spotykam na żywo niesławną Betty Cooper. - Kiedy różowowłosa obróciła się w moim kierunku, już nie była taka wesoła. Zmusiłam się do szczątkowego uśmiechu i podałam jej dłoń. - V wiele mi o tobie opowiadała.

-Nie spodziewam się, że mogłyby być to jakieś dobre rzeczy.

-Oh, i nie są. Ale skoro Jug jest na tyle głupi, żeby dawać ci drugą szansę, to my wszyscy jako jego przyjaciele musimy to zaakceptować. - Wzruszyła ramionami, a ja przełknęłam ślinę i ledwo kiwnęłam głową. Spodziewałam się podobnego przyjęcia.

-TT, Betts, chodźmy już do stolika. Czekają na nas. - Jughead chciał chyba urwać tą niezbyt miłą konwersację, bo odwrócił nas w stronę wnętrza sali i zaprowadził do miejsca zajmowanego już przez Cheryl.

Spojrzałam na nią w milczeniu, kontemplując fakt, że wyglądała tak samo świetnie jak w dniu mojego ślubu. Wtedy widziałam ją po raz ostatni.

Długie, rude włosy spływały jej kaskadami na ramiona, zielone oczy wpatrywały się we mnie intensywnie, a lśniące czerwienią usta zachwycały swoją perfekcją. Pierdolona Cheryl Bomshell, diva Riverdale High, naczelne guru mody i moja daleka kuzynka. Teraz podniosła się wolno z miejsca, które zajmowała i przytuliła krótko Juga, nie spuszczając jednak ze mnie wzroku.

-Witaj, Jug. Widzę, że odnalazłeś swoją zgubę. - Gdybym nie była tak zestresowana, przewrócilabym oczami. - Betty... Wyglądasz dobrze, jak na kogoś, kto przez ostatnie dwa lata przeżywał piekło. - Wzruszyłam lekko ramionami. Chyba każdy wiedział, co się u mnie działo. Ale zareagował tylko Jughead.

-Zdążyłam się zahartować, Cher. - Usiadłam z wdziękiem między nią i brunetem, a Toni zajęła miejsce po drugiej stronie rudowłosej.

-Juuug, tu jest tak strasznie sztywno. Czemu po prostu nie poszliśmy do Pop's? - Zaczęła narzekać różowowłosa.

-Bo Veronica Jones potrzebuje miejsca z klasą, żeby się pokazać, TT. - Za naszymi plecami stały dwie osoby. Jedną była oczywiście Ronnie, ale za to...

-Betty Cooper! A niech mnie! Myślałem, że V mnie wkręcała, że wróciłaś! - Zobaczyłam na twarzy Sweet Pea wielki uśmiech i nagle zostałam porwana w powietrze i ściśnięta w niedźwiedzim uścisku.

-J... Ja też się cieszę, że cię widzę, Sweets. - Wymamrotałam, ledwo łapiąc oddech.

-Hej hej hej! Odstaw Betty na ziemię, bo jeszcze ją udusisz, idioto! - Veronica, stojąca obok, trzepnęła swojego chłopaka w ramię i po chwili znów mogłam rozkoszować się świeżym powietrzem.

-Sweets, jesteś beznadziejny. - Pokręcił głową Jug i również wymienił z nim miśkowaty uścisk. Wszyscy w jakimś stopniu się rozluźnili.

Kiedy dania zostały zamówione, zostałam wciągnięta w rozmowę ze Sweet Pea, który chyba jako jedyny przy tym stole oprócz Juga nie chciał mnie wysterylizować.

-Od kiedy jesteście razem z Veronicą? - Uśmiechnęłam się ciepło do chłopaka.

-Parę miesięcy. Ale uwierz mi, Betty, że nie tak łatwo wytrzymać z tą diablicą w ludzkiej powłoce... - W tej chwili przerwał, bo ludzka powłoka zaatakowała bezlitośnie jego goleń. - Auuu! Kochanie, za co to? Przecież ostatnio jestem grzeczny. Nawet opuszczam po sobie deskę!

-Zajebiście skarbie, że dzielisz się takimi rzeczami ze wszystkimi przy tym stole. - Veronica przewróciła oczami, a z mojego gardła wydobył się cichy chichot.

-A ty, Betty? Szczęśliwe zakończenie z księciem z bajki okazało się być początkiem horroru?

-Niestety. Nawet małżeństwo z tym imbecylem mi nie wyszło.

-Zawsze wiedziałem, że coś z nim nie tak. Betty, poślubiłaś człowieka, który kiedyś nie umiał policzyć, ile to dwa razy dwa!

-Po prostu poczułam wewnętrzne powołanie, żeby zostać jego nauczycielką. - Wymamrotałam, wywołując obok mnie salwę śmiechu.

-Jug, stary druhu, powinieneś znaleźć ją wcześniej. Już zapomniałem, że Betty Cooper jest taka zabawna.

-A nie jesteś na mnie zły, Sweets? - Zapytałam cicho, lekko się ku niemu pochylając.

-Za co? A, za złamanie serca temu kretynowi? No cóż, wcześniej byłem nawet wściekły, ale potem usłyszałem, co przeżywałaś z tym dupkiem i uznałem, że już się nacierpiałaś w tym życiu za dziesięciu. Żyj teraz, Betty, żyj i pędź ile sił, bo nigdy nie wiadomo, kiedy nasze szczęście znowu zgaśnie.

Broken//BugheadWhere stories live. Discover now