I still feel your touch in my dreams. {38}

2.9K 214 121
                                    

Łzy obeschły, a ja siedziałem cały czas na moście z poczuciem pustki w sercu. Tyle czekałem, aż się obudzi... Powinienem być szczęśliwy. Betty żyje. A to jest najważniejsze. Ale to, że mną wzgardziła tak bardzo boli... Odetchnąłem głęboko zimnym powietrzem i dopiero wtedy zauważyłem, że zrobiło się ciemno. Przeczesałem nerwowo włosy, wyobrażając sobie, jak wściekła będzie Veronica, kiedy wrócę do domu. Zmarznięty, pokryty rosą i smutkiem. Dziwiło mnie w ogóle, czemu jeszcze nie zaczęli mnie szukać. Albo zaczęli?... Nie wiem. Przestałem się tym przejmować.

Podniosłem się z ziemi i za chwilę znów na nią upadłem. Moja dopiero co wygojona noga nie zniosła dobrze siedzenia długo w jednej pozycji i przemarznięcia. Bolała jak cholera.

Zacisnąłem zęby i wstałem, przytrzymując się barierki. Jakoś musiałem dojść do domu. Jeden bolesny krok. Drugi. Lewa. Prawa. Lewa. Kurwa... 

Tym razem poleciałem na asfalt, zdzierając sobie dłonie do krwi. Jęknąłem z bólu, ale uświadomiłem sobie, że Betty w taki sam sposób poharatała sobie twarz. Przeze mnie.

Nie miałem już siły. Nie chciałem się ruszać. Postanowiłem zostać w miejscu, gdzie upadłem i poczekać do świtu. W sumie, nigdzie mi się nie spieszyło.

•••

Wola walki obudziła się we mnie, kiedy spadł deszcz.

-Ja. Pierdolę... Czemu cały świat jest przeciwko mnie?! - Jęknąłem zbolałym tonem i przewróciłem się na plecy. Od razu zaatakowały mnie zimne krople. Odgarnąłem mokre włosy z czoła i powoli wstałem. Noga, o dziwo, nie bolała mnie tak bardzo, jak wcześniej. Udałem się więc w powolną i żmudną wycieczkę do domu.

•••

-Ty idioto! Ty skretyniały imbecylu! Ty pało! Ty... - Potok słów Veronici został przerwany moim upadkiem na podłogę.

-Zawsze wiedziałem, że wysoko mnie cenisz, V, ale nie sądziłem, że tak bardzo. - Wymruczałem, z lubością wtulając się w miękki dywan. Po drewnianych deskach na moście i chodniku w pewnych momentach mojej wędrówki, wydawał się łożem z największego niebiańskiego puchu.

Wydaje mi się, że zajście po drodze do monopolowego i kupienie butelki wódki również nie było najlepszym pomysłem dnia dzisiejszego. Ale przynajmniej świat fajnie wiruje.

-Jughead! Ja nie jestem twoją opiekunką!

-I... Nikt nie każe ci nią być. - Powiedziałem dumnie i czknąłem na koniec. - Posłuchaj mnie, Ronnie, dzisiaj nie czuję się na siłach na JAKĄ...KOLWIEK dyskusję. - Westchnąłem ciężko i zacząłem podniosić się z dywanu, żeby doczołgać się do kanapy. - Kochana siostrzyczko, oddasz ostatnią przysługę umierającemu i przyniesiesz mi kocyk? - Uśmiechnąłem się pijacko.

-Chyba coś cię boli.

-A żebyś wiedziała! Boli mnie... Noga, ręce, głowa... - Zacząłem wymieniać, licząc powoli na palcach.

-Dobra dobra. Już. Ale to ostatni raz, kiedy muszę cię ogarniać, bo zrobiłeś coś głupiego! Zapamiętaj to sobie!

-Tak tak tak. - Machnąłem ręką po czym skrzywiłem się płaczliwie. - Ronnie, czemu ona mnie nie kocha?

-O czym ty znowu tutaj bredzisz, Jug? - Westchnęła Veronica, opatulając mnie kocem.

-No Betty. Moja słodka Betts... Ona mnie nie kocha. Czy jestem aż tak brzydki? - Pociągnąłem smutno nosem. Na twarzy mojej siostry pojawiło się coś na kształt skrywanego uśmiechu.

-No, urodą to ty nie grzeszysz, braciszku...

-I dlatego nie zasługuję na miłość? - Poczułem, że pierwsze łzy spływają mi po twarzy, na co Veronica westchnęła i pogłaskała mnie po głowie.

-Żartowałam, Jug. Przecież Betty cię kocha! To widać bardzo dokładnie.

-Nie... Nie kocha mnie. - Pokręciłem z uporem głową. - Ronnie, ja muszę stąd wyjechać. Nie mogę tu zostać. - Powiedziałem nagle, gorączkowo łapiąc dziewczynę za ramię. - Pojadę do Nowego Yorku, że niby załatwiam jakieś sprawy dotyczące nowej książki...

-To byłoby tchórzostwo, Jug. - Spokojnie stwierdziła Veronica.

-Ja jestem tchórzem. - Wzruszyłem ramionami i przymknąłem oczy. - Po prostu... Chcę uciec. Choć na chwilę.

•••

Mimo tego, że decyzje podejmowane po pijaku nie zawsze są słuszne, tym razem nie zrezygnowałem z mojego pomysłu, uznając go za nadzwyczaj trafny w otoczeniu gderającej Veronici i okropnego bólu głowy. Zarezerwowałem sobie bilety do Nowego Yorku na dzisiejsze popołudnie. Uciekałem jak tchórz. Ale po prostu nie mogłem spojrzeć się w te zielone oczy.

-Odwiedź ją przynajmniej, ty imbecylu. Powiedz, czemu wyjeżdżasz, porozmawiaj z nią, zakuta pało! - Wrzaski Veronici nie wpływały dobrze na moją głowę i w rezultacie znalazłem się przed drzwiami do pokoju Betty. Zajrzałem przez szybkę i zauważyłem z ulgą, że spała. Podszedłem do niej powoli i pogłaskałem po policzku. Potem delikatnie dotknąłem jej warg swoimi i szybko się stamtąd ulotniłem. Przygodę "ucieczka" czas zacząć.

•••

Minął miesiąc. Od tamtej pory Betty nie napisała czy zadzwoniła do mnie ani razu. Żywiła do mnie aż tak głęboką nienawiść? Jedyne wiadomości, jakie o niej miałem, były od Veronici. Wyszła tydzień temu ze szpitala. Podobno już prawie wszystko jest okej, zdjęli jej nawet gips z nogi. Wszystko jest dobrze.

Wszystko u niej dobrze.

•••

~Perspektywa Betty~

Minął miesiąc, odkąd Go ostatni raz widziałam. Od tamtej pory nie napisał ani nie zadzwonił. Zaczęłam się zastanawiać, czy aż tak bardzo mu obrzydłam. Bo to, co widziałam w jego oczach w momencie, kiedy nie chciał mnie dotknąć, to na pewno było obrzydzenie. Bo co innego? Przecież Archie wykorzystał mnie w najgorszy możliwy sposób. Mimo tego, że wiem, że to nie moja wina, czuję się tak, jakbym Go zdradziła. Nienawidzę samej siebie, nie mogę oglądać się w lustrze, bo zbiera mi się na wymioty. W dodatku znowu schudłam.

Dziwnie się czuję, mieszkając w domu chłopaka, którego kocham i który mnie zostawił. Chciałam nawet wynająć sobie jakiś hostel, ale Veronica kategorycznie tego zakazała. W ogóle trudno ostatnio z nią przebywać. Cały czas narzeka i sarka, że zachowujemy się jak dzieci. Ale ja po prostu nie potrafię się przełamać. Nie chcę znów zobaczyć obrzydzenia w jego oczach. Ostatnio nawiedzają mnie koszmary. Specyficzne koszmary, bo co noc śni mi się śmierć osoby, którą tak bardzo kocham i która mną gardzi.

Veronica mówi, że wszystko jest dobrze.

Wszystko u Niego dobrze.

•••

~Perspektywa Jugheada~

Muszę wrócić do domu po parę spraw. Planuję zrobić to jednak tak, żeby nie spotkać się z Betty. Przyjadę późnym wieczorem i wyjadę rano. Nie będzie nawet wiedziała, że sprawca jej cierpienia jest tak blisko niej.

-Słuchaj, skoro ty przyjedziesz, to ja pojadę do Sweet Pea. Tak dawno nie spędzaliśmy czasu razem... No wiesz. Tylko we dwoje.

-No dobra, ale dlaczego wcześniej do niego nie jeździłaś? - Zmarszczyłem brwi.

-Balam się zostawić Betty samą, ty głupku. Ale skoro ty będziesz, to ją przypilnujesz.

-Mówiłem ci...

-Tak, wiem. - Weszła mi wpół zdania. - Nic jej nie powiem. Ale ty powinieneś. Ona za tobą tęskni, Jug. A ty za nią. Bądź więc dużym chłopcem i znajdź w sobie odwagę, żeby zmierzyć się z małą, chudą blondynką.

Broken//BugheadWhere stories live. Discover now