Your spirit never dies. {26}

3.1K 215 41
                                    

Kiedy się obudziłam, w mojej sali panował półmrok, a wokół mnie nie było nikogo. Czułam się już o wiele lepiej, niż wcześniej, ale i tak paliły mnie rany na ramieniu i łuku brwiowym. Zgadywałam, że mam tam szwy. Zsunęłam nogi z posłania i niepewnie wstałam. Przez chwilę wszystko wirowało, ale po jakimś czasie mój błędnik się uspokoił. Odetchnęłam i zrobiłam parę nieśmiałych kroczków. Dochodziłam już do drzwi na korytarz, kiedy zobaczyłam w nich głowę Toni.

-Ojej! Betty, nie wiedziałam, że już się obudziłaś! - Wykrzyknęła i złapała mnie w talii, żeby pomóc mi iść.

-Właśnie to zrobiłam, Toni. - Uśmiechnęłam się blado, ale natychmiast spoważniałam. - Co z Jugheadem? - Dziewczyna westchnęła.

-No nie budzi się, podły chuj. Nikt do końca nie wie, dlaczego. Ty miałaś podobne obrażenia, a wszystko jest mniej więcej okej.

-TT, ja byłam przytomna po wypadku. On w ogóle się nie obudził. Musiał dużo mocniej przywalić głową w kierownicę czy tapicerkę, niż ja.

-To prawda, to prawda... Chciałabyś do niego pójść? - Kiwnęłam nieśmiało głową i Toni poprowadziła mnie korytarzem do jednego pokoju. Siedzieli przed nim Sweet Pea i Cheryl.

-Oh! Obudziłaś się, B! - Brunet przejął mnie z rąk Toni i wprowadził bez pytania do pomieszczenia, w którym była również V. Nie patrzyłam się jednak na nią, tylko na Jugheada, leżącego na szpitalnym łóżku. Znów poczułam, że do oczu napływają mi łzy, kiedy patrzyłam się na jego bladą twarz. Połowę czoła zasłaniał mu duży opatrunek, a jedną z rąk miał na temblaku. Zacisnęłam zęby, żeby nie zacząć szlochać. Nie mogłam wytrzymać jego widoku w takim stanie.

Veronica rzuciła mi spojrzenie przez ramię i słuchała chwilę Sweet Pea, który coś do niej mówił. Po chwili westchnęła i wstała ze stołka, ustępując mi miejsca.

-Zrób coś, żeby się obudził... Błagam, Betty. Zrób coś... - Wyszeptała mi do ucha, a ja czując jej bezradność, przytuliłam ją do siebie mocno. Przez chwilę stała jak sparaliżowana, ale za moment oddała uścisk. - No... Ja pójdę trochę odpocząć, B, ale wrócę za jakąś godzinę. - Prawie się uśmiechnęłam, kiedy powiedziała do mnie "B". Nie nazwała mnie tak od dwóch lat.

-Dobrze.

Dziewczyna razem ze Sweet Pea wyszła, a ja odpadłam powoli na krzesło obok Jugheada. Po chwili wahania złapałam jego zimną dłoń w mocny uścisk i ogarnęłam mu grzywkę, wpadającą do oczu.

-Juggie... Przecież musisz się obudzić. - Powiedziałam łamiącym się głosem. - Nie zdradziłeś mi swojego sekretu, pamiętasz, kochanie? Musisz mi go powiedzieć. I się obudzić. Albo wiesz co? Jak się obudzisz, to już nie będziesz mi musiał go mówić. To co? Mamy deal? Jug, proszę, obudź się... Ja... Ja nie wiem, jak miałabym sobie bez ciebie dać radę. Pamiętaj, że cię kocham, Juggie... Juggie... - Poczułam, że zawroty głowy, które miałam już od wstania, nasilają się, więc wtuliłam twarz w pościel Jugheada, zsuwając się z krzesła i padając na kolana. Zdążyłam sobie zakodować, że jutro będą tam widnieć okrutne siniaki i straciłam przytomność.

•••

-No wiesz? Żeby mnie obwiniać o to, że jakaś skretyniała sarna wbiegła mi prosto pod koła? - Ten głos kogoś mi przypominał. Poczułam, że mam zdrętwiały kark i jęknęłam głośno, próbując go rozciągnąć. - Betts? - Otworzyłam oczy, mrużąc je przed przenikliwym światłem. Zakodowałam sobie, że półleżę w fotelu w kącie pokoju, zanim całą moją uwagę przykuł On.

Zerwałam się z siedzenia, czując silne zawroty głowy, ale nie zwróciłam na nie uwagi i podbiegłam trochę chwiejnym krokiem w stronę łóżka Jugheada. Siedział tam, otoczony przyjaciółmi i popodłączany jeszcze do najróżniejszych aparatur. Wyglądał jednak znacznie lepiej. Nie był już tak blady, a na policzkach miał nawet lekkie rumieńce.

-Juggie! - Pisnęłam i rzuciłam mu się na szyję, na chwilę zapominając o całym świecie.

-No hej, Betts. - Wymruczał, chowając twarz w moje włosy i przytulając mocno. Za moment jednak odsunął mnie na odległość ramienia i zmierzył wzrokiem godnym bazyliszka. - Nie powinnaś tu do mnie przyłazić, kiedy ledwo możesz chodzić! Oni wszyscy na ciebie naskarżyli!

-Juggie, przesadzasz. - Przewróciłam oczami.

-Tak? A to dlaczego, kiedy się obudziłem, leżałaś przy moim łóżku i za nic nie można cię było dobudzić?! - Zarumieniłam się lekko.

-Ucięłam sobie małą drzemkę.

-Oooh, i na pewno było ci nieziemsko wygodnie? - Uśmiechnął się kpiąco, a potem znów przytulił mocno. - Nawet nie wiesz, jak się o ciebie bałem. - Wyszeptał mi do ucha.

-Ty? TY się bałeś?! - Pokręciłam głową z niedowierzaniem. - To JA tutaj umierałam z niecierpliwości, aż śpiący książę raczy uchylić te swoje ślepia i przestanie wszystkich straszyć. - Zmrużyłam oczy.

-Tak jak już mówiłem pozostałym, to naprawdę nie moja wina, że ta sarna miała skłonności samobójcze i postanowiła obrać sobie za miejsce spoczynku akurat mój samochód. - Wzruszył ramionami, a ja odsunęłam się trochę, żeby obiektywnie ocenić jego obrażenia. Opatrunek na czole, bandaż wystający spod szpitalnej koszuli i ręka na temblaku. Mogło być gorzej, ale też i lepiej. - Napatrzyłaś się już, jak przystojny jestem? - Wyszczerzył zęby, a ja znów oparłam się o jego tors.

-Chciałbyś. Po prostu oceniałam, czy zostało z ciebie cokolwiek, co cały czas nadawałoby się na moją poduszkę. - Obok siebie usłyszałam stłumiony chichot Sweet Pea.

-A ty tak nie rżyj, Sweets, bo w łóżku to ty dogodzić kobiecie nie umiesz. - Uśmiechnęła się złośliwie Veronica, a chłopak zrobił bardzo urażoną minę. Ucierpiała jego męska duma.

-A co ci we mnie nie pasuje? Przecież ostatnio mówiłaś, że...

-Sweettie, kręcisz się, zwalasz mnie z łóżka, kładziesz na mnie nogi, mam jeszcze dłużej wymieniać? - Powiedziała dziewczyna, hamując napad śmiechu.

-Moi przyjaciele są niemożliwi. - Powiedział Jughead, ukradkiem całując mnie w nos.

-Tak, wiem. Ale wiem też, że za to ich kochasz.

-Tak, Betts, to prawda. Najprawdziwsza prawda.

•••

Ciężkie i smutne chwile. Ile ich miałam? Sama uważałam, że to i tak za dużo w porównaniu do mojego wieku. "Jestem pieprzonym wyjątkiem", pomyślałam, gotując obiad dla Archiego. Robiłam jego ulubioną lazanię, mając nadzieję, że w ten sposób oszczędzę sobie codziennego bicia. Dobre i to.

Pomyślałam sobie, że wszystko tak szybko odstawiłam. Przyjaciół, rodziców, moje marzenia... Jego.

Leżąc potem w łóżku, zapytałam się siebie chyba już ponad tysięczny raz: "Jak ja mogłam być tak cholernie głupia?

Broken//BugheadWhere stories live. Discover now