"My little muse". {31}

3.2K 209 145
                                    

-Kocham cię. - Powiedziałam, opierając się głową o jego ramię i spoglądając do laptopa, w którym zapisywał kolejną już stronę powieści. - Kocham cię, ale jeśli zaczniesz mnie słuchać i przerwiesz to klepanie po klawiaturze przynajmniej na pięć minut, nic się nie stanie. Siedzisz tu już bez przerwy od sześciu godzin! Zjedz przynajmniej te kanapki, które przyniosłam wcześniej. - Zobaczyłam, jak lekko się wzdraga i patrzy na mnie nieprzytomnym spojrzeniem.

-Beeets... Będziesz moją Muzą? - Zmarszczyłam brwi. Co mu się poprzestawiało w tej łepetynie?

-Ale Juggie, o co ci teraz chodzi?

-Siądź tutaj. - Powiedział nagle, wskazując krzesło naprzeciwko siebie. Byłam tak zdziwiona, że bez zbędnych protestów na nie klapnęłam.

-I co teraz? Mam zapozować ci jak jedna z twoich francuskich dam? - Uśmiechnęłam się kwaśno, ale prawie nie zwrócił uwagi na moje słowa.

-Niee. Weź jakąś książkę i sobie poczytaj. - Jęknęłam. Nie miałam pojęcia, co opętało tego kolesia.

-Juggie! Do jasnej kurwy! Ocknij się! Musisz coś zjeść i odpocząć chociaż pięć minut, bo zaraz mózg ci wyparuje. - Chyba trochę się ogarnął, bo zmierzwił swoje włosy i przetarł oczy.

-Masz rację. Już wszystko mi się lasuje. Ale to przez te terminy. Chciałbym to już skończyć, a brakuje mi konkretnego koceptu na okładkę, a to ja zwykle się tym zajmuję. No i muszę napisać jeszcze epilog. - Znów zamyślił się na chwilę, ale zaraz potem otrząsnął się, wstał z fotela, przeciągnął się, porwał w jedną rękę dwie kanapki, a w drugą moją dłoń i wybiegł z pokoju, jakby się paliło. Na dole natrafiliśmy na zdumione spojrzenie Veronici.

-Jug chyba zabiera mnie na spacer. - Wzruszyłam ramionami i zaczęłam zakładać buty.

-Zapewne będzie soooo romantic, a nie rozmawianie tylko i wyłącznie o nowym rozdziale książki, prawda? - Ronnie uśmiechnęła się kpiąco i pomachała mi ręką na pożegnanie.

-Czemu aż tak ci się spieszy? - Powiedziałam, łapiąc jego dłoń i wystawiając w stronę nieśmiałych promyków słońca bladą twarz.

-Stwierdziłem, że cię zaniedbałem i postanowiłem to naprawić. - Zaczął przesuwać palcami po mojej dłoni.

-Takie pierdy to możesz sobie zostawić dla Veronici. Albo Sweet Pea. Wiem, że chcesz mi o czymś powiedzieć.

-Aaaa... No... Tak... To wiązało się w jakiś sposób z tym, że pragnąłem ciebie jako hmm... Muzy. - Przyznał, lekko się jąkając. Podniosłam wzrok ku niebu i westchnęłam ciężko. Czasem już z nim nie wytrzymuję. - Chciałbym cię prosić, żebyś zapozowała do okładki. - Wypalił nagle, a ja zatrzymałam się na chodniku, w zupełnym szoku.

-C... Co?

-Betts. - Złapał mnie za ręce i odkręcił w swoją stronę, patrząc przy tym prosto w oczy. - Męczę się z tą okładką już długi czas, a to dlatego, że nie pasuje mi do niej nikt oprócz ciebie. Zawsze kiedy wyobrażałem sobie główną bohaterkę, wyglądała dokładnie jak ty. Po prostu dla mnie niemożliwe jest wepchnięcie kogoś innego w tą rolę. Betts, proszę, przemyśl to... Nie będziesz musiała nawet pokazywać twarzy. Po prostu będziesz siedziała w fotelu, przy zachodzie słońca padającego na całą twoją sylwetkę i z książką w ręce. Patrzyłabyś się za okno przez ramię. To byłoby idealne... Proszę cię, zgódź się, proszę... - Tak się nakręcił, że w pewnym momencie przestałam za nim nadążać, ale sedno sprawy zrozumiałam. Chciał, żebym była na okładce jego książki. JA. Ja. Elizabeth Cooper, kiedyś Andrews. I stworzył główną kobiecą postać na mój wzór... Zapiekły mnie kąciki oczu, kiedy uśmiechnęłam się, szczęśliwa jak nigdy i rzuciłam na szyję chłopaka, przerywając mu monolog.

-Oczywiście, że się zgodzę, głuptasie! - Teraz to on wyszczerzył się jak głupi i okręcił mnie wokół siebie.

-Taaak!

-Młody dżentelmenie, rozumiem, że jesteście nowocześni i tak dalej, ale kiedy oświadczasz się kobiecie, powinieneś dać jej pierścionek! - Zrugała go nagle jakaś babulinka przechodząca obok. Ja zarumieniłam się mocno i oderwałam od niego, ale ten rzucił starszej kobiecie miły uśmiech i powiedział:

-Nie oświadczyłem się jeszcze tej pięknej dziewczynie, ale na pewno skorzystam z pani rady podczas tego wielkiego momentu. - Puścił do mnie oczko, a moja twarz zapłonęła.

-Oh, no to przepraszam was. Ale tak to wyglądało... - Speszyła się lekko kobieta.

-Nic nie szkodzi. - Uśmiechnęłam się lekko, pomimo zażenowania i pomyślałam, że nie byłabym wcale aż tak bardzo wściekła, gdyby przypuszczenia staruszki okazały się prawdą.

•••

-Musisz jechać? - Jęknęłam, przytulając się do jego piersi i wdychając niezwykłą mieszankę cytrusów i mięty.

-Kochanie, wiesz, że to tylko dwa dni, a sama nie chciałaś ze mną jechać, choć ci to zaproponowałem.

-Muszę pracować. Nie mogę dopiero po paru dniach wziąć sobie wolnego, bo chcę pojechać na wycieczkę krajoznawczą do Los Angeles z moim chłopakiem. - Mimo wszystko, naburmuszyłam się. Jug leciał podpisać umowy i różne rzeczy związane z publikacją powieści, której zakończenia nie chciał mi jeszcze zdradzić, podła menda. A ja zostawałam razem z Veronicą na gospodarstwie.

-No widzisz. To nie jest moja wina, mała. A teraz już musisz mnie puścić, bo twój super przystojny chłopak wyrusza w świat showbiznesu.

-Dobrze, super głupi chłopaku. - Wywróciłam oczami, przytuliłam go raz jeszcze, sprzedałam długiego całusa i w końcu puściłam. Jeszcze nie wyjechał, a już za nim tęskniłam. Trochę mnie to przerażało. Ta siła moich uczuć. To przywiązanie, ta miłość. To przekonanie, że bez niego nie dałabym rady dalej żyć. Uzależniłam się od niego i nic nie mogłam na to poradzić. Kochałam go tak mocno, że aż czasem wszystko mnie bolało.

Westchnęłam ciężko, kiedy pożegnał się ze mną i wyszedł w końcu z domu. Wiedziałam, że to nie będą przyjemne dni. Nie myślałabym jednak nigdy, jak bardzo trafne były moje rozważania.

•••

-Nie. Masz. Prawa. Patrzeć. Się. Na. Innych. Mężczyzn. Niż. Ja. - Z każdym słowem następował kolejny cios. W żołądek, w twarz, w szyję. Powoli nie dawałam rady i odpływałam z bólu. Nigdy nie pomyślałabym, że tak bardzo będę żałować zatrzymania naszego wspólnego zdjęcia. Mnie i Niego. Czarnowłosego anioła. Który nie da rady mnie zbawić.

•••

Siedziałyśmy z V w salonie i korzystając z nieobecności Juga, zrobiłyśmy babski wieczór. Bezkarnie mogłyśmy plotkować, robić maseczki, malować paznokcie i oglądać filmy romantyczne bez ciągłego prychania przy uchu. Właśnie odlądałyśmy Pamiętnik, chyba już z dziesiąty raz, kiedy odezwał się domowy telefon. Spojrzałyśmy na siebie zrezygnowane i wzięłam pilota, żeby zastopować film, a Veronica leniwie wstała i skierowała kroki do brzęczącego urządzenia.

-Halo? - Obserwowałam, jak jej twarz staje się strasznie poważna, potem blednie, czerwienieje i znów blednie. W moje serce wkradł się gigantyczny strach. Stanęłam na środku salonu, nie wiedząc, co zrobić i czekając na koniec połączenia. - Będę czekać. - Wyszeptała prawie niesłyszalne i wypuściła słuchawkę z rąk. - Jughead nie pojawił się na lotnisku. Nie mają pojęcia, gdzie jest. - Zaczęło kręcić mi się w głowie. - Ale jest jeszcze coś. Archie uciekł. Uciekł. Uciekł, do kurwy nędzy...

Broken//BugheadTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon