Distant memories are buried in the past. {22}

3.5K 236 78
                                    

-Wiesz, że przeleżeliśmy w łóżku połowę dnia? - Powiedziałam, powoli robiąc kółeczka palcami na torsie chłopaka.

-Oh, nie przesadzaj. Tak naprawdę wcale nie leniuchowaliśmy. - Odezwał się złośliwie Jughead. - W tym miejscu trwała wzmożona praca. - Zaśmiałam się cicho, mocniej się do niego przytulając. Było wspaniale. Wszystko było wspaniałe, piękne, wydawało mi się, że mogę przenosić góry i łamać najtrudniejsze szyfry. A zawdzięczałam to tylko i wyłącznie chłopakowi leżącemu obok mnie.

-Jesteś świetny, Jug. - Poruszył zabawnie brwiami.

-W łóżku, czy ogólnie? - Parsknęłam śmiechem.

-I tu, i tu, idioto. - Złożyłam na jego ustach krótki, słodki pocałunek i znów oparłam się o jego bark. - Wiesz, nie myślałam, że jeszcze kiedykolwiek będę... Szczęśliwa. - Wyznałam poważniejszym tonem. - To... Smutek otoczył mnie niczym półprzezroczysty kokon. Zaburzał pogląd, wyobrażenia, wszystko. Nigdy nie próbowałam się go nawet pozbyć. Przyzwyczaiłam się, że ciągle jest obok mnie. A potem wkroczyłeś ty...

-Cały na biało. - Wtrącił, na co wybuchnęłam śmiechem.

-Cały na czarno. - Sprostowałam i dokończyłam. - W każdym razie, wkroczyłeś i odwróciłeś mnie do góry nogami.

Nie przypominam sobie, że robiliśmy jakiś aerobik, skarbie. - Uśmiechnął się złośliwie. Chyba postawił sobie za punkt honoru, żeby nie dać mi dokończyć.

-Juggie, błagam cię, zewrzyj tą jadaczkę przynajmniej na dwie minuty. - Jęknęłam.

-Bardzo dobrze wiesz, że istnieje jeden prosty sposób, żeby mnie uciszyć. - Wyszczerzył się i naparł na moje wargi. Po dłuższej chwili oderwałem się od niego i krzyknęłam:

-Ty idioto, próbuję dojść do ważnych konkluzji!

-A jakie one są? - Uśmiechnął się kpiąco.

-Takie, że cię kocham! - Wywarczałam, zmęczona tą rozmową. Jughead za to zamarł i wpatrzył się we mnie okrągłymi oczami. Naprawdę, w tej chwili były dosłownie okrągłe. Prawie się przestraszyłam, że zaraz mu wypadną.

-Co... Co ty powiedziałaś? - Wyszeptał, cały czas w szoku.

-Kocham cię, Juggie... - Powiedziałam trochę spokojniej. - Chyba zawsze cię kochałam, ale po prostu byłam idiotką.

-To moja fucha. - Powiedział automatycznie, wpatrując się w ścianę za moimi plecami. - To ja zwykle jestem nazywany przez ciebie idiotą.

-Widzisz, idealnie do siebie pasujemy. - Wykrzywiłam szyderczo wargi, starając się nie pokazać za wszelką cenę, że czegoś od niego oczekiwałam. Może zwrotnego oświadczenia? Tak, tak, ja też cię kocham, Cooper. Wystarczyłoby nawet to!

Zagryzłam wargi i pomyślałam przez chwilę, a potem pokręciłam głową, klnąc na swoją ignorancję i głupotę.

Przecież kiedyś tak bardzo go zraniłam. Wyznał mi miłość, a ja go odrzuciłam w najbardziej bolesny sposób, jaki znalazłam. Gorzej byłoby chyba tylko wtedy, kiedy zaczęłabym się pieprzyć z Archiem na jego oczach. A teraz, po tym wszystkim, oczekuję jego zapewnień?! Powinnam się cieszyć, że chce mieć w ogóle ze mną do czynienia.

Nagle ciszę przerwał dźwięk telefonu. Jughead sięgnął po niego i gdy zobaczył numer na wyświetlaczu, od razu się rozpromienił.

-Hej TT, co słychać? - Zagadał wesoło, a ja usłyszałam w komórce ciche kobiece słowa. - Tak, tak! No wiem, V coś wspominała, ale byłem pewien, że zjawisz się z nią dopiero w następnym tygodniu! - Chłopak wyglądał na podnieconego, a w moim gardle zaczęła rosnąć gula. TT. Jakaś dziewczyna, z tego, co słyszę, dobra znajoma Juga. A może więcej, niż znajoma?... - Dobra! Masz moje słowo, Toni. Zarezerwuję nam miejsca w naszej ulubionej restauracji. W końcu trzeba się trochę rozerwać. - Wyszczerzył zęby, uśmiechając się do swojej niewidzialnej rozmówczyni. Na sam ten widok poczułam w żołądku nieprzyjemny skurcz. Czy to, do cholery, zazdrość?! Jestem zazdrosna o jakąś dziewczynę, której nawet nigdy nie spotkałam? Jug nie jest mój. Nie był mój i nigdy nim nie będzie. Powinnam pogodzić się z tym, że będę kimś w rodzaju dziwki, do której będzie przychodził, kiedy znudzą mu się inne panienki. Zacisnęłam pięści do krwi, żeby się nie rozpłakać. Jughead chyba jednak tego nie zauważył, bo skończył wesoło rozmowę i spojrzał na mnie przelotnie.

-No dobra, mamy już plany na dzisiejszy wieczór. - Wyszczerzył się, a ja wykrzywiłam ponuro wargi.

-Raczej ty masz. Nie chcę psuć twojej RANDKI moją obecnością. - Wymamrotałam i zanim zdążył zareagować, wypadłam jak burza z jego pokoju. Nie obchodziło mnie w tej chwili to, że zachowuję się jak małe dziecko i robię jebane sceny zazdrości. Jeszcze mniej mojej uwagi poświęciłam temu, że byłam kompletnie naga.

Wpadłam do mojej łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Włączyłam wodę pod prysznicem, starając się odreagować i wyciszyć. Nie. Nie mogę być zazdrosna. Nie mogę. Nie jest mój.

Z racji nagości spojrzałam powoli na swoje ciało w lustrze i skrzywiłam się z obrzydzeniem. Czy naprawdę zamierzam winić za to wszystko Juga? Przecież wyglądam, jak wyglądam. Nie dziwię się jego chęci porozmawiania i spotkania z tą kobietą. Albo zrobienia czegoś więcej. Ja jestem niesamowicie chuda, mimo starań Jugheada, żeby mnie podpaść. Na mojej skórze błyszczały setki blizn, tworzących skupiska i konstelacje. Były miejsca, gdzie Archie uderzał dużo częściej, ciął dużo częściej. Blizna na bliźnie. Pewnie gdybym policzyła to procentowo,  to 80 procent mojego ciała pokrywały właśnie one.

-Betts? Hej, Betts... Nie wiem, o co ci chodzi, ale przepraszam. Tak, przepraszam, chociaż nie wiem za co. Przestań się przede mną chować i wyjdź porozmawiać jak dorosły z dorosłym. Nie mamy już pięciu lat, żeby zabawiać się w chowanego. B...

Wyszłam z łazienki zamaszystym krokiem. Stanęłam blisko Jugheada, tak blisko, że prawie stykaliśmy się nosami. Albo stykalibyśmy, gdyby nie był tak wysoki. Teraz ledwie sięgałam mu czołem do podbródka. Taak. Zajebiście było być skrzatem wśród olbrzymów.

-Chciałeś porozmawiać. - Odezwałam się chłodno, bo stał tak i patrzył się na mnie już z pięć minut.

-Ah! Tak, no tak. O co ci chodzi? Toni zaprosiła mnie i ciebie na obiad.

-Nie. - Zaprzeczyłam ruchem głowy. - To CIEBIE zaprosiła. Ja tam nigdzie nie byłam wspomniana.

-To o TO chodzi? - Odezwał się z niedowierzaniem w oczach. - Jesteś o mnie zazdrosna, Cooper? - Uśmiechnął się do mnie szelmowsko i przyciągnął do siebie. - Idziemy dzisiaj na kolację z V, Sweet Pea, Cher i Toni. Dziewczyną Cher. - Otworzyłam szerzej usta. Tak jak myślałam, zrobiłam z siebie totalną idiotkę. - I wiesz co? - Uśmiechnął się tajemniczo.

-Co?

-Jeśli będziesz bardzo grzeczna, to powiem ci mój największy sekret po powrocie do domu. - Zawahałam się lekko, ale zaraz potem moja wrodzona ciekawość zwyciężyła.

-No dobrze. Trzymam cię za słowo, Jones. - Pogroziłam mu palcem i skradłam jednego buziaka.

-Dobrze, że nie za co innego. - Poruszył znacząco brwiami, na co dostał po uszach.

-Świntuch.

-Zasdrośnica.

-Nie przeczę.

-Ja przecież też nie.

Broken//BugheadWhere stories live. Discover now