PROLOGUE

487 26 4
                                    

Smukłe dłonie wiatru przedzierały się wzdłuż alejek, składając chłodne pieczęcie na ludzkich ciałach

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Smukłe dłonie wiatru przedzierały się wzdłuż alejek, składając chłodne pieczęcie na ludzkich ciałach. Zerwał się niczym morski sztorm, bez ostrzeżenia, a kłęby chmur zakryły pole widzenia upragnionemu słońcu.

Złapał za swój omal nie zdmuchnięty czarny, lekko osmolony kapelusz, a w drugiej dłoni dzierżąc dużą, przybrudzoną, skórzaną walizkę ze świecącymi elementami metalu. Nawet nie starał się omijać nieprzyjemnie mokrych kałuż, które witały go na każdym stawionym przez niego kroku, w nierówno ułożonych kostkach brukowych.

Przeklął w myślach jeżdżące powozy i osoby w nich będące, które tak niszczyły tę niegdyś idealnie płaską nawierzchnię.

Egzystencja ludzka była dla niego czymś, co zawsze wprawiało go w zadumę i większą niechęć. To nie tak, że nienawidził ludzi. Nic z tych rzeczy. Po prostu ich tolerował, jednak nie uważał za godnych sobie towarzystwa. Więc stronił od tłocznych miejsc i bezsensownych rozmów prowadzących do niczego.

No chyba, że dotyczących jego działalności.

Kolejny raz wdepnął w kałużę, tym razem o wiele głębszą mocząc połyskujące lakierki, aż do koniuszków palców i dół nogawek ciemnych spodni. Nawet się tym nie przejął. To była sprawa podrzędna i w zasadzie nic nie wnosząca do życia, no chyba że lekkie przeziębienie.

Liście wpadały uporczywie w oczy, jakby chcąc zataić jakąś najskrytszą, najokrutniejszą tajemnicę. Jednak żadna takowa nie ukryła się przed słynnym w całym Londynie, jak nie Anglii detektywem Jeonggukiem, który mimo krótkiego pomieszkiwania w tym królestwie, szybko zdobył szacunek i niemałe uznanie wśród tubylców.

Dostrzegając znajome gmachy, przyspieszył kroku, zaciskając dłoń na rączce. Coraz bardziej dokuczliwy stawał się wiatr, a świadomość, że na ulicach nie ma żywej duszy, tylko go denerwował. Rytmicznym krokiem wszedł na trzeci stopień, po czym pociągnął za dębowe drzwi z widniejącym numerem 221, a tuż nad nimi wisiał szyld ,,Biuro detektywistyczne". Jego delikatnie szorstką twarz od nikłego zarostu, okalały podmuchy ciepłego, wręcz domowego powietrza. Zapach aromatu świeżo zaparzonej herbaty z cytryną i sokiem malinowym, sycił jego zmarznięty nos.

Stanął w ganku, ściągając niedbale przemoczone buty, wręcz zrzucając je w kąt. Odwinął ciepły szalik z szyi, który zaszczycił go swą miękkością i zsunął z ramion ulubiony, beżowy płaszcz. Była to pamiątka po jego kraju pochodzenia- Korei, gdzie dostał go od rodziców, przed daleką podróżą.

Ciche, pospieszne kroki dotarły do jego uszu, poprzez skrzypienie drewnianej podłogi. Zza zakrętu wyłoniła się ciemnowłosa gosposia, trzymająca w dłoniach metalową tackę z dzbankiem gorącej herbaty i samotną filiżanką. Zauważając Jeona, uśmiechnęła się zdumiona lustrując jego stan.

-Widzę, że pogoda dzisiejszego dnia nie oszczędza nas wszystkich.

Zachichotała mimowolnie, a ciemnowłosy tylko wzruszył umięśnionymi ramionami. Dziewczyna jednak przyzwyczaiła się do małomównego i dość dziwnego rozmówcy. Mimo wszystko intrygował ją jego wiecznie obojętny wyraz twarzy. Tak jak z resztą wszystkich, którzy z nim przebywali.

-Witaj Jane.

Powiedział beznamiętnie, a pani Hudson, jedynie uśmiechnęła się ciepło.

-Przygotowałam zieloną herbatę, by się pan rozgrzał. Musiałeś zmarznąć.

Zauważyła kierując się w stronę pracowni, a zarazem mieszkania młodego detektywa. Ułożyła precyzyjnie tackę na obszernym, zdobionym biurku, uważając by nic nie zrzucić. Codziennie nie mało się trudziła, by znaleźć miejsce w tym artystycznym nieładzie, by tylko zmieścić jedną biedną filiżankę. Wszędzie walały się książki, papiery, czarno-białe zdjęcia, dowody zbrodni, czy po prostu lupy i lunety.

Jeon jako jedyny się w tym nieładzie odnajdywał, więc czym prędzej podszedł do szafy, która ledwo się otworzyła zostawiając za sobą ślady, po mokrych nie zacerowanych skarpetkach i wyciągnął świeże, suche ubrania.

-Możesz wyjść.

Mruknął w stronę gosposi, która miała jeszcze nadzieję, że uda jej się poznać choć skrawek skóry Jeongguka. Choć niezbyt przejęła się utratą tej możliwości. Prześledził ją wzrokiem, by upewnić się, że wyszła, po czym zaczął zdejmować ubranie wierzchnie i zmieniać te nieszczęsne skarpetki wołające o pomstę do nieba. Zapiął ostatnie guziki białej koszuli, przyglądając sobie w dużym lustrze. Zauważając kilka odstających włosów, zaczesał je dłonią z dużym skupieniem, co w zasadzie nie dało nic gdyż i tak od wilgoci panującej na zewnątrz się pokręciły. Widząc, że nie jest w stanie nic więcej zrobić, zasiadł w swoim niezwykle wygodnym skórzanym fotelu. Chwycił za porcelanowe uszko filiżanki i upił łyk ciepłego naparu, będąc gotowym do przyjmowania osób strapionych, czy oszukanych.

Żadnego zlecenia jeszcze nie odmówił i tym razem również nie miał zamiaru.

***

Witam!

Chciałam powiedzieć kilka słów na wstępie.

Otóż nie ma mowy o przysłowiowym ,,BUM I MIŁOŚĆ"
Przewidywany jest SLOW BURN

Wszystko będzie miało swój określony czas. Trzeba trochę cierpliwości.

Mniej więcej będzie to wzorowane Sherlockiem Holmesem, ale tylko w sprawach miejsca, czasu akcji i poniektórych bohaterów.

MIŁEGO CZYTANIA ŻYCZĘ 😉

Reflection of Souls «~TAEKOOK~»Where stories live. Discover now