2. Nieśmiertelny: Kroniki Brytonii, Tom 1 Przeklęty Rycerz 𖣔︎ WandersmokLight

575 32 22
                                    

Tym razem postanowiłam zacząć od innej strony, a mianowicie zanim zagłębię się w fabułę "Nieśmiertelny: Kroniki Brytonii, Tom 1 Przeklęty Rycerz" autorstwa skrybaArtura, powiem co nieco o odsłonie graficznej pracy.

Okładka jest prosta i tajemnicza. Z ciemności spogląda na nas odrobinę zamazana, popękana ludzka czaszka, której niewyraźne fragmenty ukazują ludzką twarz - ładnie skrojone usta, miękki łuk brody. Trudno wywnioskować czy należą one do kobiety, czy do mężczyzny, lecz gdybym miała zgadywać, wybrałabym płeć piękną ze względu na pełny kształt ust.

Autor postawił na mocny, oddziałujący na wyobraźnię przekaz. Od pierwszego momentu czytelnik wie, że klimat całości zostanie utrzymany w ciemności, mroku, a dołączając do tego tytuł, może również być pewny, że w treści doszuka się śmierci i związanych z nią aspektów ludzkiej egzystencji.

Im dłużej przyglądam się okładce, tym bardziej brakuje mi w niej kolorowego akcentu, który skontrastowałby pozostałe elementy. Żółta naklejka - oznaczająca wyróżnienie w konkursie "Splątane Nici", którego uzyskania serdecznie autorowi gratuluję - zbyt absorbuje uwagę i odrywa ją od tytułu.

Spoglądając na okładkę, nie ma się wrażenia przytłoczenia ilością elementów, wiadomo, co gra pierwsze skrzypce, mimo że naklejka nieco zaburza koncepcję. Napis jest czytelny i widoczny. O ile do dolnego tekstu, to jest nicku autora, nie mogę się w żaden sposób "przyczepić", tak czcionkę tytułu z subiektywnego punktu widzenia oceniam jako nietrafioną. W moim odczuciu nie pasuje do reszty. Jestem przyzwyczajona do bardziej obłych i miękkich kształtów w przypadku opowiadań fantastycznych/skupionych na rycerzach i magii, zatem wybrana czcionka kłóci się z moim poczuciem estetyki.

Opis jest bardzo długi i przy pierwszym czytaniu niejasny. Obawiam się, że jego forma może zniechęcić potencjalnych odbiorców. Na tym etapie - wyszukania książki i przeczytania jej opisu - nie wiemy jeszcze nic o bohaterach ani fabule. Nie wiemy, kim jest Nieśmiertelny, kim jest tajemnicza postać, kim wspomniany Edward Wilhelm ani jak działa klątwa, która go zabiła, nie znamy również głównego bohatera. Trudno zorientować się kto wypowiada dane słowa.

Czytelnik chce szybko ocenić czy tekst jest wart jego uwagi, czy nie. Jeśli opis będzie zbyt długi, może ominąć naprawdę dobrą pracę. Ludzie są leniwi.

Troszkę wstyd się przyznać, ale sama często pomijam książki o zbyt długich i zagmatwanych opisach. Trwam w przekonaniu, że jeśli nie jestem w stanie zrozumieć pojedynczego fragmentu (który sam autor wybrał na "wizytówkę" tekstu), mogę mieć również trudność w zrozumieniu całości, a nie mam do czynienia ze szkolną lekturą, której przeczytanie, bez względu na to, czy przypadnie mi ona do gustu, czy nie, jest moim obowiązkiem. Czytam dla przyjemności, więc chcę rozumieć, na co poświęcam swój czas.

Za drugim czy trzecim razem opis nabiera przejrzystości, lecz jak wiadomo, pierwsze wrażenie robi się tylko raz. Obawiam się, że gdybym nie zobowiązała się do napisania tej recenzji, nie zabrałabym się, jako czytelnik nieznający innej twórczości autora, za "Nieśmiertelnego: Kroniki Brytonii, Tom 1 Przeklęty Rycerz" ze względu na właśnie brak przejrzystości opisu.

Prolog skupia się na ucieczce młodego Aarona - niegdyś szlachcica, obecnie ślepego żebraka bez majątku ani nazwiska, z którego okradła go Cecile Genevieve - kobieta należąca do jego rodu, nazywana przez chłopaka "starym babsztylem z nieprawego łoża". Jednym z głównych celów Aarona jest zemsta na niej, co otwarcie czytelnikowi deklaruje.

Chłopak ucieka ulicami miasta przed potworem, który od dłuższego czasu nawiedza go w koszmarach. W pewnym momencie niefortunnie wpada na osiłka, który kopie go i zwyzywa, jednak napomniany przez towarzysza nie posuwa się do dalszej przemocy i każe Aaronowi wstać i "zjeżdżać stąd". Kiedy Aaron nie jest w stanie wstać z powodu obitych żeber, towarzysze osiłka, który nazywa się Bevan tak przy okazji, wraz z nim postanawiają zabić Aarona. Chłopak tłumaczy, że uciekał przed czymś - jako czytelnicy wiemy, że chodzi o tajemniczego potwora. Grupa dalej go lekceważy, ale Bevan z ciekawości idzie sprawdzić wskazaną uliczkę. Mija dłuższa chwila nim słychać szczęk broni i agonalny krzyk. Mężczyźni postanawiają wspólnie sprawdzić, co się stało, żywiąc nadzieję, że ich kompan tylko się zgrywa.

Aaron usilnie próbuje wstać i uciec, lecz jedno kopnięcie połamało mu kilka żeber, przez co nie jest w stanie się ruszyć - ból jest zbyt wielki. Czołga się desperacko, słyszy, jak niedaleko giną jego niedoszli zabójcy. Wszystkiemu towarzyszy metaliczny zgrzyt pancerza potwora. Wszystko momentalnie cichnie, Aaron ma nadzieję, że potwór zniknął i z nadzieją krzyczy "Jest tu ktoś?". Po wypowiedzeniu tych słów zostaje brutalnie zamordowany poprzez zmiażdżenie głowy tarczą.

Na początku pierwszego rozdziału poznajemy Oriona herbu Niedźwiedzia - młodego rycerza, występującego w finale turnieju rycerskiego, gdzie przyszło mu walczyć przeciw Lancelotowi herbu Wrona, jednemu z najlepszych rycerzy w kraju. Pojedynek jest majestatyczny, choć krótko opisany. W trakcie walki szala zwycięstwa wbrew oczekiwaniom tłumu przechyla się w stronę Oriona, podczas gdy Lancelot jest coraz bardziej zmęczony. Sądząc po cichej wymianie zdań między mężczyznami, walka jest ustawiona na korzyść Lancelota. Co więcej, oboje o tym wiedzą i nie mają nic przeciw. Orion popełnia błąd, a Lancelot wykorzystuje okazję, powalając przeciwnika.

Jak się później okazuje Orion i Lanc (gdyż Lancelot nie lubi, gdy ludzie zwracają się do niego pełnym imieniem) są dobrymi przyjaciółmi, zwycięstwo Lancelota zostało zaplanowane ze względu na jego ojca.

Następnym ważnym wydarzeniem jest pałacowa uczta wystawiona na cześć finalistów turnieju. Ludzi jedzą i piją. Jest dostatnie i wesoło, aż do chwili pojawienia się odzianego w czerń rycerza, który kolejno zabija strażników próbujących bronić króla. Ostatecznie rycerz pada pod mieczem Oriona, rozpływając się w nicość.

Jest to oczywiście dopiero początek problemów, intryg i tajemniczych klątw.

Skupiając się na bardziej technicznej stronie tekstu, muszę powiedzieć, że pokazanie przeszłości Aarona wypadło dosyć sztywno i szczerze mówiąc, nie uważam, by potrzebne było zasypywanie czytelnika taką ilością szczegółów już na samym początku, lepiej powoli budować świat, ukazując go kawałek po kawałku na przestrzeni kolejnych rozdziałów.

W dalszej części powieści spotkałam się z podobną manierą przekazu informacji, jak w prologu- między innymi cała historia podbojów króla Artura nie jest nam potrzebna w momencie królewskiej uczty i chociaż przyczynia się do kreacji świata przedstawionego, na miejscu autora rozważyłabym przeniesienie tego typu wywodów do osobnej pracy o charakterze przewodnika po świecie danej książki. Na pewno ułatwiłoby to i uprzyjemniło odbiór.

Wracając jeszcze na moment do kwestii prologu i ukazanej w nim przeszłości Aarona: moim zdaniem zbyt długie wstawki o jego historii rozwiewają grozę, którą bez wątpienia ma zbudować scena. Dobrze skonstruowany prolog powinien mniej zdradzać, a bardziej intrygować. Nie twierdzę, że sam tekst jest zły, bo absolutnie nie jest. Brakuje w nim jednak zbilansowanych proporcji między tajemnicą a jawnością.

Wyczucie równowagi między tym, co pokazać czytelnikowi wprost, a co tylko zasugerować jest bardzo trudne i wymaga wiele praktyki, a i tak nie zawsze efekt jest zgodny z założeniami twórcy, jednak wierzę, że skrybaArtura jest w stanie wyrobić sobie to wyczucie, jeśli tylko odrobinę poćwiczy.

Zdarzyło się, że tekst przeskoczył z czasu przeszłego w teraźniejszy - "Jest w finale, a jego imię zostanie zapamiętane na długie lata". Ponieważ nie jest to czyjaś wypowiedź, a część narracji, błąd kłuje w oczy.

Jest to jednak tylko drobny wyjątek od na ogół ładnego i zadbanego tekstu.

Opisy są rozbudowane, bogate - obfitują w kolory i zachowania postaci. Drobnymi zgrzytami mogę nazwać opisy bazujące na zmyśle wzroku podczas śledzenia perspektywy niewidomego oraz przerysowanie i uwydatnienie przemocy i obrażeń. (Od lat trenuję sztuki walki i aby połamać żebra, w 90% przypadków potrzebne jest coś więcej niż jeden kopniak).

Zwróciłam też uwagę na dobrane słownictwo - momentami zastosowana jest stylizacja na tekst stary, mimo że postaci rozmawiają współczesną formą polskiego. Ten dysonans czasami przeszkadza.

Podsumowując mój zadziwiająco długi wywód (nie sądziłam, że jestem w stanie napisać tak długą recenzję, a tu proszę):

Treść: 7/10

Pomysł na książkę: 7/10

Stylistyka: 6/10

Poprawność tekstu (ortografia, interpunkcja etc.): 8/10

Pierwsze wrażenie: 6/10

Indywidualne wrażenia: 7/10

Daje mam to 41/60 punktów, czyli siedem motylków 🦋. Gratulacje!

Kociołek Prawdy || Recenzje || ZAMKNIĘTEWhere stories live. Discover now