Szczerość, sumienność i prawość to nasze przywary, zajrzyj do kotła, zaczynamy czary!
Czytamy, recenzujemy i oceniamy historie różnego kalibru. Jesteś początkującym autorem, a może masz za sobą kilka tekstów? Chcesz poznać rzetelną, konstruktywną i...
Deze afbeelding leeft onze inhoudsrichtlijnen niet na. Verwijder de afbeelding of upload een andere om verder te gaan met publiceren.
Każdy zna przynajmniej jedną historię, w której pojawia się on — zły, nieczuły chłopak, który nie ma zamiaru pakować się w związki. Skoro ten motyw pojawia się naprawdę często, można by powiedzieć, że jest już jednym z największych wattpadowych schematów i nie warto w ogóle zamieszczać go w historii, bo wyjdzie nam to na złe. Ale czy to rzeczywiście prawda? Moim zdaniem nawet najczęściej powielany temat nabierze zupełnie innych barw, jeśli poświęci się mu więcej czasu i uwagi. Jednak czy było tak z ,,Łamaczem serc" od selenehelder? Zaraz się przekonamy.
Malcolm Sanders jest właśnie tym typem faceta, którego śmiało można nazwać Casanovą. Praktycznie co noc budzi się w łóżku innej kobiety, nie robi sobie nic z tego, że za notoryczne spóźnienia i podbieranie trunków w pracy może zostać zwolniony, a także prawie wszędzie jeździ swoim motocyklem. Cała jego rutyna pryska jednak niczym bańka mydlana, gdy do Brittany's Beer wchodzi atrakcyjna blondynka. Już wtedy Malcolm jest skończony, choć sam jeszcze o tym nie wie. Nie ma także pojęcia, jak wiele rzeczy zmieni się od wykonania tego zwykłego zamówienia na szkocką z lodem.
W pierwszej chwili pomyślałam, że trafiłam na naprawdę typową historię i, szczerze, już po pierwszym zdaniu opisu wycofałabym się jak najszybciej. Mimo początkowego zniechęcenia, gdy zabrałam się za czytanie, myśl o powielaniu tego samego schematu gdzieś wyparowała. Nie odczułam (w czym pomogła mi narracja pierwszoosobowa), że Malcolm jest jak ci typowi bad boye. Swoją postawą może ich przypominał, jednak z czasem stał się w moich oczach normalnym człowiekiem i nie patrzyłam na niego już przez pryzmat Casanovy, a zwykłego (no, może nie do końca) mężczyzny.
Zniechęcenie do lektury minęło dość szybko, a to za sprawą stylu, który naprawdę mnie urzekł. Historię opowiada nam Malcolm, a, co za tym idzie, chłopak. Pisarkom dość trudno wpasować się w rolę mężczyzny i przez to zwykle widać w powieści kobiece pióro — nie da się odczuć tej ,,męskości", jaka powinna wypływać z lektury. Muszę jednak przyznać, że selenehelder poradziła sobie z tym problem naprawdę fenomenalnie. Nie bała się opisywać myśli Malcolma, a jego codzienne czynności — te charakterystyczne dla facetów — przedstawiała gładko. Styl ma jednak jeszcze jedną ważną zaletę — lekkość i przejrzystość. Opisanie historii Sandersa prezentowało się jako fajna lektura od początku, a jej prostota wynikająca z nieszczegółowego, ale przyjemnego nakreślenia zdarzeń, tylko umocniła mnie w tym przekonaniu.
Skoro już o opisach mowa — nie grają one w ,,Łamaczu serc" pierwszych skrzypiec, lecz ich nie brakuje. Przedstawianie miejsc, przedmiotów, uczuć i ludzi może i jest krótkie, ale to zaleta, biorąc pod uwagę, iż wszystko nakreśla nam Malcolm, a doskonale znamy jego charakter. Nie jestem zresztą fanatyczką długich, poetyckich opisów, a i te nie pasowałyby do historii, nawet gdyby narrator był trzecioosobowy. Podoba mi się jednak, że autorka w kilku zdaniach potrafi przedstawić to, co niezbędne — w szczególności dobrze wychodzą jej opisy Pani Szkockiej, ponieważ Malcolm zawiera w nich swoje uczucia i na chwilę staje się niepoprawnym romantykiem marzącym o pocałunku od blondynki. Jednocześnie żadna inna osoba nie dostaje tak poetyckich opisów jak ona, co współgra z Sandersem, który woli nie przykładać dużej wagi do kobiet — w szczególności, gdy planuje spędzić z nimi tylko jedną noc.