Rozdział 34.

972 94 163
                                    

Perspektywa: Liam.

Jak szalony biegłem przed siebie, chcąc się jak najszybciej znaleźć w domu Bercika. Dzisiejsza sytuacja była dla mnie bardzo stresująca, zwłaszcza, jak jakiś wstrętny weterynarz wsadził mi w dupę termometr. Wampir Brett miał z tego ubaw po pachy, ale mnie jakoś kurde radość nie obejmowała. Stwierdziłem, że czas na poważne zmiany w życiu. Muszę się jakimś cudem stosunkowo szybko spakować i wiać z tego miasta, a najlepiej z kraju, a jeszcze lepiej z kontynentu, bo nie jest on dla mnie w żadnym stopniu przyjazny. Zwłaszcza, że Bercik chce mnie ukarać za niewinność, a Sezamek przecież nic nie zrobił!

Już wolę mieszkać w Afryce.

Tam chociaż jest ciepło.

A Sezamek lubi ciepełko.

Dobrze, że wampir Brett siedzi w więzieniu, to chociaż zyskam dodatkowy czas na spakowanie się.

Zmieniłem się ekspresowo w postać człowieka i szybciutko się ubrałem, bo nie chciałem śmigać z wywalonymi na wierzchu jajkami. Pakowałem niechlujnie to, co było mi najpotrzebniejsze, bo umówmy się, wazoniki i inne duperele tego rodzaju mogą tutaj zostać. W dziczy nie przydadzą mi się jakkolwiek. Przyjadę kiedyś w odwiedziny, to je zabiorę, ale narazie muszę zabrać szamkę i łachy. Kiedy upchałem już wszystko, walizka ledwo co zamknęła się, a ja z trudem ją podniosłem. Mam tylko nadzieję, że w trakcie drogi nie pierdolnie zamek, bo umówmy się, nie będę tego wszystkiego zbierać z ziemi. Wziąłem do ręki uchwyt, a drugą torbę przerzuciłem przez ramię. Gotowy do ucieczki z kraju, wyszedłem w pośpiechu z domu Bercika i z trudem kierowałem się w głąb lasu. Przez chwilę poczułem się jak w filmie kryminalnym.

Jasny i ciemny gwint, jakie to wszystko jest ciężkie!

Z trudem tachałem za sobą swoją różową walizkę. Nie wiem, co we mnie kiedyś wstąpiło, że taką chciałem, bo stwierdzam po czasie, że róż to jednak nie jest kolor dla mnie, ale w tym momencie najważniejsze jest to, że miałem się w ogóle w co spakować. Podłoże było bardzo nierówne, przez co miałem spory problem, gdyż kółka walizki zakopywały się. Z każdym krokiem coraz trudniej szła mi ucieczka. Mam nadzieję, że nie spóźnię się na pierwszy lepszy samolot.

- Cholera jasna, dlaczego ta walizka nie chce iść?! - zapytałem po chwili, gdy bezowocnie ciągnąłem ją za sobą. Miałem wrażenie, że na amen utknęła w piachu i wyrastających gałęzi. Zirytowałem się, bo miałem coraz mniej czasu. Przedmiot stał w miejscu, a ja zamiast się odwrócić i skontrolować, co się stało, to jak ten ostatni debil próbowałem ją ciągnąć w nadziei, że w końcu się odplącze.

- Może dlaczego, że ją trzymam? - usłyszałem po chwili głos mężczyzny i zdziwiłem się. Odwróciłem się w pośpiechu z szokiem wymalowanym na buzi, jednak mój uśmiech dość szybko wyparował.

O cholera, nadchodzą kłopoty.

- Bercik? A Ty nie powinieneś siedzieć przypadkiem w więzieniu? - spytałem głupio, a wampir Brett seksownie się roześmiał. Przecież jeszcze niedawno został aresztowany. Czy w tym chorym kraju tak szybko wypuszcza się podejrzanych? Powinienem złożyć jakąś skargę, ale zajmę się tym na spokojnie w innym kraju.

- Jak widać nie. - odpowiedział spoglądając na mnie niezwykle stanowczo. Poczułem się zagrożony. Bercik wyglądał na bardzo wkurzonego. Czułem, że będę miał przegwizdane za to, że go wkurzyłem, ale przepraszam bardzo, należało mi się. Takie są skutki niekochania Sezamka.

- Aha, to fajnie. Wiesz co, cieszę się Twoim szczęściem i w ogóle, ale weź puść tą walizkę, bo ja spierdalam z kraju i tak trochę mi przeszkadzasz. Zaraz mam samolot. - rzekłem całkowicie poważnie i nie mam pojęcia, dlaczegóż to mężczyzna zaczął się śmiać? No przecież nie ma w tym nim zabawnego. Z całej siły ciągnąłem walizkę, ale ona ani drgnąła, bo wampir Brett był kurewsko seksowny i silny.

Destination A/B/O  |  Dylmas, Briam, Jescott & DerestianWhere stories live. Discover now