Rozdział 11.

5K 379 589
                                    

Perspektywa: Derek.

Odjechałem wkurwiony z lasu, pozostawiając w nim samego Sebastiana. Byłem wzburzony, a złość wręcz gotowała się we mnie, jak woda podczas wrzenia. Nie mogłem uwierzyć w to, co się tutaj dzieje. Informacje, jakie uzyskałem od mędrca wyprowadziły mnie z równowagi i nie mogę pojąć, dlaczego taki pech musiał akurat przytrafić się mnie. To pewnie dlatego, że w przeszłości wyrządziłem bardzo dużo złego, a los postanowił mnie ukarać. 

To kara za to jaki byłem.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem jego szaro-białego wilka o kolorowych oczach wiedziałem, że przeszłość mnie właśnie odnalazła. Z tym osobnikiem będą problemy, to było i jest nieuniknione. Coś pchnęło mnie w jego stronę, a ja nie wiedzieć dlaczego ugryzłem go w złączenie pomiędzy barkiem, a szyją. 

Pachniał pięknie, mimo, że jednak wciąż emanował wampirem. Do moich nozdrzy bowiem dotarł zacierany zapach omegi. Myślałem, że to dlatego, że jakąś ma, ale mój wilk oszalał na jego punkcie, a ja nie kontrolowałem tego, co robię. Nie pomyślałem, zrobiłem. Teraz żałuję, że dałem się ponieść swojemu instynktowi, szczególnie, że chłopak jest jedną z nielicznych alf w jego poprzednim stadzie, przez co wręcz wsiąkł zapachem omeg. Nic dziwnego. Jest ich tam multum i szczeniąt również. 

Mędrzec musi mieć rację, bo jest najstarszym naszym wilkołakiem i życie zna lepiej, niż całe nasze stado razem wzięte. Zostałem opiekunem Sebastiana, bo beze mnie chłopak ma przepierdolone. Nie podoba mi się to, bo ja nie umiem obdarzyć nikogo uczuciami. Nie umiem się opiekować stadem, ani tym bardziej szczeniętami, dlatego to Dylan został Przywódcą i dlatego nie mam omegi. Nie wyobrażam sobie tego, abym miał dziecko. 

Nie wyobrażam sobie tego.

Nie nadaję się na ojca, ani tym bardziej męża.

Oboje z Dylanem uzupełniamy się, jako przywódcy, ale czasem mam do niego żal za to, jakie decyzje podejmuje. Znalazł sobie omegę, w której jak na złość mi musiał się znaleźć Sebastian. Zostałem, chcąc nie chcąc jego jakimś Przeznaczonym. Teraz muszę mieć go na sumieniu, bo jak mówił mędrzec, beze mnie będzie mu ciężko. Cieszę się jednak, że ja w żadnym stopniu nie jestem zależny od tego zarozumiałego cipeusza. 

Przekląłem pod nosem i dodałem gazu słysząc głośny ryk silnika. Byłem zły, nawet bardzo. Chciałem odjechać do domu, ale słowa Mędrca wciąż chodziły mi po głowie, a ja próbowałem się wyprzeć jakichkolwiek emocji związanych z szarowłosym chłopcem. 

Nie obchodzi mnie to, czy on umrze.

Wracam do domu.

Dylan pewnie zdążył już spierdolić cały sojusz.

Przyśpieszyłem gwałtownie, natarczywie zaprzątając swój umysł sprawami organizacyjnymi w  stadzie, lecz nie było żadnego rezultatu. Chcąc jak najszybciej wyjechać z tego lasu, nie patrzyłem przed siebie. Moje auto było już całe brudne, a zawieszenie, to płacze razem ze mną. Wszystko, aby tylko nie czuć tego aromatycznego zapachu wilkołaka, ale gdy znalazłem się na asfaltówce, gdzie przejechałem dwa, może trzy kilometry, zahamowałem zatrzymując pojazd na środku drogi.

Niech chuj strzeli Matkę Naturę.

Jak można do chuja łączyć dwie alfy ze sobą?!

Debilizm, Matko Naturo. Debilizm.

- Kurwa. - przekląłem, wręcz sycząc i uderzając ze złością pięścią w kierownicę. Dużo myślałem o Sebastianie i coś nie pozwalało mi go tam zostawić. Emocje, jakie targały mnie od wewnątrz zakłócały zdroworozsądkowe myślenie, przez co zachowywałem się zbyt impulsywnie. Gwałtownie zawróciłem pozostawiając na jezdni czarne ślady po oponach i zapach palonej gumy. Jak najszybciej chciałem się znaleźć przy nim i zabrać go do domu. Czułem się jak alfa, która pozostawiła swoją małą, bezbronną omegę, w tym przypadku alfę. 

Destination A/B/O  |  Dylmas, Briam, Jescott & DerestianWhere stories live. Discover now