Rozdział 2.

3.9K 389 361
                                    

Kilka godzin wcześniej... 

Perspektywa: Thomas.

Do małżeństwa pozostało około sześć godzin. Byłem przerażony, szczególnie, że wuj latał i wszystko załatwiał. Był podekscytowany, a ja byłem niezadowolony z tego, że ktoś na siłę próbuje mnie zmusić do sparowania się z jakimś obrzydliwym typem, którego nawet nie znam i którego zapach zapewne mi się nie spodoba. Widziałem go z raz na zdjęciu i myślałem, że wyrzygam obiad.

Przez chwilę sądziłem, że to po prostu jakiś naprawdę kiepski żart, ale po minie moje opiekuna wywnioskowałem, że jednak nie, co masakrycznie mnie wystraszyło. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że ktoś zmusza mnie do czegoś wbrew woli. 

Wyszedłem ze swojego szałasu, po czym udałem się na spacer, w napięciu czekając, jak bym miał zostać stracony podczas egzekucji. Przypadkiem znalazłem się w okolicach jego chatki, w której mieszkał nasz alfa.

Ja rozumiem, że nasz przywódca jest stary i zacofany, no ale że aż tak?!

- Czy naprawdę jest koniecznie wydawanie akurat Thomasa? Nie można wybrać innej omegi? Dlaczego on? Jest dużo innych wilkołaków. – usłyszałem głos Sebastiana, który był podirytowany i w sposób niekulturalny rozmawiał z wujem. Uśmiechnąłem się do siebie, że przyjaciel próbował o mnie walczyć do końca.

- Szanuję Cię, ale nie podważaj moich decyzji. Nie jesteś tutaj alfą stada, tylko ja i jeśli powiedziałem, że oddam Thoma w ręce tamtego mężczyzny, tak też zrobię, szczególnie, że mu się spodobał, więc musiałem spełnić jego żądanie. – odpowiedział. - To dla naszego dobra, Sebastianie. Dzięki niemu będziecie wszyscy bezpieczni. On zapewni stadzie godne życie.

- Chcesz od tak skazać go na cierpienie?! – prychnął przyjaciel. - Godne życie, ciekawe dla kogo, bo na pewno nie dla Tommy'iego. 

- Mało wiesz o życiu i o tym, co jest dobre dla stada. – rozpoczął surowo wuj. – Stado bez silnego alfy, jakim jest Constantine nie przetrwa. Kocham Thomasa całym sercem, ale muszę kogoś poświęcić dla dobra ogółu. Nie myślisz racjonalnie oraz ekonomicznie, Sebastianie. Jedna ofiara jest konieczna, albowiem to pozwoli wszystkim przetrwać.

- Wychowywałeś go jak własnego syna, ale widzę, że jego dobro Cię nie obchodzi. Cieszysz się pewnie, że w końcu nie będziesz musiał za niego odpowiadać, co? Odpowiada Ci też zapewne fakt, że Thomas będzie co chwila poniżany. Słyszałem o tym facecie i to nie jest dla niego dobry kandydat, do cholery. – powiedział uniesionym głosem Sebastian, a ja wystraszyłem się jeszcze bardziej. Nie mogłem tego dalej słuchać, więc szybko oddaliłem się od chaty, ale najbardziej zabolało mnie to, że wuj stwierdził, że „dla wszystkich tak będzie lepiej".

Nie wierzę, że ktoś taki mnie wychowywał.

Jak to ma być dla mnie dobre, niech ktoś mi powie, bo chyba nie rozumiem?!

Nie mogą pozbierać myśli, skierowałem się w swoje ulubione miejsce nad wodospadem, nad którym uwielbiałem rozmyślać. Jedynie tutaj byłem w stanie się uspokoić.

Usiadłem sobie na szerokim kamieniu i obserwowałem, jak woda spokojnie spada na dół, podobnie jak ja i moje całe bezsensowne życie. Przemyślałem sobie dokładnie wszystko i nie mogłem tego zaakceptować, że to akurat ja muszę zostać wydany w łapy tego obrzydliwego kolesia. Czując się swobodnie, dałem upust swoim uczuciom i najprościej w świecie zapłakałem głośno.

Nie chcę być omegą.

Nie chcę rodzić dzieci.

Nie chcę być oznaczony. 

Destination A/B/O  |  Dylmas, Briam, Jescott & DerestianWhere stories live. Discover now