Rozdział 9.

3.9K 363 688
                                    

Perspektywa: Derek.

Zostałem na miejscu, aby podzielić omegi i pozostałe wilkołaki, ponieważ Dylan wolał się bawić w służącą swojej nieposłusznej hybrydy. Ja nie jestem jak on i nie będę owijał w bawełnę. Jasno postawiłem zasady i poinformowałem wszystkich, że mają się nam podporządkowywać, co bardzo nie spodobało się tej Azjatyckiej alfie, która jednak nic nie skomentowała. Mam nadzieję, że nie będzie z tymi nowymi problemu, bo się wkurwię i przestanie być miło. Wystarczy, że Dylan mnie dzisiaj wkurwił.

Co za mieszanka narodowościowa do cholery.

Ja nie wiem, skąd oni ich wytrzasnęli.

Choć nie ukrywam, że pierwszy raz na oczy widzę meksykańską betę.

Cóż za egzotyka.

Po około godzinie czasu, może trochę więcej, wszyscy mieli już swoje domy, a jeden specjalnie wygospodarowałem dla tego blondyna i jego partnera z gromadką dzieci, żeby nie było ewentualnych nieporozumień. Musiałem w tym celu przenieść swoich znajomych, ale żadnego innego, sensownego wyjścia nie było.

Kto normalny rodzi tyle dzieci, do cholery jasnej?!

Od początku wiedziałem, że z tym stadem będą same problemy, ponieważ gdy wszyscy w końcu mieli swoje mieszkania, dobiegł do nas jakiś idiota w fioletowych włosach. Wkurwiłem się i omal nie urwałem mu głowy. Jak można być taką pierdołą saską? 

Jak się okazało, nazywa się Michael i jest totalnie nieogarnięty, co nikogo w jego stadzie to nie dziwiło. Omega podczas drogi stwierdził, że zapomniał czegoś zabrać i musiał się wrócić, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi. Nie wiem jakim cudem on odnalazł drogę powrotną, ale wkurwił mnie totalnie, bo udało mi się już wszystkich poupychać do domów. Kazałem mu iść do kamienicy z innymi omegami. Ma szczęście, że jest tam wolne miejsce dla niego.

W drodze na dół nie obyło się bez komplikacji. Musiałem wszystkim pokazać indywidualnie ich kamienice i mieszkania, bo są one podobnych kolorów i wolę uniknąć nieporozumień, zwłaszcza, że wszystkie domy wykute w skale są niemal identyczne. Podczas schodzenia asfaltową, podkreślam asfaltową drogą, Michael, czy jak mu tam potknął się chuj wie o co. Omega o fioletowych włosach zleciał na dół, turlając się i wpadając na jakaś inną omegę, a mnie omal chuj nie strzelił, gdy widziałem dwoje wilkołaków w postaciach ludzkich, jak niczym walec staczając się na samo dno. 

Umysłowe to na pewno. 

- Wstawać kurwa i jazda do domu! - wrzasnąłem, podbiegając do nich i gniewnie lustrując tą dwójkę z góry. Jakiś szatynek w pośpiechu się podniósł, natomiast ten klaun w fioletowych włosach zaczął coś jojczeć, że wszystko go boli i zgubił gdzieś swoje manele oraz jakiś instrument, po który musiał się wrócić. - Bierz to i zjeżdżaj mi z oczu! - syknąłem, podając mu jakąś kolorową torbę leżącą nieopodal niego. Chłopak skrzywił się i machnął ręką, totalnie ignorując moją osobę. 

- Ale moja gitarka... - stęknął, lecz ja obdarzyłem go jadowitym spojrzeniem, przez co chłopak nie odważył się więcej odezwać. W pośpiechu poszedł gdzieś na tył stada, więc nie musiałem go oglądać.

Pieprzony Dylan i jego brak mózgu.

Zachciało mu się omegi, to znalazł sobie jakąś hybrydę, którego stado jest bezmyślne.

Nie wspomnę już o ten hybrydziej alfie.

Pieprzony podrabianiec, który nigdy nie będzie prawdziwą alfą.

Ten typ działał i działa mi cholernie na nerwy. Odkąd go zobaczyłem, wiedziałem, że będą z nim kłopoty i nie myliłem się. Zgrywa wielce poszkodowanego, ale to nie jest mój problem, ani moja wina, że się nie regeneruje. Jest w połowie wampirem, więc to dziwne i nieprawdopodobne, aby do tej pory był cały w ranach. Udaje i ja udowodnię wszystkim, że jest oszustem. Będę wnioskował o jego wydalenie ze stada, bo nie mogę znieść jego obecność obok siebie.

Destination A/B/O  |  Dylmas, Briam, Jescott & DerestianWhere stories live. Discover now