Rozdział 1.

5.3K 404 645
                                    

Perspektywa: Thomas.

Z bólem serca i w pełnym stresie szedłem wraz ze swoim najlepszym przyjacielem Liamem u swojego boku. Cieszyłem się, że chciał towarzyszyć mi w najgorszej chwili mojego życia, które teoretycznie powinna być najpiękniejszą. Nie mogłem uwierzyć, że ktoś, kogo uważałem za rodzinę może okazać się tak perfidnym chujem.

Weszliśmy do ogromnej sali, w której czuć było zapach silnych samców alfa, a także kilkanaście bet i omeg, które należały do stada, w którym się wychowywałem. Generalnie czułem się dziwnie w takim tłumie, ponieważ u nas nie było aż tyle zapachów. Ujrzałem na środku swojego tak jak by wuja, który opiekował się mną po śmierci moich rodziców, których traktował jak swoje rodzeństwo, dlatego zgodził się objąć nade mną pieczę, gdy mnie osierocili. Miałem wtedy dwa latka. Ufałem temu mężczyźnie, traktowałem jak przyszywanego ojca, ale jeśli ten pieprzony burak pastewny myśli, że wydanie mnie jakiemuś paskudnemu wilkowi z bojlerem zamiast brzucha, który ma na swoim koncie przemoc i chujową reputację nazywa godną opieką, to jest w kurwa błędzie.

Dlaczego akurat ja, a nie na przykład Liam?! Przecież on też jest omegą, do chuja wafla. Jest pełno omeg, to musiał wskazać mnie, Boże dlaczego?

- Hej, będzie dobrze. – powiedział mój przyjaciel, przerywając moje rozmyślania, z którym to szedłem pod rękę, lecz ja spojrzałem na niego wymownym wzrokiem, bo naprawdę, jeśli jeszcze raz ktoś mi powie, że będzie dobrze, no to normalnie zatłukę.

Tłuczkiem do kartofli, cholera jasna, jak na dobrą i posłuszną, stojącą za garami omegę przystało. Przynajmniej ziemniaki będą miały radochę, bo tłuczek będzie miał co opowiadać w przyszłości. Bo tylko tyle potrafię ugotować. 

Ujrzałem przed sobą gromadę mężczyzn i kobiet, którzy siedzieli na krzesłach, a także stojącego na środku mojego pseudo wuja wraz z jakimś mężczyzną, grubym jak utuczona świnia, z pryszczami na twarzy i wąsem-dupotrząsem. Jego pot było czuć na kilometry, bardziej intensywnie, niż zapach samca alfa. 

Obok niego znajdował się natomiast przystojny blondyn z czarnym kolczykiem w wardze. Był wysoki, umięśniony i muszę przyznać, że całkiem taki niczemu sobie, choć generalnie wolę chłopaków o ciemniejszej karnacji i włosach, no ale halo. Jak bym miał wybierać, to wolę jego, niż spaślaka. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego nie mogę zostać jego omegą, tylko tego... tego... fu! Aż mi brak słów. Grrr, co za paskudny los. 

Boże, zaraz się zrzygam. Czy ten kretyn nazwany przywódcą naszego stada nie ma mózgu, ani tym bardziej oczu?! Przecież od tego typa jebie, Boże, czy nikt nic nie czuje?!

Ja naprawdę rozumiem, że mając dziewięćdziesiątkę na karku traci się już czujność, wigor, wzrok się pierdoli i słuch, no ale bez przesady!!!

- Tu jesteś, moja mała, śliczna omego. Już dziś będziesz mój. Pachniesz cudownie, nie mogę się już doczekać, aż Cię posmakuję. – powiedział ochrypłym głosem alfa przeciwnego stada, kiedy tylko mnie zobaczył i z którym to mój wuj chce się połączyć, a ja spojrzałem na niego z obrzydzeniem niemal natychmiast się wykrzywiając i odsuwając głowę w tył, co zapoczątkowało śmiech niektórych osobników na sali, a zwłaszcza tego spoko wyglądającego blondyna. Na dobrą sprawę mogłem zwymiotować na tego paskudę, to może choć trochę by go to obrzydziło, ale na moje nieszczęście nie miałem czym, bo nie jadłem nić od kilkunastu godzin. Na samą myśl o stosunku z tym typem, aż pobladłem i przeszły mnie dreszcze, przez co wzdrygnąłem się. 

Kurwa, no przecież wilkołaki łączą się, bo są uzależnieni od swoich zapachów, które są dla nich najcudowniejsze na świecie, ale ja w żadnym stopniu nie czuję przyciągania do tego typka, to dlaczego na siłę mnie łączą?!

Destination A/B/O  |  Dylmas, Briam, Jescott & DerestianWhere stories live. Discover now