Rozdział 8.

3.7K 382 410
                                    

Perspektywa: Thomas.

Wkurzony słowami Dylana nie mogłem opanować swoich emocji. Z jednej strony było mi głupio, nawet zrobiło mi się żal chłopaka, ale z drugiej on oznaczył mnie wbrew mojej woli. Wiem, że ciągle to sobie powtarzam do porzygu, robiąc się przy tym nudny, bo ileż to można gadać jeden i ten sam argument? Ale ja nie potrafię inaczej. Po prostu nie potrafię. 

Usiadłem sobie gdzieś na mchu, biorąc do ręki kamień, którym przez chwilę bawiłem się w dłoniach, lecz po minucie odrzuciłem go z agresją gdzieś w dal. Nie chciałem wracać ,,do domu", bo nie wiem, jak mam nazwać miejsce, w którym będę aktualnie mieszkać. Miałem swoją chatkę, skromną, bo skromną, ale jednak swoją. Mieszkałem obok najwspanialszych wilkołaków, jakie poznałem w życiu.

Liam ma super poczucie humoru i best moim najlepszym przyjacielem.

Scott od zawsze pakuje się w kłopoty, przez co nigdy nie jest z nim nudno.

Hayley jest tą odpowiedzialną i służy radą, więc mogę się jej wyżalić w każdej chwili.

Sebastian natomiast opiekuje się mną całym sercem i nigdy nie pozwolił skrzywdzić. 

A teraz? 

Mogę to wszystko stracić. Muszę dzielić dach, a co gorsza łóżko z mężczyzną, którego nie znam. Moi przyjaciele zostaną pewnie przydzieleni do domów z dala ode mnie. Fakt, moja alfa jest przystojny owszem, cudownie pachnie, wręcz momentalnie zatracałem się w tym, ale nie mogę mu tego wybaczyć, co mi zrobił. Nie dam się zaćmić jego aparycją. Blokuje mnie to, że została mi odebrana niezależność, której teoretycznie nie mam prawa mieć, bo w końcu jestem omegą, a przecież omegi według Constantine'a-smalca nie są nic warte. Moją naturą jest bycie uległym wobec alfy, która może robić ze mną, co tylko chce, ale ja po prostu wychowałem się na innych zasadach.

Nie dam się pozbawić wolności, choćby miało mnie to kosztować życie.

Jestem omegą, zawsze będę w jakimś stopniu posłuszny, ale swoje zdaniem powiem zawsze.

Nasze stado było naprawdę specyficzne, ale cudowne. Składaliśmy się tylko z trzech alf oraz przywódcy. Generalnie przyjmowaliśmy pod swój dach zagubione omegi, gwałcone, porzucone, bite i nad którymi się znęcano. Nie chcieliśmy mieć wielkiego imperium. Chcieliśmy po prostu żyć skromnie i dać dach nad głową tym, których sponiewierano. Wuj wpajał nam od najmłodszych lat, że liczy się szacunek, a pomoc trzeba nieść każdemu. Podobnie było u nas z betami. Sebastian zgadzał się w tej kwestii z wujem i nie mogli pozostawić na pastwę losu kogoś, kto nie miał prawa wyrazić swojego zdania lub został potraktowany z buta.

Życie w naszym stadzie opierało się na wzajemnym szacunku, zaufaniu, a także na trosce. Nowo przybyłe omegi były z początku nieufne, ale żadna z naszych alf nie dotknęła ich bez ich zgody podczas rui, co było dla nich trudne, bądź gorączki, gdy omegi kusząco pachniały. Minho nie oznaczył Brada od razu, ponieważ tego chciał i zadurzył się w nim niemal natychmiast, tylko dlatego, że była to ich wspólna decyzja. Nie pozbawił go samodzielnego zdania, nie narzucił swojej woli, uszanował go. Po prostu. 

A Dylan?

Chciał, to ugryzł.

I chuj go interesuje moje cierpienie.

Nienawidzę go.

Niestety, ale wszystko jednak się posypało już wcześniej. Wuj stwierdził, że nasze wilkołaki umrą. Nie przetrwają bez alf i chciał koniecznie połączyć nas z innym stadem, które wartości w życiu przyjęło zupełnie przeciwstawne do naszych, z czym nie mogliśmy się pogodzić. Nie rozumiem, co go motywowało, ale nie podobało mi się to, że łączy nas z kimś, kto nie zna moralnych zasad postępowania.

Destination A/B/O  |  Dylmas, Briam, Jescott & DerestianWhere stories live. Discover now