Rozdział 37.

1K 89 229
                                    

Perspektywa: Liam. 

Zadowolony z siebie, że udało mi się wymknąć z domu, chciałem pójść przed siebie i zapomnieć o tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło. Targało mną w tym momencie bardzo dużo emocji, najwięcej tych skrajnych. Czułem w jednym momencie złość, agresję, rozpacz, smutek, rozczarowanie, ale też i wbrew pozorom szczęście, bo w końcu mam te nieszczęsne osiemnaście lat i mogę robić to, na co mam ochotę. 

Już nikt nigdy więcej nie zabroni Sezamkowi życia. 

Moje życie od samego początku było dość skomplikowane, ponieważ nie miałem rodziców. Z tego, co pamiętam, to nie chciałem mieć z nimi po prostu do czynienia, ponieważ byli oni złymi osobami. Jak tylko się urodziłem, to odbiegałem od reszty mojego rodzeństwa, bo byłem najmniejszym wilkiem ze wszystkich i przypominałem swym wyglądem pieska. Urodziłem się z defektem, nie byłem w pełni wykształcony, dlatego jestem mniejszy od reszty z cechami bardziej psimi, niż wilczymi. W dodatku Hayley twierdzi, że jestem opóźniony w rozwoju, cokolwiek to znaczy.

Rodzice nie chcieli się mną opiekować. Z tego, co mi opowiadali ex przyjaciele, to podobno kilka razy byłem zrzucany z przepaści, ale zawsze wracałem, aż w końcu nieżyjący już wuj Thomasa zabrał mnie z tej patologicznej rodziny i przygarnął do siebie. Nie mógł słuchać plotek o tym, jak moi rodzice się nade mną pastwią. Jedyny obraz, jaki zapamiętałem z tamtego okresu to był taki, jak mama mnie biła, a ja głośno płakałem, bo jak to ujęła, jestem jakiś niedorobiony i przynoszę wstyd im stadu.

Ogólnie, to cieszę się, że w końcu miałem normalną rodzinę i tych, co się mną zaopiekowali. Jestem im za to wdzięczny, jednak teraz mnie po prostu olali, a wszystko przez te prestiżowe wampiry. 

Szedłem dość energicznym krokiem na przywołane wspomnienia z dzieciństwa, mijając lasek, który otaczał mój były dom. Odwróciłem się za siebie i spojrzałem jeszcze raz na budynek, z którym tak naprawdę nic mnie już nie łączyło. Prychnąłem niezadowolony, po czym odwróciłem się na pięcie i ulicą szedłem w stronę miasta, jako w końcu wolny i od nikogo zależny Sezamek. Nareszcie czułem swobodę. 

- Jestem wolny! - krzyknąłem z radością wymalowaną na twarzy, a gdy już byłem na szczycie górki, postanowiłem, że z niej zbiegnę. W końcu nikt nie będzie pierdolił Sezamkowi, że ma nie biegać, bo sobie zrobi krzywdę. Będę robił to, na co mam ochotę i nic nikomu do tego. 

Chuja mogą mi zrobić. 

Rozpędziłem się i najszybciej jak mogłem, zacząłem zbiegać z górki na sam dół, ale prędkość, jaką osiągnąłem była zbyt duża, aż w końcu nie wyhamowałem i potknąłem się od własne nogi.

Kurwa, a może jednak mieli rację, aby nie biegać? 

- Psia mać! - krzyknąłem czując, że właśnie staczam się z dość stromej górki po asfalcie, wrzeszcząc w niebogłosy. Ciało zaczęło mnie boleć, bo jednak turlałem się niczym piłka, a końca nie było widać. Usłyszałem w pewnym momencie trąbienie jakiegoś samochodu, a gdy udało mi się dostrzec, skąd nadchodzi dźwięk, wylądowałem na czyjejś przedniej szybie. Prędkość z jaką spadałem spowodowała, że zamiast wylądować na aucie, to ja odbiłem się od szkła, przetaczając się po dachu pojazdu i lądując gdzieś w jakichś krzakach. 

Jednak mieli rację.

- Auć... - jęknąłem, czując, że chyba mam połamane wszystkie kości. Ciało potwornie mnie bolało, a ręką zsiniała, pomijając to, że bolała mnie tak mocno, jak by ktoś mi ją właśnie na żywca wyrywał. Moja twarz krwawiła, bo poczułem po opuszkami palców, że mam mocno rozbite czoło. Kręciło mi się w głowie, a ja na niemoc, jaką czułem, wręcz się rozpłakałem. Zacząłem bardzo głośno wyć, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu Bercik.

Destination A/B/O  |  Dylmas, Briam, Jescott & DerestianWhere stories live. Discover now