Rozdział 13.

3.6K 375 319
                                    

Perspektywa: Dylan.

Kiedy przedstawiciel obcego stada w końcu sobie poszedł, ja wciąż stałem jak wryty i nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Dowiedziałem się, że moja omega wpakowała się ze swoimi przyjaciółmi w niemałe kłopoty i nie raczył mi nawet powiedzieć, co się stało. Luke wydawał się być sympatycznym i bardzo ogarniętym chłopakiem, ale jak widać pozory mylą. W życiu bym się nie spodziewał, że może być dla nas zagrożeniem zwłaszcza, że elokwentnie się wysławiał i jasno stawiał warunki. 

- Wyjaśni mi ktoś do kurwy nędzy coście odpierdolili?! - wrzasnął Derek, a ja wyrwałem się z letargu. Przestraszony jego wybuchem złości spojrzałem się na stojącą piątkę wilkołaków przed nami, a oni nie zdawali się przejmować tym, co właśnie zaszło, albo raczej tym, że Derek się na nich wydziera. - Co, jęzora w gębach pozapominaliście?! - dodał, unosząc się.  - Przed chwilą każdy z Was był wyszczekany, a teraz kurwa milczycie. Mam Was już serdecznie dość. Banda ładujących się w bagno wypierdków. 

- Nie Twój zasrany interes, co się stało! Przestań nas o wszystko winić i wyzywać, Ty porośnięta kłakami kupo gówna! - wrzasnął Sebastian, stojąc z moim zastępcą twarzą w twarz, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Jestem pod wrażeniem, że podniósł głos na Dereka. 

Nawet ja się go czasami boję.

Zwłaszcza, gdy ma ruję. Wtedy nie dość, że jest napalony, to jeszcze i agresywny.

Mężczyźni wyglądali, jak by mieli się zaraz dobrać sobie do gardeł. Sytuacja była bardzo napięta, bo Tommy zaczął się burzyć, Hayley dostała napadu jakiegoś kobiecego i niezidentyfikowanego szału, a Scott stał nie przejmując się niczym dookoła, jak by ta sytuacja w ogóle go nie dotyczyła.

 - Kim Ty kurwa jesteś, że mamy się Tobie ze wszystkiego tłumaczyć, co?! To, że jesteś jakimś tam tandetnym zastępcą za dychę nie oznacza, że wszyscy Tobie ulegną i jak na zawołanie zaczną się spowiadać. - dodał, a właściwie wykrzyczał pretensjonalnie Sebastian, a pozostali jak na zawołanie zaczęli mu przytakiwać. Nie rozumiem ich dziwnej synchronizacji. 

- Hej! Nie tym tonem. - zainterweniowałem, ale moja słowa zdały się na nic, bo nikt się tym nie przejął. Jestem przywódcą, a wszyscy perfekcyjnie mnie zignorowali. Cudownie. Nie budzę w nich autorytetu. 

- Przez Ciebie i Twoje popierdolone stado grozi nam wojna! - huknął mój zastępca, przelewając tym samym czarę goryczy. - Przylazł jakiś typ spod ciemnej gwiazdy, którego stado jest pięć razy silniejsze, a Wy, pierdoleni idioci musieliście spierdolić szanse na sojusz, a co gorsza, okazało się, że jesteście zamieszani w jakieś niemałych rozmiarów gówno! - dodał, a ja w sumie zgodziłem się z nim. Miałem nadzieję, że uda nam się naprawdę zawrzeć rozjem, a jeśli oni nas napadną, to skończy się to dla nas źle. Muszę sobie usztywnić pewne sprawy z Thomasem, ale nie wiem, czy moja pyszcząca omega w ogóle będzie chciał się do mnie odezwać. 

- To nie jest nasza wina! - wtrąciła się wojowniczo Hayley. - Przestańcie nas ciągle osądzać i pokazywać swoją wyższość! Jesteśmy wilkołakami, które również mają prawo do szacunku, do cholery! Nie przeszliście takiego piekła, co my przez ostatnie miesiące, a odrobina wyrozumiałości jeszcze nikogo nie zabiła! Jeśli coś Wam się nie podoba, to możemy kurwa odejść w pizdu! - dodała, stając twarzą w twarz z Derekiem, który denerwował się z minuty na minutę coraz bardziej.

- Właśnie! - poparł ją wojowniczo Tommy.

- Luna zostaje w stadzie. - powiedziałem stanowczo, widząc, że chłopak już szykował się do wylotu z mojego stada.

- Kim Ty kurwa jesteś, że będzie mi rozkazywać?! - zaczął ponownie histeryzować, a ja miałem go serdecznie dość. Jeśli się nie uspokoi, to będę musiał użyć na nim głosu alfy, aby przywołać chłopaka do porządku, a nie chciałbym tego robić, bo wiem, że mi nie wybaczy do końca życia.

Destination A/B/O  |  Dylmas, Briam, Jescott & DerestianWhere stories live. Discover now