Rozdział 12.

4K 372 524
                                    

Perspektywa: Dylan. 

Derek odjechał z piskiem opon spod naszego domu. Hayley burczała coś pod nosem, a następnie oznajmiła, że idzie do domu, będąc najzwyczajniej w świecie poirytowaną zaistniałym zdarzeniem. Scott również udał się do siebie mówiąc, że jest w pogotowiu, jak by coś się działo. Thomas stwierdził, że woli pomóc Liamowi rozpakować się w jego pokoju, więc generalnie zostałem sam, olany przez swoją najpiękniejszą na świecie Omegę. 

Świetnie.

Postanowiłem udać się do swojego biura, ponieważ musiałem przeanalizować propozycję zawarcia ugody ze stadem, które chce osiedlić część swojej watahy tutaj. Nie mam pojęcia jeszcze, czy podpiszę takie porozumienie. Mam zbyt dużo obowiązków na głowie. Zdecydowanie. 

Miałem przysiąść nad tą propozycją już kilka dni wcześniej, aby szczegółowo wszystko przemyśleć, ale tak się stało, że leciał mój ulubiony serial w telewizji, którego no nie mogłem odpuścić, a potem miałem doła egzystencjalnego, że nigdy nie znajdę wymarzonej Omegi. Moje żale zostały wysłuchane przez Boga, który miał już dość tego jojczenia, więc zesłał mi Tommy'iego, a ja najzwyczajniej w świecie walnąłem papiery w kąt i tak sobie do dnia dzisiejszego poleżały. Chciałbym skonsultować to z Derekiem, ale coś czuję, że nie prędko wróci, więc pozostałem z tym sam.

Kurwa, i co ja mam niby z tym fantem zrobić?

A niech to wszystko szlag. 

Usiadłem w salonie na kanapie przed kominkiem i zacząłem przeglądać papiery, jakie przysłało do nas to stado pocztą kilka dni temu. Za jakieś półtorej godziny, może za dwie ma tu się pojawić przedstawiciel tamtejszych wilkołaków celem ewentualnych negocjacji, a ja jestem totalnie nieprzygotowany. Nawet nie znam się na tym całym bełkocie typowo prawniczym.

Zobaczymy, co z tego wyniknie.

Po przeczytaniu stosu zmarnowanych kartek, jakie nam przesłali stwierdziłem, że ta propozycja może być całkiem opłacalna, ale muszę jeszcze wszystko z nimi przedyskutować. Tak naprawdę, to się na tym nie znam i liczę, że Derek coś ogarnie. Przeciwnicy nasi są naprawdę silnym stadem, a gdy będziemy żyli z nimi w pokoju, to tylko na korzyść dla nas. Nie chciałbym mieć w nich wroga. 

- Tommy. - ucieszyłem się, gdy do pomieszczenia wszedł blondyn, jak zwykle ze skwaszoną miną. Wstałem z kanapy, uprzednio rzucając papiery na ziemię i podszedłem do niego energicznie. Od razu poprawił mi się humor, gdy poczułem zapach mojej pięknej Omegi. - Miło, że przyszedłeś.

- Tak, też się raduję. - burknął, a ja powstrzymywałem się przed komentarzami w jego stronę. Co za mały złośnik. Chyba dawno go nikt porządnie nie wybzykał, że tak zrzędzi. 

- Domyślam się, że masz mnie głęboko w dupie i nie mam na co liczyć, hm? - spytałem otwarcie, uśmiechając się zalotnie i unoszą sugestywnie jedną brew do góry. Podszedłem do niego bliżej, obejmując go w talii, lecz ten odepchnął mnie od siebie odsuwając się na bezpieczną odległość.

- Co, chcesz mnie pewnie przelecieć, bo przecież po co Ci jest potrzebna omega. - zbulwersował się, odsuwając ode mnie jeszcze dalej, krzyżując ręce na piersiach. Westchnąłem głośno, zastanawiając się, czy jakiekolwiek próby uświadomienia mu, że jest inaczej na coś się zdadzą, bo ten jest zacięty w tym, co robi. 

- Nie dotknę Cię bez Twojej zgody, możesz być pewny. - powiedziałem, podejmując się wyjaśnieni, a ten tylko prychnął. - Powiesz mi, dlaczego taki jesteś? - zapytałem z nutą zmartwienia w głosie, a on stał dłuższą chwilę w milczeniu unikając kontaktu wzrokowego. - Czyli nie. Świetnie. - sarknąłem, a gdy blondyn chciał się zirytować, usłyszałem dzwonek do drzwi. - Będziesz mi towarzyszył przy spotkaniu? - zadałem pytanie.

Destination A/B/O  |  Dylmas, Briam, Jescott & DerestianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz