Rozdział 17.

3.4K 302 233
                                    

Perspektywa: Sebastian.

Siedziałem z Thomasem oraz Liamem w salonie przed telewizorem. Oglądaliśmy wspólnie jakiś film i wspominaliśmy stare czasy, jak żyliśmy jeszcze na wiosce. Zrobiłem moim przyjaciołom popcorn z masłem oraz pizzę, co oczywiście nie spodobało się Derekowi, bo zaczął komentować, że śmierdzi żarciem w całym domu. Stwierdził, że ,,po to są w domu omegi, aby gotowały, a nie alfa", a ja dałem sobie spokój z użeraniem się z nim. 

Nie moja wina, że Thomas nie potrafi gotować, podobnie jak Liam, który na domiar złego syfi całą kuchnie. Jestem jedyną osobą z naszego przyjacielskiego grona, które potrafi gotować, bo nawet Hayley i Scott są w tym temacie ograniczeni. Do tej pory zastanawiam się, jakim cudem mąka wylądowała na żyrandolu, gdy najmłodsza omega próbował zrobić pierogi. Domowej roboty. Żadne kupne podrabiane. Stwierdził, że ona ,,wybuchła" podczas otwierania, lecz dziwi mnie, jakich chujem mąka może wybuchnąć? Tej tajemnicy nikt jeszcze nie odkrył. 

Cieszyłem się, że mogłem spędzić czas z moimi przyjaciółmi i to było dla mnie w tym momencie najważniejsze. Szkoda, że Scott gdzieś sobie poszedł, a Hayley jest w szpitalu. Derek z Dylanem zajmowali się generalnie jakąś papierologią przy stole w jadalni, choć szatyn co chwila spoglądał ukradkiem na blondyna, a Derek, jak to Derek, nie mógł się powstrzymać przed kontrolowaniem nas.

Co za pajac.

- Pomocy! Niech ktoś mi pomoże! - usłyszałem w pewnym momencie kobiecy głos, a właściwie krzyk, który należał do przerażonej Hayley. Niemal natychmiast podniosłem się z kanapy.

- Co się dzieje? - zapytał spanikowany Thomas, a ja tylko spojrzałem się na niego, po czym ruszyliśmy w stronę drzwi. Derek z Dylanem jako pierwsi wybiegli z domu, a gdy już znajdowaliśmy na zewnątrz, niemal zamarłem.

- Scott! - krzyknąłem, biegnąc w stronę przyjaciół. Derek wziął natychmiast betę na ręce, kierując się z nim w stronę domu. Dziewczyna panikowała, a Dylan próbował od niej wyciągnąć, co się wydarzyło. 

- Dlaczego Scott jest ranny?! - spytał się blondyn, wpadając w jej objęcia. - Hayley, co się dzieje?! 

- Nie wiem. - powiedziała przez łzy. - Wracałam z praktyk, a gdy zbliżałam się do domu, to zobaczyłam,jak Scott czołga się po asfalcie, pobity i pokaleczony najprawdopodobniej jakimś srebrnym narzędziem. Nie wiedziałam, co zrobić. Zaczęłam wołać pomoc, nie dałabym rady go przenieść. - dodała, energicznie idąc w stronę domu.

- Musimy to wyjaśnić. - stwierdziłem, po czym jako pierwszy niemal z impetem wbiegłem do środka. Przyjaciel leżał lewo żywy na kanapie, a mnie omal serce nie stanęło ze strachu o niego. Był dla mnie jak brat. Zresztą, nie tylko on. Ta cała gromada to moja jedna, wielka rodzina, dla której mógłbym zrobić wszystko. - Scott, stary, co jest? Kto Cię tak skrzywdził? - zapytałem, gładząc go po głowie, a Derek wyglądał na rozjuszonego. Jego palący wzrok czułem na całym swoim ciele. Po chwili obok mnie usiadła dziewczyna z całym medycznym ekwipunkiem. 

- Musimy go rozebrać do bielizny. - nakazała, a my rozerwaliśmy na strzępy jego ubranie, z którego i tak prawie nic nie pozostało, więc nie było sensu marnować czasu na tradycyjne rozbieranie. Ten widok mroził krew w żyłach. Jego ciało wyglądało paskudnie.

Scott był cały pokaleczony. Miał pobitą twarz, rozciętą wargę, łuk brwiowy i porządną śliwę pod okiem, a także złamany nos. Jego tors był pokaleczony jakimś srebrnym, możliwe, że nożem. Nogi i ręce były całe w siniakach i głębokich ranach ciętych. Nawet nie chcę myśleć, jak musiał cierpieć.  

Niech tylko dorwę tego sukinsyna, który ośmielił się podnieść rękę na moją rodzinę.

Nie daruję mu tego.

Destination A/B/O  |  Dylmas, Briam, Jescott & DerestianWhere stories live. Discover now