Rozdział 6

1K 52 29
                                    

Josephine nie mogła się skupić. Za oknem deszcz uderzał o parapet, szalała burza. Było przed północą, a ona próbowała zasnąć od jakiejś godziny. Należała do osób, które są rannymi ptaszkami i szybko kładła się spać w nocy. Czuła się dziwnie. Następnego dnia miała mieć urodziny, a jej przyjaciele ze sobą nie rozmawiali. Nie wiedziała jaki jest tego powód, ale Charlie od paru dni wchodził ciągle zdenerwowany i wkurzony. Nawet podniósł głos na bliźniaków, gdy poprosili go by im w czymś pomógł i na Percy'ego, który chciał by mu pomógł w wypracowaniu. Był prefektem i nawet swoim młodszym braciom — Fredowi i George'owi — dał szlaban. Na treningach Quidditcha, jako kapitan, dużo wymagał. Josephine nie wiedziała skąd nagle wzięło się takie zachowanie Charliego, ale dla niej był miły. Tylko dla innych był nieco bardziej złośliwy. Nathan i Victoria ciągle gadali do siebie przyciszonymi głosami, a Jo odniosła dziwne wrażenie, że wiedzą coś czego ona nie wie, ale nie chciała się w to mieszać.

Josephine miała czasem problemu ze snem. Nie mogła zasnąć, albo budziła się w środku nocy i nie mogła spać dalej, co było irytujące. Miała dość, że gdy wszyscy już dawno spali ona wciąż leżała w łóżku licząc od dziesięciu do zera.

W końcu i zaczęła się nudzić, więc wyszła na chwilę z dormitorium. Zdziwił ją widok, że nie wszyscy jeszcze poszli spać. Chociaż zdecydowana większość. W zasadzie w pokoju wspólnym została jedna osoba i był nią Charlie, który pisał coś na pergaminie. Słysząc kroki uniósł głowę i posłał Josephine słaby uśmiech. Dziewczyna usiadł obok niego i oparła się na jego ramieniu.

— Co robisz? — zapytała.

— Kończę wypracowanie z zaklęć. — powiedział odkładając pióro na stolik. Spojrzał na Josephine i zmarszczył oczy dokładnie jej się przyglądając — Nie możesz spać? — zapytał. Josephine pokręciła głową, a on westchnął ciężko.

W mgnieniu oka pochował wszystkie swoje rzeczy, wstał i wyciągnął dłoń do Jo.

— Chodź. — powiedział Charlie.

Pociągnął ją w głąb zamku. Było ciemno i mrocznie i z każdej strony mógł nadejść nauczyciel albo Filch z jego kotką. Josephine trzymała się blisko Charliego. W końcu stanęli przed wejściem do kuchni. Chłopak odwrócił się do niej i posłała uśmiech, który Jo odwzajemniła. Weszli do środka. Nie było nikogo. Żadnych skrzatów domowych. Żadnej duszy prócz nich. Charlie wyciągnął różdżkę i stuknął w czajnik.

— Siadaj. — powiedział wskazując na krzesło stojące przy stoliku.

Po chwili Charlie postawił przed nią kubek pełen parującej herbaty z cytryną. Usiadł na przeciwko niej i spojrzał na zegar. Znów się do niej uśmiechnął.

— Jak się czujesz? — zapytał.

— Dobrze. — mruknęła.

— Jo... proszę cię. — szepnął — Wiesz, że ja tylko się o ciebie martwię.

— Wiem, ale... Ja sama nie wiem, Charlie. — powiedziała — Czuję się strasznie. — mruknęła — I sama nie wiem dlaczego. Nadchodzą owutemy. Babcia na mnie naciska w każdym liście. Rodzice piszą, że mam robić co podpowiada mi serce. A ja sama nie wiem, czego moje serce chce.

— Może powinnaś jeszcze trochę poczekać. — powiedział Charlie — To przyjdzie nagle. Poczujesz, że chcesz coś robić. — dodał — Poza tym... Twoja babcia powinna ci odpuścić. Nienawidzę gdy przez to czujesz się... tak jak się teraz czujesz. — wyznał — Masz urodziny za dosłownie trzy minuty, a ja na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy się do mnie szczerze uśmiechnęłaś w tym tygodniu.

— Przejdzie mi. — stwierdził Josephine wzruszając ramionami.

— Po prostu... Chciałbym abyś chociaż w swoje urodziny była szczęśliwa. — wyznał.

— Jak mam być szczęśliwa skoro mój najlepszy przyjaciel chodzi o paru dni wkurzony na cały świat i pokłócił się z Nathanem i Victorią? — zapytała.

Słodki smak herbaty ogrzewał jej przełyk. Mimo, że ją i Charliego dzielił kawałek ona wyraźnie czuła przebijający się przez zapach ciasta zapach jego perfum.

— Po prostu... Nie mogliśmy się dogadać w kwestii Twoich urodzin. — powiedział Charlie.

— Więc to moja wina? — zapytała.

— Nie. Coś ty! — powiedziała Charlie wstając natychmiast — Tak wyszło. Pogodzimy się. — odparł.

Chłopak spojrzał na zegar a następnie uśmiechnął się do Josephine.

— Wszystkiego najlepszego. — powiedział, a ona wstała przytulając się do niego. Chłopak jedną dłonią objął jej talię a drugą położył na jego głowie, składając na niej delikatny pocałunek.

— Dziękuję. — powiedziała gładząc go po plecach.

— Rano dostaniesz prezent. — obiecał.

— Nie potrzebuję prezentów. — powiedziała.

— Nieważne ile razy będziesz to mówić, jak i tak coś Ci kupię i dobrze o tym wiesz. — odparł.

— Wiem. — powiedziała — Nie umiesz słuchać. — mruknęła.

— Ależ umiem. — zaśmiał się — Tylko nie w tej kwestii.

Rozmawiali ze sobą do samej drugiej w nocy. Charlie w końcu zauważył, że jego przyjaciółka wreszcie robi się śpiąca, więc odprowadził ją pod jej dormitorium. Jeszcze raz złożył życzenia wiedząc, że zrobi to znów gdy w stanie, a gdy weszła do dormitorium wrócił do siebie.

Była sobota dzięki czemu Josephine mogła spać jak długo chce, a rano Charlie przeprosił Nathana i Victorię, żeby byli w zgodzie na urodziny przyjaciółki.

— To my przepraszamy. — powiedziała Victoria.

— Byliśmy wkurzeni bo wyjeżdżasz. — dodał Nathan.

— Nie chcemy byś wyjeżdżał. — dodała Victoria — I stąd nasza reakcja. Mam nadzieję, że przestaniesz się gniewać. — dodała.

— Nic nie szkodzi. — powiedział Charlie.

— Jo dzisiaj coś długo śpi. Zazwyczaj jest jako pierwsza na nogach. — powiedział Nathan.

— Nie mogła spać w nocy. — wyjaśnił Charlie — Wróciła do dormitorium dopiero po drugiej w nocy.

The Dragon's Curse| Charlie Weasley Where stories live. Discover now