Rozdział 59

636 50 27
                                    

Czerwiec przyszedł szybko ze straszną wiadomością o śmierci Dumbledore'a. I to był dla Josephine i Charliego znak. Muszą wrócić do Anglii. Szef rezerwatu smoków to zrozumiał, zdawał sobie sprawę z sytuacji w Anglii i był przygotowany na sytuację, w której oboje będą musieli wrócić. Miał też się odbyć ślub Billa i Scarlett, na który tak bardzo czekali. Ekscytacja jednak była mniejsza po tych kilku ciężkich miesiącach. Charlie i Jo zastanawiali się co mają zrobić ze swoim ślubem, nie chcieli aby był w połowie wojny i żeby groziło im niebezpieczeństwo. Poza tym, Josephine wciąż nie potrafiła oswoić się ze śmiercią ojca mimo, że już było lepiej. Charlie też czuł się lepiej gdy oglądał ją promienną niż gdy oglądał jak próbuję ukradkiem sobie wytrzeć łzy.

— Bedziemy za kilka dni, mamuś. — powiedział Charlie do swojej mamy przez telefon, dzwonił do niej nawet więcej niż zazwyczaj, jego największym koszmarem było to, że nie odbierze.

– Czekamy, skarbie. Jak się czuje Josephine? — zapytała.

— Troszkę lepiej. — powiedział wdychając, jego narzeczona pakowała ich w pokoju więc spojrzał na zamknięte drzwi sypialni — A jak tata? Jak Bill?

— Lepiej, lepiej. Na szczęście Scarlett się nim opiekuje. Z tatą też w porządku. — powiedziała Molly.

— A Fred, George? Ginny, Ron? — zapytał.

— Charlie, skarbie, wszyscy na razie są bezpieczni. — powiedziała — Co z waszym ślubem?

— Nie wiem, nie rozmawialiśmy jeszcze o tym, trochę odkładamy rozmowę, ale... myślę, że go odłożymy. — wyznał.

Charlie wszedł do sypialni i oparł się o framugę. Jo łkała cicho nad zapakowaną w pełni walizką kurczowo trzymając się koszulki Charliego, którą miała na sobie. Rudzielec usiadł obok niej i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. Brunetka trzymała w ręce zdjęcie z tatą, z czasów gdy miała pięć lat i była taka wesoła. Charlie chwycił zdjęcie, lekko się uśmiechnął i pocałował swoją dziewczynę w czoło czując jak ona zaciska ręce mocniej na jego koszulce.

— Kochanie. — szepnął podnosząc jej głowę by spojrzała mu w oczy — Dwa głębokie wdechy. — szepnął sam biorąc głęboki wdech razem z nią, a potem wypuścił powietrze, zrobił to ponownie a ona razem z nim. Odsunęła się od niego i wytarła łzy pociągając mocno nosem. Charlie chwycił za pudełko chusteczek i podał je swojej narzeczonej.

— Dziękuję. — odezwała się głosem jakby miała katar, wyjęła chusteczkę i wydmuchała cicho nos.

— Powinnaś się już położyć. — stwierdził — Nie spałaś dobrze już od miesięcy, to sprawia, że jesteś jeszcze bardziej rozemocjonowana. — powiedział.

— Przepraszam. — powiedziała.

— Nie masz za co. — zaśmiał się  — Przyniosę Ci trochę eliksiru na spokojny sen.

— Charlie, poczekaj. — powiedziała zmęczonym głosem — Chcę z tobą porozmawiać o naszym ślubie. Nie chcę byś myślał, że cię nie kocham czy... nie chcę tego ślubu, bo uwierz mi, że bardzo, bardzo chcę, ale na razie... uważam, że powinniśmy poczekać, aż może trochę sytuacja się uspokoi. Nie chcę brać ślubu gdy na każdym kroku jest niebezpieczeństwo. Mimo, że kocham cię ogromnie to sam wiesz, że nasze plany mijają się z tym co moglibyśmy teraz zrobić.

— Jo. Rozumiem. Sam chciałem z tobą o tym porozmawiać. Uważam tak samo, nie musimy się spieszyć. Najważniejsze, że jesteśmy ze sobą szczęśliwi. — powiedział.

— Dziękuję.

— Idę po ten eliksir. — powiedział wychodząc do kuchni.

Nalał trochę do kubeczka i podał Jo, która od razu zasnęła. Przez dłuższą chwilę na nią patrzył mocno nią zauroczony. Wyobrażał sobie ich ślub dniami i nocami, mieli plany, a wiedział, że Jo zawsze chciała mieć duży ślub i taki chciał i on, ale tyle lat żyli ze sobą i tyle razem przeżyli, że nie było dla niego trudne odkładać trochę ten ślub. Chciał by był on taki jak jego narzeczona chce, żeby była szczęśliwa.

Jo pierwszy raz od wielu tygodni spała spokojnie. Gdy wrócili do Anglii ich rodzina przywitała z mniejszym entuzjazmem niż zwykle. Wszyscy byli bladsi niż zwykle i wystraszeni, nawet Fred i George, którzy stali obejmując swoje dziewczyny.

Jo przez chwilę wróciła do momentu gdy ich poznała. Byli wtedy mniejsi i znacznie weselsi. Szczerzyli w jej stronę zęby i rozśmieszali, gdy spojrzała na Ginny znów zobaczyła małą, czteroletnią dziewczynę, która była zachwycona obecnością dziewczyny w domu, Rona, który na początku się jej wstydził, a teraz był wysoki, poważny i wiedziała, że jest silnym czarodziejem, którego czeka jeszcze bardzo dużo. Artur nie zaskoczył jej tysiącem pytań o mugoli a Molly nie poczęstowała od razu ciastem narzekając na to jak bardzo, wtedy tylko przyjaciółka Charliego, jest. Wtedy Jo wiedziała, że dużo się zmieniło.

The Dragon's Curse| Charlie Weasley Kde žijí příběhy. Začni objevovat