Rozdział 56

761 51 11
                                    

— Josephine, podpisałaś te dokumenty, o które cię prosiłem? — zapytał szef wchodząc do jej gabinetu.

— Pewnie. — powiedziała wstając i podając mu gruby plik dokumentów.

— Pięknie ci dziękuję. — powiedział — Muszę z tobą zamienić słówko. — dodał siadając na fotelu przed nią — Trwają prace nad budową dwóch rezerwatów smoków, jeden w Nowym Jorku, a drugi w Anglii. Prace potrwają jeszcze pewnie z dwa lata lub dłużej, bo wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Smoki często są przeszone, my też nie mamy tyle miejsca, a w końcu udało się nam się spotkać z odpowiednimi ludźmi i dostaniemy dofinansowanie na budowę jeszcze dwóch rezerwatów. Wiem, że Ty i Charlie macie rodzinę w Anglii i, że może po ślubie chcielibyście założyć własną i pewnie byście chcieli, żeby wasze dzieci były bliżej dziadków... więc, jeśli tylko będziecie chcieli, będziecie mogli apelować o przeniesienie. Już rozmawiałem na ten temat z Charliem, powiedział, że przedyskutuje to z tobą. Wiem, że to jeszcze trochę czasu i przez wojnę czarodziejów w Anglii możecie nie mieć do tego głowy, ale informuję was już teraz. — powiedział — Będę was informował jeśli chodzi o budowę. Nie musicie mi mówić teraz żadnej decyzji. Porozmiajcie na spokojnie. — dodał — No... już dochodzi szósta, możesz iść do domu.

Josephine zebrała w pośpiechu wszystkie swoje rzeczy do torebki i teleportowała się do mieszkania, gdzie unosił się zapach sosu pomidorowego. Charlie stał przy kuchence gwizdając pod nosem.

— Już jesteś? — zapytał, nachylił się i pocałował ją w usta.

— Szef mnie szybciej wypuścił. —powiedziała patrząc jak Charlie nakładała makaron na talerze i nakładała na niego sos, a potem kładzie na stole.

— Szef tobie też mówił o nowym rezerwacie? — zapytał.

— Tak. — przyznała.

— Co o tym sądzisz? — zapytał.

— Na razie mało wiemy, ale... nie ukrywam, że wolałabym wychować dzieci w Anglii, tutaj ciężko znaleźć odpowiedni dom, a nasze mieszkanie jest za małe by mieć dzieci... nasi rodzice są blisko, gdyby nam obojgu coś wyskoczyło ktoś szybko może przyjść, a tutaj musielibyśmy zatrudnić nianię, bo teleportowanie się na odległość może być niebezpiecznie... — mówiła szybko, tak, że Charlie ledwo rozumiał co mówi.

— Jo, spokojnie. — powiedział łapiąc ją za rękę — Myślę tak samo jak ty, chciałbym wychować dzieci w Anglii. — dodał — Uwielbiam Rumunię, ale jednak... gdybyśmy mieli zakładać rodzinę wolałbym Anglię.

— Cieszę się, że się zgadzamy. — powiedziała pocierając skronie, Charlie się do niej uśmiechnął.

Gdy zjedli Jo włożyła naczynia do zlewu, a gdy podwijała rękawy by wziąć się na mycie Charlie machnął różdżką i naczynia zaczęły myć się same. Jo się odwróciła do rudzielca.

— Serio, myślałaś, że dam ci myć naczynia po tym jak do południa wyprzątałaś cały dom, a potem poszłaś na drugą do pracy? — zapytał obejmując ją w talii, Jo się uśmiechnął i pocałowała Charliego.

— Spadłeś mi z nieba. — powiedziała.

— Jutro przyjeżdżają twoi rodzice. — powiedział.

— Będziemy mieli trochę mnie prywatności niż zwykle. — wyznała patrząc na niego dwuznacznie — Przez następne dwa tygodnie. — dodała ciągnąć go do sypialni.

Rodzice Jo, Daniel i Vivian, przyjeżdżają do swojej córki i jej narzeczonego na święta. Była to dość spontaniczna decyzja, ale Jo już tęskniła za swoimi rodzicami. Oczywiście, odwiedzili ich podczas wakacji, ale teraz mieli szansę by spędzić razem więcej czasu i razem cieszyć się zaręczynami.

Daniel i Vivian mieli przylecieć do południa, wiedzieli gdzie jest mieszkanie Jo i Charliego więc zapewnili, że trafią bez problemu. Jo na tę okazję przygotowywała specjalny gulasz, który często robiła jej mama. Charlie przez długi czas rozmawiał przez telefon ze swoją mamą.

— Mamo, nie mogę co chwilę brać wolnego. — powiedział — Tak tęsknię za tobą... tak Jo też za tobą tęskni... mamo... prawdopodobnie dopiero na ślub Billa... — odparł — Tak, mamuś, wiem, że jestem jego drużbą. — dodał — Bill ma dwadzieścia sześć lat, radzi sobie świetnie. — powiedział — Tak, po ślubie Billa postaramy się zostać na dłużej. Jeszcze nie wiem kiedy będzie nasz ślub. Dopiero co się zaręczyliśmy... — mówił śmiejąc się do Jo —...a skąd mam wiedzieć czy Jo chce tiarę ciotki Muriel... — przewrócił oczami —...tak, postaram się być miły dla ciotki, ale jeden komentarz o figurze Jo to przestanę... nie denerwuję się po prostu... mamo... nie, z Jo jest wszystko w porządku... tak czuje się dobrze, a co? — zapytał — Przecież... ale skąd wiesz, że była w szpitalu i, że ma specjalną dietę skoro nie od Billa... nikt inny nie wie... aha... to przestań plotkować z jej mamą przez telefon... i nikomu nie mów, nie muszą wiedzieć. — odparł — Tak, wysłałem prezenty na święta... nie, nie daliśmy tacie ci mugolskiego. — skłamał — Muszę kończyć. Ja ciebie też, tak przekażę Jo, zadzwonię za kilka dni. — odparł rozłączając się.

— Ciekawska jest!

— Moja mama przekazuje, że za tobą tęskni, życzy ci zdrowia i nie może się doczekać aż przyjedziemy. — powiedział — O i chce zobaczyć pierścionek.

— Jest cudowny. — powiedziała znów przyglądając się swojej dłoni.

— Kocham moją mamę, ale odkąd pokazaliśmy jej jak używać telefonu to lubi do nas dzwonić. — wyznał.

— Jesteś zły, bo chciałbyś być z rodziną na święta.

— Będę z tobą i twoimi rodzicami. — powiedział.

— Ale to nie to samo co świąteczny chaos w Norze. — powiedziała.

— No dobra masz rację. I tak zadzwoni gdy tata odpakuje swój prezent, zapomni, że jestem dorosły i spróbuje dać mi szlaban za kupienie tacie mikrofalówki. — powiedział, a No się roześmiała — Tak czy inaczej, najważniejsze, że spędzam święta z tobą, wyobrażasz sobie jakbym miał sam je spędzić?

— Na to bym Ci nie pozwoliła. — powiedziała.

— Wiem, skarbie. — wyznał słysząc dzwonek do drzwi — Twoi rodzice. — dodał.

Charlie otworzył drzwi i przywitał się z przyszłymi teściami, Jo stanęła tuż obok niego od razu pokazując swojej mamie pierścionek.

— To bardzo miłe z twojej strony, że dzwoniłeś żeby zapytać o zgodę. — wyznał Daniel — Zawsze chciałem żebyście się pobrali, gdyby miała wyjść za jakiegoś łajdaka to bym tego nie zaakceptował. — dodał.

— Nawet nie macie pojęcia jak się cieszę. — Vivian klasnęła w dłonie — Jo, skarbie, jak się czujesz?

— Dobrze. — powiedziała — Udało mi się już nawet trochę przytyć. — dodała — Nie musiałaś mówić Molly.

— To twoja teściowa i też się o ciebie martwi. — odparła.

— To wszystko przez moją matkę. Zawsze ci mówiła głupoty i teraz proszę no! — odparł Daniel.

— To przez stres...

— Ale nie powiesz mi, że Twoja babcia nie miała w tym swojego wkładu, bo nie uwierzę. — wyznał.

The Dragon's Curse| Charlie Weasley Where stories live. Discover now