Rozdział 47

902 64 21
                                    

Na dźwięk budzika Charlie wymamrotał przekleństwa pod nosem, które były błaganiem o jeszcze chwilę snu. Jo za od razu się podniosła. Już nie spała od godziny z ekscytacji pierwszym dniem w nowej pracy.

— Jo. Czemu ustawiłaś budzik na piąta trzydzieści? — zapytał — Mamy na ósmą i to wcale nie jest aż tak daleko.

— Wiem! Ale muszę się przygotować. — powiedziała — Wstawaj leniu!

— Miło, że już wymyśliłaś jak będziesz mnie pieszczotliwie nazywać. — powiedział a ona roześmiała.

— Możesz poleżeć jeszcze parę minut. — powiedziała — Ale ja idę zrobić śniadanie.

— Niech Ci będzie! Wstanę! — powiedział, usiadł na łóżku i się przeciągnął ziewając szeroko. Ubrał szlafrok i kapcie na nogi i podążył za swoją dziewczyną do kuchni.

— Co zjemy? — zapytała otwierając lodówkę.

— Cokolwiek! Kawy?

— Tak! — powiedziała entuzjastycznie wyjmując jajka z lodówki. Jedno wypadło jej z rąk i upadło z odgłosem pęknięcia na ziemię — Ojj..

— Jo, usiądź sobie, a ja zrobię Ci śniadanie i kawę. Jesteś podenerwowana, pierwszym dniem. — odparł.

— Co jak coś pójdzie nie tak? Co jak mnie nikt nie polubi i będę siedziała sama i... brzmię jak zdesperowana nastolatka! — Charlie się roześmiał spoglądając na brunetkę.

— Głębokie wdechy. — powiedział — Słuchaj, już nie raz przychodziłaś do mnie w pracy. — przypomniał jej — Nie będziesz siedziała sama, bo jestem ja, przyjdę po ciebie. Poza tym, jesteśmy dorośli, więc zdecydowanie będziemy się tak zachowywać. Większość osób, z którymi pracuję próbuje uratować swoje poparzenia na rękach podczas przerwy. — dodał — Więc niczym się nie przejmuj!

Zrobił szybko jajecznicę i dwie kawy i postawił przed Jo, która zjadła to w pośpiechu a potem pobiegła do łazienki, umyła zęby i wróciła do pokoju. Charlie szybko pozmywał, a potem zrobił to samo to Jo.

— Charlie! — zawołała zrozpaczona z pokoju. Rudzielec oparł się o framugę drzwi i spojrzał na bałagan na ziemi.

— Co ty wyprawiasz? — zapytał.

— Nie mam co na siebie ubrać! — powiedziała.

— Przecież masz dużo ubrań. — powiedział.

— Prawie połowa jest twoja. — odparła — Muszę wyglądać elegancko, ale nie chcę by pomyśleli, że jestem spięta...

— Głęboki wdech. — powtórzył obejmując ją w pasie — Jo, dasz sobie radę. Już zrobiłaś dobre pierwsze wrażenie. — dodał.

— Masz rację. — powiedziała — Wszystko będzie dobrze. — dodała spoglądając na niego — Dziękuję.

— Nie masz za co. — powiedział, Jo pocałowała go szybko w usta,

— Mam. Dzięki tobie jeszcze nie zwariowałam! — odparła.

W końcu była gotowa. Ubrała na siebie kremowe, szerokie i wysokie spodnie i zwykłą białą koszulę. Zrobiła niski kucyk z brązowych włosów i była gotowa do wyjścia. Spakowała torebkę i usiadła obok gotowego do wyjścia Charliego.

— Zostało pół godziny do wyjścia. — wymamrotał ziewając.

— Przesadziłam z tą pobudką o piątej trzydzieści. — przyznała.

— Nie szkodzi. Przynajmniej nie musiałem się spieszyć jak zwykle, gdy wstaję na ostatnią chwilę. — wyznał — To naprawdę nie była moja wina. Obok ciebie się naprawdę wygodnie śpi. — dodał, a Jo się zaśmiała.

— Jestem Ci naprawdę wdzięczna, że się nie ujawniłeś jak bardzo jesteś zdenerwowany moim dzisiejszym zachowaniem. — powiedziała.

— Jo, znam cię już naprawdę długo i szczerze mówiąc, spodziewałem się tego. Nie denerwowałaś mnie, bardziej bawiłaś. — powiedział.

W końcu wyszli do pracy. Było już całkiem ciepło więc nie spieszyli się i cieszyli pogodą. Gdy weszli do środka czekał już na Jo szef, oraz młoda kobieta o długich, bardzo jasnych włosach.

— Dzień dobry, Charlie. — powiedział szef posyłając rudzielcowi uśmiech, on kiwnął głową wchodząc do szatni, gdzie miał się przebrać w strój roboczy — To jest Aish Funar. Pracuje w recepcji, więc w razie wątpliwości lub pytań, zwróć się do niej. Lub do Jael Saganu, ona również tu pracuje w recepcji, głównie popołudniami. Zostawię was same abyście mogły omówić szczegóły dzisiejszego dnia.

Szef wszedł po schodach na górę do swojego gabinetu. Aish podeszła do Jo i wyciągnęła ręke aby się przywitać.

— Na razie za wiele się nie dzieje. — przyznała — Najważniejsze jest to co się dzieje w głównym punkcie rezerwatu, ale jest w planach trochę duża impreza. — odparła — Co prawda dopiero na listopad, ale jest niezwykle ważna i wymaga szczegółowego zaplanawania! — dodała — Przejdźmy do twojego biura to omówimy szczegóły. — dodała.

Jo rozsiadła się swoim fotelu, a Aish wyjęła stos pergaminów i położyła przed brunetką, która przeczytała krótki opis i nazwę tejże sprawy.

— Turniej Trójmagiczny, które ma być organizowany w Hogwarcie w przyszłym roku szkolnym. — powiedziała Aish zarzucając blond włosy na plecy — Ministerwo Magii przysłało to w piątek, więc idealnie, E jesteś już dziś, bo to wymaga wielkiej organizacji, ale również ściśle tajnej. — wyjaśniła — Chodzi głównie o to, że podczas pierwszego zadania trójka uczestników turnieju będzie musiała pokonać smoka, który pilnuje złotego jaja. Będzie problem z transportem smoków, oraz boimy się jak pójdą rozmowy z Ministrem Magii w Anglii. Liczymy, że dasz sobie radę.

Omawianie tego zajęło wiele czasu, a potem Jo wzięła się do pracy czyli między innymi napisała list do Ministerwa Magii, a gdy miała go wysyłać Charlie wszedł do jej gabinetu szczerząc zęby. Był cały brudny i z dłoni ciekła mu krew.

— O mój Boże! Charlie! — powiedziała Jo.

— To nic takiego. — zaśmiał się — Sau nie chciała tego zrobić!

— Charlie, to, że bronisz smoka to najsłodsza rzecz na świecie, ale wątpię by ta smoczyca uważała cię za swojego przyjaciela. — powiedziała biorąc różdżkę i szybko pozbywając się rany.

— Przyszedłem po ciebie aby iść na przerwę.

— Już?

— Jest dwunasta. — zaśmiał się.

— Ale to szybko mija! Tak, chodźmy. — powiedziała.

— Poczekaj chwilę. — mruknął.

— Na co? — zapytała, a on ją pocałował.

The Dragon's Curse| Charlie Weasley Where stories live. Discover now