Rozdział 10

1K 57 50
                                    

W listopadzie nadszedł pierwszy mecz Quidditcha. Wokół panowała nieco nerwowowa atmosfera. Charlie powtarzał taktykę w kółko swoim braciom, którzy byli nieco zdenerwowani swoim pierwszym meczem. Najbardziej podekscytowany wydawał się być obrońca, Oliver Wood. Nauczył się taktyki Charliego na pamięć i co chwilę podchodził do niego aby omówić z nim jeszcze więcej szczegółów. Był pewny, że wygrają. Charlie nie był taki pewny, wiedział, że drużyna pokłada w nim nadzieję. Profesor McGonagall również mówiła mu, że jest świetnym graczem i, że oczekuje kolejnej wygranej.

— Będzie dobrze. — powiedziała Josephine podczas kolacji.

— Chciałbym. — powiedział — Nawet nie jestem głodny.

— Charlie. — powiedziała Josephine kładąc swoją dłoń na jego dłoni — Nie powinieneś się tak stresować, jesteś świetnym graczem i jestem pewna, że jak zwykle dasz radę, a nawet jeśli tym razem przegracie to następnym razie pójdzie wam lepiej. Dasz z siebie wszystko. — dodała.

— Po prostu... To mój ostatni rok i chciałbym zdobyć puchar. — powiedział Charlie — Chcę się tym nacieszyć.

— Wiesz, Chandler powiedział, że mógłbyś grać w reprezentacji Anglii, gdybyś tylko chciał. — powiedziała Josephine.

— Naprawdę?

— Uważam tak samo. Jesteś niesamowity. — powiedziała.

Charlie uśmiechnął się na te słowa do Josephine, a ona odwzajemniła uśmiech.

— Jesteś szczęśliwa. — zauważył — Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Zasługujesz na to. — dodał.

— Przestań...

— Poważnie, Jo. Twoja babcia cię nie docenia. — powiedział Charlie — Jesteś perfekcyjna we wszystkim co weźmiesz do roboty. — dodał.

— Przesadzasz. — dodała — Staram się.

— Czasem starasz się za bardzo. — szepnął — Ale wierz mi, jesteś perfekcyjna i jestem pewien, że nie tylko ja tak myślę. — dodał — Cóż, dziękuję za wsparcie, zapamiętam je.

— Mówisz to jakbyśmy po szkole mielibyśmy się nie zobaczyć. — powiedziała ze śmiechem Josephine.

Charlie z trudem odwzajemnił uśmiech. Wiedział, że musi jej powiedzieć, ale dopiero co zauważył prawdziwe i szczere szczęście na twarzy swojej przyjaciółki i musiał przyznać, że mu się to podobało. Jej uśmiech był piękny, przynajmniej dla Charliego, a gdy tylko znikał z jej twarzy czuł się jakby to była jego wina.

Charlie sam nie zdawał sobie sprawy z tego jaki ogromny ma talent do latania, był raczej skromny i wiedział, że do perfekcji dużo mu brakuje. Jednak nie każdy tak sądził, niektórzy podziwiali Charliego podczas gry, bo chłopak grał ze spokojem i jego ruchy były wręcz idealne.

W końcu nadeszła godzina meczu, Josephine zajęła miejsce na trybunach obok Victorii, Nathana, Mayumi i Makoto. Chłopak cały czas mówił o tym jak ten wiatr popsuje mu włosy. Nikt jednak go nie słuchał. Nawet jego siostra, która była wpatrzona w Nathana, który uśmiechnął się do szeroko. Ich pierwsza randka wyszła świetnie, jak sądziła Mayumi i już umówili się na drugą. Dziewczyna ma nadzieję, że coś z tego będzie, chociaż wiedziała, że Nathan jest trochę nieśmiały co do dziewczyn.

W końcu mecz się rozpoczął. Charlie zobaczyła jak jej przyjaciel przybiera pozycję. Spojrzał jeszcze raz na nią i posłał delikatny uśmiech.

— Tak! Oliver Wood świetnie obronił! — wrzasnął Lee Jordan, nowy komentujący meczy — A teraz Georgea albo Fred Weasley, nie mam pojęcia, celnie odbił tłuczka, to nowi pałkarze Gryffindoru!

Josephine zobaczyła, że Phoebe Black zaczęła głośno klaskać, nic dziwnego skoro się przyjaźnili, brunetka znów spojrzała na Charliego, który właśnie zrobił pętle wokół boiska aby znaleźć złoty znicz.

W końcu zaczęło być coraz zimniej. Fred Weasley dostał tłuczkiem prosto w plecy, co najwidoczniej mocno zdenerwowało Charliego, który od razu podleciał do brata, potem ktoś z przeciwnej drużyny dostał w brzuch i zwalił się z miotły. W końcu i Charlie wypatrzył znicz. Szybował w dół widząc, że szukający przeciwnej drużyny również go zobaczył. Rudzielec wystawił rękę w gotowości i udało mu się zgarnąć złoty znicza. Rozległy się wrzaski i oklaski.

— Charlie Weasley złapał złoty znicz! Zwycięża Gryffindor. — odparł Lee Jordan.

Josephine od razu zbiegła z trybun i rzuciła się Charliemu na szyję. On też mocno ją objął w talii, dziewczyna po chwili odsunęła się i pocałowała w policzek.

— Byłeś rewelacyjny! — powiedziała z uśmiechem.

— Reszta drużyny też była świetna. — powiedział Charlie.

Josephine znów przytuliła chłopaka i usłyszała w jej uchy uroczy śmiech chłopaka, który przyciągnął ją jeszcze bardziej do siebie.

— Przebiorę się i pójdę sprawdzić co z Fredem. — powiedział do niej — W Wielkiej Sali będzie impreza, znajdę cię w tłumie.

— Dobrze. — powiedziała z uśmiechem i jeszcze raz pocałowała go w policzek. Chłopaka uśmiechnął się do niej szeroko i poszedł w stronę szatni.

Charlie w końcu trafił do pokoju wspólnego i dopiero gdy udało mu się pozbyć osób, z którymi rozmawiał o meczu i gratulacjami podszedł do Josephine.

— Nic mu nie będzie. — powiedział Charlie z ulgą — Mama mnie zabije jak się dowie, że w jego pierwszy mecz walnął go tłuczek i wylądował w skrzydle szpitalnym. — zaśmiał się — Lee, George i Phoebe tam są. — dodał — Ale byli rewelacyjni, świetni.

— W końcu uczył ich najlepszy. — powiedziała Josephine.

— Wcale nie najlepszy. — powiedział Charlie i machnął ręką — Ale naprawdę! Świetnie grali. Jestem z nich dumny. — dodał — Chcesz piwa kremowego? — zapytał — Jeśli nie chcesz nie musisz tu być.

— Żartujesz to impreza na twoją cześć...

— Na cześć drużyny. — poprawił ją Charlie.

— Zostanę. — powiedziała.

— Dziękuję, Jo. Przyniosę Ci piwa. — powiedział uśmiechając się do niej.

Charlie po chwili wrócił i podał jej butelkę z piwem kremowym. Stali raczej z boku rozmawiając o wszystkim co im ślina na język przyniosła. Josephine nie potrafiła słowami opisać tej dumy, która pojawiła się w jej sercu. W końcu zaczęło się robić późno. Josephine ziewnęła starając się ukryć zmęczenie, ale Charlie jednak to zauważył.

— Idź już spać. — poradził kładąc dłoń na jej plecach — Dziękuję, że byłaś na meczu.

— Nie ma za co. — powiedziała — Byłeś cudowny!

— Przestań to powtarzać. — zaśmiał się — Jesteś zmęczona, dobranoc.

— Dobrej nocy. — zawołała machając do niego.

Charlie zagryzł wargę patrząc jak Josephine odchodzi w dobrym humorze. Stresował się tym meczem, a wiedząc, że po wygranej ona jest z niego dumna serce mu się radowało. Niestety uśmiech zniknął mu z twarzy, gdy przypomniał sobie, że za parę miesięcy może jej już nie zobaczyć.

The Dragon's Curse| Charlie Weasley Kde žijí příběhy. Začni objevovat