Lesson ten

6.2K 498 70
                                    

 11 kwietnia 2015 roku, lodziarnia "Heaven"

-To jest takie pyszne!- powiedziałam i wzięłam jeszcze jedną łyżkę przepysznych, niebieskich lodów o smaku jagód. Usłyszałam parsknięcie Luke'a, ale miałam go gdzieś, po prostu chciałam wepchnąć sobie tego do ust jak najwięcej.- Niebo w gębie!- wymruczałam po połknięciu mojego przysmaku.

-Adekwatnie do nazwy.- wtrącił się Teddy, a my zachichotaliśmy.- Moje są lepsze.- wystawił mi język, wcinając czekoladowe lody z migdałami.

-Nie prawda, bo moje. Truskawki rządzą.- stwierdził Luke opierając się o krzesło. On oczywiście jako pierwszy skończył konsumować swój deser.- Jednak mimo wszystko mogę sprawdzić jak smakują wasze.- powiedział z przebiegłym uśmieszkiem. Oblizał swoją łyżeczkę i zanurzył ją w tym, co zostało po moich lodach.

-Ej, frajerze!- jęknęłam. On tylko wyszczerzył się triumfalnie i ponownie wyczyścił swoją łyżeczkę.

-Tylko spróbuj.- ostrzegł go Ted. Niczym odkurzacz wchłonął resztę posiłku, a ja zaśmiałam się z zawiedzionej miny mojego przyjaciela.- Mózgomróz!- krzyknął chłopiec, a dwie starsze kobiety popatrzyły na niego z politowaniem.

-Tak to się kończy, gdy dzieci mają dzieci.- usłyszałam od jednej z nich. Posłałam Luke'owi zdziwione spojrzenie, a on zaśmiał się głupawo.

-No cóż kochanie, chodź. Mama musiała zostać, by przypilnować resztę dzieci. Nie możemy ich zostawić samych.- powiedział i podniósł się ze swojego miejsca.

-Co ty odpierdalasz?- wyszeptałam.

-Możemy się trochę pobawić. Jestem ciekaw reakcji innych.- powiedział. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, tym samym dając mu moją zgodę.

-Wchodzę w to!- młody przybił piątkę mojemu przyjacielowi, a uśmiechnęłam się pod nosem. Może być zabawnie, no nie? Luke pochylił się i musnął mój policzek ustami, na co wzięłam głębszy oddech. Puścił mi oczko i chwycił za dłoń.- Ekhem.- Ted wystawił obie ręce do góry, a ja chwyciłam go za jedną.

-Idziemy, więc!


11 kwietnia 2015 roku, dom Luny

-Ta akcja była chora.- krzyknęłam wbiegając do domu. Luke i Teddy szli zaraz za mną i niemal płakali ze śmiechu. Ja też nie mogłam pohamować przypływu wesołości i opierałam się o ściany, próbując utrzymać równowagę.

-Młoda damo, to nie jest prawidłowe.- mówił Hemmings, grożąc mi palcem wskazującym. Zmienił ton i brzmiał bardzo podobnie do kobiety, która zaczepiła nas na ulicy.- W twoim wieku mieć dziecko? To przestępstwo!

-Przestań.- wydusił Teddy leżąc na ziemi. Teraz już był cały czerwony i trzymał się za brzuch, głośno chichocząc.- Nie mogę.- jęknął, a my nadal chichraliśmy się jak debile.

-Luna, Teddy! Co tam się dzieje?!- usłyszeliśmy krzyk dochodzący z kuchni. Niemal natychmiast nasze humory się pogorszyły, bo głos taty nie brzmiał miło. Mój braciszek wstał z ziemi i uczepił się mojej ręki. Westchnęłam głośno i poczochrałam go po włosach. Staliśmy tak i nasłuchiwaliśmy co się dzieje, gdy w końcu przed nami pojawił się ojciec. Miał na sobie tylko bokserki i był zalany w trupa.- Czemu mi przeszkadzacie smarkacze?! Niech ja was tylko dorwę!- był jak w amoku. Zatrzęsłam się lekko.

-Cholera.- wyszeptał Luke i stanął przede mną i Teddy'm.

-Nie zgrywaj bohatera Hemmings.- warknęłam, a on odepchnął mnie do tyłu. Zatoczyłam się lekko, ale po chwili zrozumiałam co tak właściwie się stało. Mój przyjaciel dostał w twarz od taty.

-Głupie bachory, wynocha!- darł się mężczyzna. Luke szybko wypchnął nas za drzwi, a następnie sam wybiegł z domu.

-Idziemy do mnie.- zdecydował. Westchnęłam głośno i przytaknęłam.

Mój tata w takich chwilach był nieprzewidywalny. Mam na myśli, nie pił bez powodu, bo był alkoholikiem, ale czasami nie mógł się powstrzymać. Mama dobrze o tym wiedziała i pewnego dnia, po prostu uciekła, a ja postanowiłam, że będę chronić przed tym Ted'a. To brzmi tak cholernie tandetnie, ale prawdą jest to, że ojciec jest dobrym człowiekiem, ale czasami mu odbija.

Po niecałej godzinie doszliśmy do domu blondyna. Brat od razu poszedł spać w pokoju chłopaka, ja natychmiast zajęłam się opatrywaniem jego poharatanej twarzy.

Luke usiadł na jednym z niższych stołków i patrzył, jak wyjmuję z apteczki, którą wcześniej mi dał, wacik i wodę utlenioną. Polałam nią materiał i przyłożyłam do rozciętego łuku brwiowego, na co głośno syknął.

-Dobrze, że nie chcesz zostać pielęgniarką.- odezwał się pierwszy raz od incydentu w moim domu. Posłałam mu smutny uśmiech i kontynuowałam przecieranie rany.- Luna, popatrz na mnie.

-Patrzę.- westchnęłam i zmieniłam wacik, bo tamten był cały od krwi.

-Będzie dobrze, obiecuję.- powiedział całkowicie poważnie.- Mój stary nie był tu już długo i wiem jak to jest mieć problemy z rodzicami. Uwierz mi, nie jest fajnie praktycznie żyć samemu.- kiwnęłam głową i znowu zapadła cisza. Nie była jakaś bardzo nieprzyjemna, po prostu nie wiedzieliśmy co powiedzieć.

-Gotowe.- wychrypiałam, gdy nakleiłam dwa plastry na ranę blondyna. Uśmiechnął się w podziękowaniu i pomógł mi sprzątać bałagan, jaki narobiłam. Sięgnęłam po jeden ze zużytych wacików, a chłopak zrobił to samo. Nasze dłonie na chwilę się zetknęły, na co przeszły mnie miłe dreszcze. Popatrzyłam w oczy chłopaka i uśmiechnęłam się, on zrobił to samo.

Potem zjedliśmy po jednej kanapce i udaliśmy się do pokoju gdzie spał mój brat. Luke użyczył mi jednej ze swoich koszulek, była czarna i sięgała mi do połowy ud, więc szybko się przebrałam i wskoczyłam pod kołdrę.

-Zmieścisz się.- powiedziałam, gdy chciał opuszczać pokój. Odwrócił się i nie protestując, ułożył się obok mnie.- Dobranoc.- wyszeptałam, gdy przytuliłam policzek do jego ramienia.

-Luna?- zapytał, a ja mruknęłam cicho.- Lekcja dziesiąta, zawsze broń tych, których kochasz.

___________________

Cześć pysie!

Kolejny rozdział, nieco chaotyczny, ale taki miał wyjść, no heloł ;P Zostaje mi tylko powiedzieć:

Proszę, by każdy kto przeczytał, zostawił komentarz lub gwiazdkę, dziękuję :D

50 things to learn| l.hemmings ✔Where stories live. Discover now