Lesson eleven

5.7K 443 45
                                    

 11 kwietnia 2015 roku, pokój Luke'a

-Co?- zapytałam i odwróciłam się przodem do blondyna.- T-ty mnie kochasz?- zapytałam, a on zachowywał kamienną twarz. W mojej głowie panował wielki bałagan, nie wiedziałam co mam o tym wszystkim sądzić, bo przecież nie przesłyszałam się, prawda?

-Lekcja jedenasta, nie bierz wszystkiego tak bardzo serio.- powiedział po chwili. Nie wiedzieć czemu, zrobiło mi się smutno. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale zamiast tego górna warga powoli opadła na dolną.

-Cokolwiek, dobranoc.- powiedziałam tylko i odwróciłam się plecami do chłopaka. Chciał mnie do siebie przytulić, ale ja odsunęłam się i zacisnęłam pięści na poduszce. Słyszałam jego niespokojny oddech i czułam jak się wierci.

-Powiedziałem coś nie tak?- zapytał, a ja prychnęłam, ale nie odezwałam się ani słowem. Luke westchnął i wymamrotał ciche "branoc".

Tej nocy nie spałam prawie wcale.

12 kwietnia 2015 roku, kuchnia w domu Luke'a

Stałam przy wysepce i szykowałam trzy kanapki z masłem orzechowym. Luke i Ted siedzieli w salonie i oglądali bajki, które jak zawsze w soboty, leciały już od dziewiątej. Głowa mi pękała, a powieki bezwiednie opadały, ale nie poddawałam się i dalej walczyłam z sennością.

-Luna?- usłyszałam cichy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam blondyna stojącego w przejściu.- Wszystko dobrze?- zapytał, a ja wzruszyłam ramionami. Za nic nie umiałam wytłumaczyć swojego zachowania. Sama nie wiedziałam dlaczego tak właściwie jestem smutna, bo przecież on po prostu udzielił mi kolejnej rady i...

-Nie.- odburknęłam. Coś zaczynało rodzić się we mnie. Pokłady złości zostały uwolnione przed mózg, ręce trzęsły mi się niczym staruszce, a w gardle formowała się gula.- Nic nie jest dobrze!- krzyknęłam i wbiłam nóż w deskę do krojenia stojącą obok. Oparłam się o blat i zwiesiłam głowę, a włosy bardzo dobrze pełniły rolę kurtyny, które zakrywały moją twarz.

-Luna...- Luke stał zaraz za mną, odwróciłam się do niego i popatrzyłam z wyrzutem.-...Jesteś zła za wczoraj?- zapytał, a ja nie znałam odpowiedzi.

-Nie wiem.- pokręciłam głową i westchnęłam.- Może?- bardziej zapytałam. Gubiłam się w labiryncie własnych uczuć, one atakowały z każdej strony, a ja nie umiałam od nich uciec.

-Chyba nie rozumiem.- przyznał blondyn, a we mnie, nie wiedzieć czemu, wstąpiła wielka odwaga.

-Ja też nie.- wyszeptałam i szybko wpiłam się w jego pełne usta. Bałam się, że go tym speszę, albo wystraszę, ale on niemal natychmiast, bez chwili zawahania, odwzajemnił pocałunek. Świat wokół wirował, oddalał się, a po chwili jakby przestał istnieć. Liczył się tylko on i ja. Jego smakujące masłem orzechowym usta i puszyste włosy, w które wplotłam palce. Luke przemieścił swoje dłonie na mój tyłek i sprawił, że podskoczyłam i owinęłam nogi wokół jego talii. To było tak dobre, a tak dziwne zarazem. Ruszył w stronę blatów i posadził mnie na jednym z nich, coraz mocniej napierając na moje wargi.

-Luke!- rozległ się głośny krzyk. Oderwaliśmy się od siebie głośno dysząc i patrząc w swoje oczy.- Luke!- ponownie ten męski głos. Zmarszczyłam brwi, a chłopak zamknął oczy i mocno zacisnął powieki.

-To mój ojciec.- powiedział cicho, niemal szeptem i ruszył w stronę korytarza. Ja siedziałam w kuchni, na brudnym od masła i okruszków blacie, a moje uczucia były w jeszcze większym bałaganie niż dotychczas. Oniemiałam, był taki doskonały.

Z przedpokoju usłyszałam głośną wymianę zdań, szybko poderwałam się z miejsca i ruszyłam w tamto miejsce. Zanim przekroczyłam próg pomieszczenia, zatrzymałam się jednak przy wielkim lustrze i spojrzałam na swoje odbicie. Nie wiedzieć czemu, denerwowałam się przed spotkaniem z panem Hemmings'em. Moje włosy były w nieładzie, więc szybko rozczesałam je palcami, a następnie przygładziłam biały t-shirt z nadrukiem bananów i szare jeansy.

Wychyliłam się lekko, ale niestety nie udało mi się być dyskretną, bo wzrok obu mężczyzn powędrował od razu na mnie.

-Uhm, ja...- wyjąkałam, gdy ojciec blondyna mierzył mnie wzrokiem. Był wysoki, miał blond włosy i w zasadzie był starszą kopią Hemmings'a.

-Więc tak spędzasz sobotę? Sypiasz z dziewczynami i...

-Zamknij się, okay?- zapytał chłopak i zirytowany zacisnął pięści. Przygryzłam wargę i lekko się zbliżyłam, spokojnie chwyciłam pięść Luke'a w swoją dłoń i zaczęłam kreślić małe kółka na jego skórze. Nie wiedziałam czy to coś da, ale sądząc po tym pocałunku, nie byłam mu obojętna. Blondyn nieco się odprężył i posłał mi mały uśmiech.- Luna to moja przyjaciółka tato.- powiedział, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.

-Uważaj, bo ci uwierzę!- powiedział kpiąco, a ja zmarszczyłam brwi, patrząc na niego.- Ściskasz jej dłoń jakby była twoją ostatnią deską ratunku, synu.- odparł miłym tonem, a ja byłam bardzo zdziwiona.-Chodźcie, zjemy śniadanie i wszystko mi powiesz.- zwrócił się bezpośrednio do blondaska, a on najwidoczniej był równie zaskoczony co ja.

Mężczyzna, o którym Luke mówił w tak zły sposób, okazał się na serio dobrym facetem.

Wow.

________________________

Cześć moi mili :)

Co powiecie na taki obrót wydarzeń? Jest nieco chaotycznie, ale dokładnie tak to miało wyglądać! Przecież to opowiadanie ma na celu być chaotyczne, no nie? ;)

Kocham Was za te wszystkie komentarze i wyświetlenia i gwiazdki i po prostu kocham odpowiadać na to wszystko :D

Proszę więc, by każdy kto przeczytał, zostawił po sobie komentarz lub gwiazdkę

50 things to learn| l.hemmings ✔Where stories live. Discover now