Lesson twenty four

5K 355 14
                                    

12 maja 2015, dom Luna'y

 Ze szpitala wypisano mnie dopiero po kilku dniach, ale nie przeszkadzało mi to zbytnio. Jak to mówią: każda okazja, by nie pójść do szkoły jest dobra, prawda?

 Siedziałam na łóżku, w końcu u siebie w pokoju, i przeglądałam powiadomienia z twitter'a i tumblr'a, których było sporo- w szpitalu nie miałam internetu. Na dworze robiło się coraz cieplej, więc drzwi balkonowe miałam otwarte, a co za tym idzie- świetnie słyszałam, co się dzieje na zewnątrz. Ćwierkały ptaki, szczekał pies sąsiadki, Teddy bawił się z babcią na huśtawce. Nagle, ciszę przerwał silnik samochodu i odgłos kół poruszających się po podjeździe. Podniosłam się i przy pomocy kul doczłapałam się do okna.

 Żółty Hammer zaparkował przy wjeździe do garażu, tak jak mu zawsze kazałam, a z środka wyszedł Luke. Uśmiechnęłam się do siebie, ale zaraz spochmurniałam, bo na posesję wjechał kolejny pojazd, tym razem czarny SUV. Zmarszczyłam brwi, mój chłopak najwyraźniej zobaczył kto jest w środku, bo cały się napiął i szybko wycofał do środka domu. Usłyszałam trzask drzwi, a następnie szybkie kroki po schodach. W tym samym momencie, gdy blondyn wpadł do mojego pokoju, z auta wyłonił się mój ojciec.

-Co on tu robi?- zapytałam, a Luke wzruszył ramionami. Pomógł mi dojść z powrotem do łóżka i usiadł obok. Nie odzywał się, bo wiedział, że muszę sobie przetworzyć wszystkie informacje.- Daj mi coś do ubrania, proszę.- odezwałam się słabo.

-Okay.- ufałam chłopakowi na tyle, by pozwolić mu grzebać w mojej szafie. I tak widział mnie w większości tych ubrań, więc dlaczego miało mi zależeć? Luke chwile przesuwał wieszaki, a potem rzucił we mnie luźnymi, jasnymi jeansy'ami i granatowym t-shirt'em ze znakiem super-man'a. Szybko się przebrałam- w tym czasie Luke wyszedł z pokoju- i założyłam jednego trampka na sprawną stopę, drugą oszczędziłam i po prostu owinęłam ciaśniej w bandaż. Palce dawały o sobie znać bardzo często, ale ból, bardzo powoli, stawał się do zniesienia.

-Pomożesz mi?- zapytałam wskazując na strome schody, a chłopak uśmiechnął się, najpierw odebrał moje kule i zbiegł po schodach, odstawił je przy drzwiach i wrócił po mnie na górę. Złapał mnie w pasie, a drugą ręką uniósł moje nogi i powoli, uważając by mnie nie uderzyć, zniósł na dół. Podziękowałam mu całusem w policzek.

-Mhm, takie nagrody mógłbym dostawać zawsze.- wymamrotał, a ja walnęłam go kulą w nogę, na co syknął. Zachichotałam i wyszłam na zewnątrz.

-Luna!- od razu usłyszałam zdziwiony krzyk mojego ojca. Wyglądał porządniej, niż wtedy, gdy go widziałam. Zgolił brodę, przystrzygł włosy i przybrał nieco na wadze. Prezentował się bardzo dobrze w jasnej koszuli włożonej w jasnozielone spodnie khaki. Przygryzłam wargę, a Luke lekko ścisnął mój bark.- Dziecko, co ci się stało?!- zakrzyknął i podbiegł w moją stronę, na co pisnęłam. Hemmings nieco mnie zasłonił, blokując dostęp mężczyzny do mnie.

-Uderzyłam w szafkę i złamałam trzy palce u stopy. To nic poważnego.- nie patrzyłam na niego, tylko na plecy mojego chłopaka, który dzielnie znosił uporczywe spojrzenie mężczyzny.

-Dziecko, jak cię tu traktują?- zapytał.

-Lepiej niż w domu, o całe niebo i kawałek ziemi lepiej.- warknęłam. Znałam go za dobrze, by nie zauważyć, że coś kombinował. Jego wizyta nie mogła być bezinteresowna, skoro przejechał dość duży kawał drogi, by zobaczyć się z dziećmi, które wcześniej tak źle traktował.

-Luna, Teddy.- tym razem spojrzał też na mojego braciszka, który skulił się przy babci, niedaleko huśtawki.- Bardzo was przepraszam i proszę, wróćcie do domu.- jego głos był pełen skruchy, ale coś mówiło mi, by mu nie wierzyć.- Żałuję mojego postępowania i chcę was odzyskać.- kątem oka spojrzałam na Teddy'ego, nie patrzył na ojca, babcia szeptała mu coś na ucho, a on potakiwał. Też nie chciał wracać. 

 Mama zawsze powtarzała nam, że jeśli ktoś kiedyś był zły, uderzył kogoś, albo zrobił coś jeszcze gorszego, to na pewno to powtórzy. Nie wiedziałam co myśleć, z jednej strony był moim ojcem, ale z drugiej człowiekiem, przez którego cierpiałam. Przecież to Luke przygarnął nas do siebie, gdy on był zaślepiony gniewem.

-Nie.- mówię, a raczej szepczę i boję się, że nie było mnie słychać, więc odchrząkuję i powtarzam.- Nie.- tym razem jestem bardziej zdecydowana, a mój głos silny.

-Jak to nie? Jestem waszym ojcem, Luna!- podnosi głos, a Luke już do końca mnie zasłania.

-Myślę, że powinien pan już iść, Luna nie zmieni zdania, Ted też.- krzyżuje ręce na klatce piersiowej i stoi prosto, patrzy ojcu w oczy, rzucając wyzwanie. Może nie jesteśmy psami, ale to działa bardzo podobnie, jeśli Luke odwróci wzrok, da mu znać, że się poddał.

-Słuchaj smarkaczu...

-Odejdź.- krzyczę. Wszyscy patrzą na mnie zdezorientowani, ale widzę zrozumienie w oczach babci. Luke nieco się odsuwa, bym mogła spojrzeć na mężczyznę przed nim.- Odejdź.- powtarzam kładąc coraz większy nacisk na litery.- Teraz.- syczę.- Nie chcę cię widzieć, nie przychodź tu, nie nawiedzaj nas, nie..

-Dobrze, odejdę, ale będę o was walczył.- zapowiada i odchodzi, a ja zmęczona, opieram się o plecy mojego chłopaka. On szybko się odwraca i bierze mnie w ramiona.

-Dobrze zrobiłaś Słonko.- szepcze i całuje mnie w czoło, pomiędzy brwiami.- Musisz być twarda, jeśli nie dla ciebie to dla tych, których kochasz.- mamrocze, a ja przytakuję i mrugam w szaleńczym tempie, by powstrzymać napływające łzy.- To lekcja dwudziesta czwarta Złotko. Zapamiętaj ją.

_______________________________

Cześć Kaczuszki ;D

Jak widzicie, powoli wchodzimy w mroczny świat dramy! Dum, dum, duuuummmm!

Tak btw. dziękuję Wam za osiem tysięcy odsłon i tysiąc votes. Nawet nie wiecie jaką motywacje mi to daje, właśnie temu rozdziały są tak często ;)

Luv ya <3

50 things to learn| l.hemmings ✔Where stories live. Discover now