Lessons seventeen and eighteen

6K 388 43
                                    

23 kwietnia 2015 roku, kuchnia Luny

-Jesteś pewna, że wiesz jak to obsługiwać?- zapytał Luke, gdy podgrzewałam w piekarniku wczorajsze skrzydełka z kurczaka. Wywróciłam oczyma i spojrzałam na jedzenie, które smakowicie pachniało. Uśmiechnęłam się i widząc, że czas na minutniku już upłynął, wyjęłam posiłek z piekarnika.

-Ałć!- jęknęłam, gdy dotknęłam gorącej blachy odkrytym palcem.- Cholera.- syknęłam i szybko odkręciłam wodę, by włożyć dłoń pod zimny strumień. Odetchnęłam z ulgą, gdy woda zetknęła się z rozgrzaną skórą.

-Niezdaro.- mruknął blondyn, który zmaterializował się zaraz za mną. Posłałam mu krzywy uśmiech.- Daj.- chwycił za moją dłoń i przyciągnął mój palec do ust.- Moja mama zawsze tak robiła, gdy mnie coś bolało, a co ciekawsze, zawsze przestawało.- cmoknął opuszek mojego kciuka i uśmiechnął się. Powtórzył to jeszcze dwa razy i pozwolił mi ponownie podstawić dłoń pod wodę.- Lekcja siedemnasta, uważaj na siebie.

-Bo?- zapytałam z chytrym uśmieszkiem.

-Bo...-przeciągnął i oparł się o blat, jednocześnie nachylając się w moją stronę.-...się o ciebie boję, Słońce.- dodał i odepchnął się od powierzchni.- Tak w ogóle, to mój staruszek zabiera mnie za jakąś godzinę na zawody motorowodne niedaleko, powiedział, że mogę kogoś ze sobą zabrać.- spojrzał na mnie porozumiewawczo.

-Luke, myślę, że powinieneś spędzać więcej czasu z osobnikami tej samej płci.- powiedziałam figlarnie, a on zaśmiał się pod nosem.

-Jak założysz spodnie, to może nie zauważy.- wzruszył ramionami, a ja rzuciłam w niego ścierką.- Ała!- zawył, a ja zachichotałam wesoło i postawiłam jedzenie na stoliku, przy którym usiadł.- A tak serio, to chciałabyś tam z nami pojechać? Może być miło.- chwycił mnie za dłoń i zaczął kreślić różne kształty na jej powierzchni.

-Hm, czemu nie?- bardziej zapytałam niż stwierdziłam.- W takim razie jedz, a ja pójdę się przebrać.- rozkazałam, ale on pociągnął mnie z powrotem na krzesło.

-Nie-e, najpierw zjesz.- podsunął kurczaka w moją stronę, a ja nie kłócąc się, zabrałam się za jedzenie.

23 kwietnia 2015 roku, podjazd Hemmings'ów

 Po szybkim zjedzeniu obiadu przebrałam się w ciemno niebieskie jeansy, biały crop-top w czarne paski i czarne sandałki na platformie. Założyłam też "obrożę" jak to ją nazwał Luke i całkowicie rozpuściłam włosy, zgarnęłam też mój mały, czarny plecaczek (przyp.autorki: wpiszcie sb choker do grafiki google, to ta obroża, idk jak to nazwać xd).

-Luke, no w końcu!- jego ojciec pojawił się na ganku, gdy tylko przeszliśmy przez furtkę.- Oh, Luna.- uśmiechnął się w moją stronę i podszedł do nas wcześniej zamykając drzwi na klucz. Wyciągnęłam w jego stronę rękę, by się przywitać, ale on zamiast ją uścisnąć, ucałował jej wierzchnią stronę.

-Uhm, dzień dobry.- powiedziałam niepewnie, a Luke stojący obok jęknął zażenowany.

-Tato, proszę.- powiedział do niego ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy.- Nie zniechęcaj jej do przychodzenia tutaj.- zachichotałam i trzepnęłam chłopaka w ramię.

-Dobrze już dobrze, możemy jechać?- zapytał, a my skinęliśmy, a następnie zapakowaliśmy się do żółtego Hammer'a jego ojca. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał pan Hemmings.- No, to jak długo jesteście razem?- zapytał, a ja zakrztusiłam się z lekka.

-Luna to moja przyjaciółka, tato.- wyjaśnił Luke, a ja pokiwałam głową.

-Oh, przepraszam, myślałem, że...no cóż, włączmy muzykę.- tato Luke'a wcisnął guzik, a z głośników popłynęła dobrze znana nam melodia.

-Your sugar! Yes please!- zaśpiewałam razem z Adamem Levine. Pan Hemmings i jego latorośl zaśmiali się głośno, a ja kontynuowałam.- Would you come and put it down on me?

-Yeah you show me good lovin', make me alright, need a little sweetness in my life!- zawtórował mi Luke i tak jakoś wyszło, że przez resztę drogi do miejscowości Orange śpiewaliśmy głośno wszystkie hity.

23 kwietnia 2015 roku, Suma Park Reservoir*

 Okazało się, że podróż zajęła nam dłużej niż zapowiedział mój przyjaciel. Otóż mówił o godzinie, dwóch, a tymczasem zeszły nam cztery. Poinformowałam moją babcię, że wrócę dopiero za dwa dni, bo pan Hemmings miał coś do załatwienia w mieście. Owszem, zaproponował nam, że odwiezie nas wcześniej, ale nie chciałam robić zamieszania.

-Nie wierzę, że mnie tak podle oszukałeś!- warknęłam, gdy weszłam do naszego pokoju- zostawaliśmy w hotelu- rzuciłam swój plecaczek na łózko, a następnie sama na nim wylądowałam.- Ja nawet nie mam ubrań na przebranie.

-Spokojnie Żabo, dam ci coś, a jak to nie styknie, to stary na pewno coś ci kupi.- puścił mi oczko, a ja fuknęłam głośno.

-Nie mogę żerować na twoim ojcu! Tak nie wypada Luke!- jęknęłam, a on wzruszył ramionami.

-Nie będziesz na nim żerować, po prostu "przez przypadek" wspomnę mu, że nie ostrzegłem cię o tak długim pobycie i nie zabrałaś ubrań, a on sam zaproponuje ci kupno nowych.- powiedział zadowolony z siebie.- Lekcja osiemnasta, trzeba sobie radzić Dziecino.

-Dwie lekcje jednego dnia, hm?- zakpiłam.

-Jak się bawić, to się bawić Maleńka.- puścił mi oczko, a ja krzyknęłam na niego.

-Przestań z tymi przezwiskami!

_______________

Witam ponownie Kochani :D

Jak się dowiedziałam z Waszych jednogłośnych komentarzy- chcecie dramy. Okay, dla mnie spoko! Pomyślę trochę i na pewno trochę namieszam, a co tam ;)

Macie dwie lekcje naraz, ale to nic- będzie ich jeszcze mnóstwo! :D

Kocham <3

*jezioro w regionie Orange, niedaleko miejscowości o tej nazwie

50 things to learn| l.hemmings ✔Where stories live. Discover now