Lesson twelve

5.7K 440 21
                                    

 12 kwietnia 2015 roku, jadalnia w domu Luke'a

Cisza jaka zapadła po zajęciu miejsc przy wielkim stole była nie do opisania. Teddy został przeze mnie zagoniony na górę, Luke podał mu nawet hasło do komputera, by mógł grać w jakieś durnowate gry. Ja nawet gdybym chciała, nie mogłam odejść od tego przeklętego miejsca. Nie żebym nie chciała, po prostu...coś trzymało mnie tam tak cholernie mocno, chciałam się dowiedzieć o co chodzi z tą nagłą wizytą ojca Hemmings'a.

-Dlaczego tak właściwie przyjechałeś?- zapytał blondyn bawiąc się sushi, które przywiózł jego tata. Nie przewidział, że też tam będę, więc zaproponował mi swoje, ale odmówiłam. Żołądek zawiązał mi się w wielki supeł i nie mogłam nic przełknąć, nawet śliny.

-Pamiętasz tą firmę, dla której ostatnio pracuję?- zapytał, a Luke wzruszył ramionami. Nie wiem po co podkreślił ostatnie słowo, może chciał przypomnieć, że nie jest tam na wakacjach?- Pan Zheng, mój szef, zaproponował mi stanowisko tutaj, w Australii! Czy to nie wspaniałe? Będziemy mogli wszystko nadrobić i...

-Nie dzięki.- warknął chłopak, a ja spojrzałam na niego ze zrozumieniem.

-Nie rozumiem Luke. Nie ma mnie- nie dobrze, jestem- gorzej. O co ci chodzi? Czego ty ode mnie chcesz?- pytał.

-Ty nic nie rozumiesz. Nie chcę cię tu, bo jesteś dla mnie jak obcy facet. Nie było cię na moich dwunastych urodzinach, z resztą na szesnastych i siedemnastych też nie. To Bill, nasz sąsiad z Adelaide, nauczył mnie jazdy na rowerze. Nadal nie wiesz o co mi chodzi?- chłopak dyszał niespokojnie. Ja siedziałam tam i nawet nie chciałam przypominać o mojej obecności. Czułam się co najmniej dziwnie będąc świadkiem ich kłótni, ale czułam, że Luke nie chciałby zostać sam.- Chodzi o to, że pojawiasz się po nie wiadomo ilu latach nieobecności i oczekujesz, że głupie pudełko sushi i wesoły uśmiech do mojej przyjaciółki ci pomoże? Nie licz na to.- powiedział i wstał od stołu. Po drodze do wyjścia, chwycił moją dłoń i pociągnął za sobą.

-Hej, Luke...Luke.- powiedziałam pospiesznie. Spojrzał na mnie zaszklonymi oczyma, na co krajało mi się serce.- Wyrwijmy się stąd, chodź.- pociągnęłam go do wyjścia, wcześniej zawołałam Ted'a. On szybko zbiegł na dół, więc mogliśmy wyjść z domu Hemmings'ów.

-Dzięki.- wychrypiał. Odkaszlnął klepiąc się po klatce piersiowej i podszedł bliżej. Zarzucił mi rękę na ramiona i przysunął do swojego boku. Uśmiechnęłam się i chwyciłam Teddy'ego za rękę.

-Od tego jestem, no nie?- zapytałam, a on skinął i poklepał mnie po ramieniu.

12 kwietnia 2015 roku, gdzieś na obrzeżach Sydney

-Przypomnij mi, co my tu robimy?- zapytałam, a chłopak spławił mnie machnięciem ręki. Po godzinnym spacerze, odstawiłam Ted'a do babci i ruszyliśmy z Luke'iem do jakiegoś miejsca, o którym nikt inny, podobno, nie miał pojęcia.

-Chcę ci coś...- zaparło mu dech, bo uderzył się barkiem w drzewo.-... pokazać.- wypuścił powietrze i potarł ramię.- Chodź, jeszcze tylko kawałek. Musimy wspiąć się na to.- pokazał palcem wysoką kupę piachu. Westchnęłam, ale nic nie powiedziałam. Skoro to miało mu pomóc, to nie mogłam nic na to poradzić.

Szybko wspięliśmy się na samą górę, chociaż w butach miałam piaskownicę. Tym razem to mnie zaparło dech w piersiach, bo było tam pięknie. Kawałek dalej, piasek zamieniał się w wielką plamę zieleni, a sam widok...wow. Całe Sydney stało przed nami otworem, z tej góry widać było wszystko. Po wytężeniu wzroku zauważyłam nawet Avalone Beach, miejsce, gdzie spędzałam z rodzicami połowę wakacji.

-Wow, Luke.- szepnęłam i podeszłam kawałek dalej.

-Uważaj.- krzyknął i chwycił mnie za ramię, po czym z powrotem odciągnął do tyłu, a piasek, na którym stanęłam, osunął się na ziemię.

-Dzięki.- powiedziałam i stanęłam na jego wysokości.

-Lekcja dwunasta, unikaj problemów.- powiedział, a ja nie do końca zrozumiałam.- Gdybyśmy nie wyszli, zrobiłaby się cholernie wielka awantura. Mój stary potrafi być prawdziwym wrzodem na dupie.

-No a mama? Co z mamą?- zapytałam, a on westchnął.

-Mieszka sobie w Adelaide z nowym facetem, Charls'em i swoimi cudownymi dzieciaczkami- Iris i Aris.- mruknął, a ja usiadłam, co on również uczynił.- Co z twoją? Mam na myśli, twoja babcia ciepło przyjęła Ted'a, a podobno to właśnie mama twojej mamy.- wtrącił, a ja skrzywiłam się.

-Yhm, zostawiła nas.- powiedziałam i odwróciłam ku niemu twarz.- Tata zbankrutował, a jej już nic z nami nie trzymało, więc no...

-Auć.

-No.- kopnęłam jakiś kamyk i oparłam głowę o ramię blondyna. Przed oczami stanęła mi scena z dzisiejszego poranka i po prostu nie mogłam uwierzyć, że to zdarzyło się tego samego dnia. Wydawało się, jakby minęły lata.

-Luna?

-No?- zwróciłam się ku niemu, a on uśmiechnął się pod nosem.

-Zamierzam cię pocałować.- powiedział.

-Dawaj.- mruknęłam. On szybko przyciągnął mnie do siebie i wpił w moje usta. Smakował jak mięta, pewnie przez cukierki, które zjedliśmy po drodze. Przechyliłam się jeszcze bardziej i wyszło na to, że prawie na nim leżałam, co wydawało się mu nie przeszkadzać.

-Dzięki, potrzebowałem tego.- przerwał i spojrzał na mnie.

-Nie ma za co.- szepnęłam z uśmiechem.- Od tego jestem, co nie?- zachichotał i jeszcze raz cmoknął moje usta.

____________________

Cześć kochani, wiem, że dawno nie było rozdziału i pozwalam Wam mnie za to powiesić, czy cokolwiek chcecie ze mną zrobić, ale po prostu nie miałam siły, ani chęci na pisanie. Przepraszam :(

A tak poza tym, to do góry jak zawsze macie "Luna'e i Luke'a"


50 things to learn| l.hemmings ✔Where stories live. Discover now